Ireneusz Nawrocki pojechał do Tomasza Jędrzejaka, żeby wyjaśnić z nim ostatnie nieporozumienia. W środowisku pojawiały się już głosy, że relacje zawodnika z klubem układały się tak kiepsko, że były żużlowiec Sparty rozważał odejście z Rzeszowa. Problem miał polegać na tym, że Jędrzejak lekceważył polecenia trenera Mirosława Kowalika. Wizyta biznesmana w domu zawodnika miała jednak doprowadzić do porozumienia.
- Dla mnie to wszystko wygląda mało profesjonalnie i jestem zdziwiony, że rzeszowianie to w ogóle upublicznili. Nie ma się czym chwalić - komentuje w rozmowie z naszym portalem Wojciech Dankiewicz. - Pan Nawrocki do tej pory wiele opowiadał nam o profesjonalizmie. Ta sytuacja nie za bardzo do tego pasuje. Jeśli chodziło w tym wszystkim o kwestie związane z przygotowaniami, to ktoś zrobił z igły widły - dodaje ekspert nSport+.
Dankiewicz uważa, że o kwestiach związanych z okresem przygotowawczym z żużlowcem powinien rozmawiać trener, a nie właściciel klubu. - To jest naprawdę śmieszne, a poza tym mało poważne. W środowisku mamy lub mieliśmy kilku biznesmenów, ludzi z pieniędzmi. Czy Roman Karkosik, Marta Półtorak, Przemysław Termiński, Andrzej Rusko, Piotr Rusiecki, Władysław Komarnicki, Witold Skrzydlewski jeździli do domów zawodników przed sezonem, żeby porozmawiać o przygotowaniach? Jakoś sobie tego nie wyobrażam - dziwi się Dankiewicz.
- Sport jest dziś na tyle profesjonalny, że wszystko reguluje umowa kontraktowa. Zawodnik musi uczestniczyć w przygotowaniach, czy mu się to podoba czy nie. W tym przypadku wyszło słabo. Dla mnie to dziwna burza medialna. No chyba, że w tej sprawie jest jakieś drugie dno, o którym do tej pory nikt nie powiedział - podsumowuje Dankiewicz.
ZOBACZ WIDEO W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja