Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: W niedzielę mecz Falubaz - Get Well. Wierzy pan, że Jacek Frątczak, menedżer Aniołów, zagra swojemu byłemu klubowi na nosie?
Sławomir Kryjom, były menedżer Unii Leszno i Unibaxu Toruń: Może się tak zdarzyć. Nie ulega wątpliwości, że mecz jest poważnym testem dla drużyny Jacka Frątczaka. Pierwszy wyjazdowy egzamin w Tarnowie oblali, bo też Get Well jest innym zespołem u siebie, a innym na obcych torach. W końcu jednak także i na wyjazdach, wjadą na właściwe tory. Na papierze mają nazwiska, które pozwalają takie rzeczy mówić.
Łatwo może być o tyle, że Falubaz jakiś taki niemrawy.
Jeśli jednak zielonogórzanie dobrze przepracują tydzień, będą groźni. Zwłaszcza, że jadą u siebie. Nie ma co oceniać ich szans na podstawie ostatniego wyjazdu do Leszna. Wartość Falubazu rośnie na domowym torze. Na dokładkę będą chcieli zmazać plamę. Mają swoje atuty. Młodzież jeździ lepiej, niż się spodziewano. Forma Patryka Dudka jest dobra. Grzegorz Zengota i Michael Jepsen Jensen pojadą lepiej niż przed tygodniem. Jeśli Jacob Thorssell dołoży te 6, czy 7 punktów, to Falubaz będzie groźny. Spodziewam się ogromnych emocji, bo dla każdej z drużyn porażka oznacza kłopoty. Zielonogórzanom zacznie zaglądać widmo spadku, a dla Get Well porażka oznacza, że oddala się play-off.
Zgadzam się co do tego, że Falubaz pojedzie lepiej niż w Lesznie. Mam jednak wątpliwość związaną z torem. Ostatnio był zrobiony tak, że Piotrowi Protasiewiczowi odcięło prąd. Nie miał się jak rozpędzić, praktycznie nie istniał.
A bez Protasiewicza Falubaz traci wiele na wartości, więc myślę, że Zielona Góra drugi raz tego samego błędu nie powtórzy. W meczu z Włókniarzem wyłączono zewnętrzną część toru. Nie wiem, czy zrobiono to celowo, ale jakoś tak się dziwnie składa, że częstochowianie lubią się rozpędzać, jadąc szerzej. Protasiewicz lubi jednak to samo, a jego punkty są potrzebne. Teraz Falubaz musi zrobić taki tor, żeby jego zawodnicy czuli się na nim dobrze. Szkodzenie torem przeciwnikowi to broń obosieczna.
Co pan sądzi o wypowiedzi Pawła Przedpełskiego dla nSport+ i ripoście menedżera Get Well. Zawodnik publicznie ruga Jacka Frątczaka, choć Toruń wygrał mecz. Najlepsze jest to, że potem menedżer przeprasza zawodnika.
Po meczu napisałem Tweeta, bo choć Jacka i Pawła bardzo szanuję, to trochę się zapomnieli. Jeśli Paweł miał problem, to powinien go załatwić w szatni, nie przed kamerami. Natomiast Jacek nie powinien padać na kolana przed zawodnikami. Powtarzam, obaj się zapomnieli, bo takich rzeczy nie załatwia się za pośrednictwem mediów.
W ogóle to mam wątpliwość, czy w Get Well jest jakiś team-spirit. Przedpełski mówił przecież, że kolega wepchnął go pod bandę. To było publiczne pranie brudów. Tego się nie robi w drużynie, w której jest dobra atmosfera.
To nie był pierwszy tego typu przypadek w Get Well w tym sezonie. Już raz Holta wyhamował Kaczmarka, który wychodził na czystą pozycję. O tym też było głośno, bo Daniel mówił o tym w mediach. Tamta sprawa została jednak zbagatelizowana. Wyszło na to, że nic się nie stało. A tu przecież trzeba usiąść i ustalić reguły gry, żeby każdy miał jasność.
Zasady, na jakich startuje rezerwowy, też trzeba ustalić, ewentualnie głośno o nich powiedzieć, bo tu też zawodnicy nie mają najwyraźniej jasności.
Też tak myślę. Numer 8 i 16 powoduje, że senior, który zbiera jedynki, nie ma gwarancji kolejnego startu. Ktoś tam czeka i jest gotowy w każdej chwili go zastąpić. Dla dobra drużyny. Swoją drogą, to żaden zawodnik nie powinien być ważniejszy od zespołu. Każdy, kto wyciąga rękę, żeby zaszkodzić drużynie, powinien dostać po łapach.
Zastanawiam się, co jest nie tak w Get Well. Przychodzą gwiazdy pokroju Doyle’a czy Iversena, ale nie jadą.
Iversen ma koszmarne problemy sprzętowe. Rok temu miał to samo. Doyle’owi dałbym trochę czasu. Kraksa z pierwszej kolejki wybiła go z rytmu. On jednak dojdzie do siebie. Potrzeba mu czasu i cierpliwości. Wiem, że kolejki uciekają, każdy się niecierpliwi, stąd też pewnie jakieś niesnaski, ale Get Well ma naprawdę silny zespół. Jeśli jednak menedżer Frątczak pewne tematy poukłada, a wierzę, że sobie poradzi.
Boję się tylko, że dla Jacka Frątczaka bardzo ważne jest to, żeby pokazać kilku ludziom z Falubazu, że w pewnym momencie pochopnie się z nim rozstały.
To nie pomaga. Wiem, bo przerabiałem to na własnej skórze. Niepotrzebna napinka i podgrzewanie atmosfery powodują, że wszystko wychodzi inaczej, niż sobie zaplanowaliśmy. Jacek, jeśli chce wygrywać, musi mieć chłodną głowę. Nie może się gotować, bo jeśli menedżer nie czuje się pewnie, to udziela się to zawodnikom. On musi pokazać, że jest ich dowódcą.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców