Michał Gałęzewski: WP SportoweFakty: Do sezonu coraz bliżej. Czy z perspektywy czasu uważa pan, że odpowiednio przepracowaliście okres transferowy?
Tadeusz Zdunek, prezes Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Okres transferowy się skończył i nie ma już sensu mówić o tym co moglibyśmy jeszcze zmienić. Do wszystkich kwestii podchodziliśmy rozsądnie, tak jak zawsze. Nie było sensu wydawać nienormalnych pieniędzy na zawodników, którzy nie gwarantują odpowiedniej jakości. Brakuje nam jednego Polaka, ale mam nadzieję, że będą nas omijały kontuzje i zakończymy sezon w pełnym składzie.
Brak trzeciego Polaka to w tym momencie faktycznie największy problem Wybrzeża. Czy myślicie nad tym, by go rozwiązać?
Podchodzimy do tego tak, że jak będzie jakaś okazja, to ją wykorzystamy. Nie będziemy jednak nikogo zatrudniać tworząc dla niego kominy płacowe, bo mogłoby to źle wpłynąć na całą drużynę. Nasi Duńczycy są bardzo mocnymi zawodnikami i nie ma obecnie na rynku Polaka, który swoją jakością by im dorównał. Kontraktowanie kogoś słabszego za większe pieniądze byłoby niewskazane. Poza tym wierzymy w Oskara Fajfera i Michała Szczepaniaka. Rok temu obaj byli przecież w czołowej piętnastce, czy dwudziestce ligi.
Czy w takim razie planujecie zatrudnić jakiegoś specjalistę ds. kontaktów z opatrznością, by polscy zawodnicy przejechali bez kontuzji?
Liczymy na to, że w końcu zdarzy się sezon, w którym kontuzje nas ominą. Chciałbym podkreślić, że nie jesteśmy jedynym klubem w Polsce z dwoma Polakami. Rynek był ograniczony, szczególnie po wejściu do gry pana Nawrockiego. Wszystko się wówczas totalnie rozregulowało.
Kibice wiele razy podkreślali, że chcieliby Grzegorza Walaska. Czy jest w ogóle na ten moment brany przez was pod uwagę?
Od listopada z nim nie rozmawialiśmy. Po przedstawieniu mu propozycji podczas okresu transferowego nie podjął rozmów. Gdyby zaproponował rozsądne warunki, to czemu nie? To doświadczony zawodnik, który w meczach barażowych pokazał się z dobrej strony, co może wskazywać, że był wzmocnieniem na poziomie Nice 1. Ligi Żużlowej. Jednakże istnieje wiele czynników, które muszą się wydarzyć, by transfer doszedł do skutku.
Dużo mówi się o tym jak wiele Wybrzeże szkoli. Obecnie macie jednak tylko trzech juniorów, z czego jeden nie jest wychowankiem, drugi ma 21 lat, a trzeci będzie mógł jeździć dopiero od czerwca. Przyzna pan, nie wygląda to najlepiej.
Rozumiem i znam tę sytuację. Szkolenie z prawdziwego zdarzenia zaczęło się jednak 2-3 lata temu, a z 10-12-letnich chłopców nie można zrobić błyskawicznie juniorów na licencję. Mamy zaplecze, ale przyznam że popełnialiśmy błąd, że przywiązywaliśmy się do sukcesów na motocyklach o mniejszych pojemnościach. Teraz szukamy chętnych w wieku 14-15 lat, którzy szybko mogliby się nauczyć jazdy na dużym torze. Zaplecze wśród 12-13 latków mamy naprawdę imponujące.
Sytuacja z zawodnikami krajowymi nie wygląda różowo, inaczej wygląda kwestia obcokrajowców. Czy według pana Lech Kędziora będzie miał problem z wyborem wśród czterech Duńczyków?
Według mnie tak. Wszyscy to młodzi, ambitni zawodnicy, marzący o PGE Ekstralidze i Grand Prix. Według mnie każdy z nich kiedyś trafi do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Już za kilka dni na obozie sprawdzimy jak są fizycznie przygotowani do sezonu, ale informacje które mamy wskazują, że nie będzie z tym żadnych problemów.
Któremu z obcokrajowców daje pan największe, a któremu najmniejsze szanse?
Wszyscy mają takie same szanse, nie preferuję tu nikogo. Zadecyduje aktualna forma, bo każdy z nich to bardzo mocny zawodnik.
Najdłużej w Wybrzeżu jeździ Anders Thomsen. Czy w 2018 roku będzie gwiazdą tej ligi?
Gwiazdą to on był już w ubiegłym sezonie, choć zdarzały mu się też wpadki. To młody zawodnik, który na początku swojej kariery w Polsce jeździł w zespole z Rawicza, wówczas najsłabszym w PLŻ 2. Szybko robi postępy, a co najważniejsze jest mądrze prowadzony przez swojego ojca. To rozsądny chłopak i uważam, że będą z tego efekty.
Czy wyobraża sobie pan, by Thomsen w 2019 roku jeździł nadal w Nice 1.LŻ?
Trudno powiedzieć, ale raczej myślę że nie. To na pewno byłaby dla niego ciężka decyzja. Z jednej strony Anders jest związany z tym klubem i chce jeździć w Wybrzeżu. Sam w jednym z wywiadów wspominał przecież, że chciałby być dla klubu kimś jak Magnus Zetterstroem czy Renat Gafurow. Z drugiej strony jest to bardzo ambitny chłopak, który chce się rozwijać, więc aby nie stawiać przed nim trudnych wyborów musimy znaleźć się w PGE Ekstralidze.
Skoro tak bardzo chce jeździć w Gdańsku, to czemu w końcówce sezonu pojawiały się informacje o tym, że szuka swojego miejsca w klubach ekstraligowych?
Poruszamy się w takim środowisku, w którym człowiek wszystko wie od razu. Takie większe tajemnice może zostaną zachowane na 15 minut. To normalne, że zawodnik reaguje na luźne zapytania czy propozycje od innych klubów, ale nie nazwałbym tego poważnymi rozmowami. Byliśmy cały czas w kontakcie, a warunki finansowe na rok 2018 ustaliliśmy za pomocą dwóch wiadomości e-mail praktycznie od razu po zakończeniu sezonu. Uczciwie mówiąc, nie było tematu jego odejścia z Gdańska.
Ostatnie lata pokazują, że mówienie o długotrwałym budowaniu składu, to mrzonki. Pan często używa tego sformułowania.
I tak i nie. Z jednej strony faktycznie z pierwszego budowanego przeze mnie składu z 2015 został już tylko Dominik Kossakowski, ale z drugiej trzeci rok w Gdańsku spędzą wspomniany Anders i Oskar Fajfer. To już 40 proc. seniorskiego składu drużyny. Pewnie byłoby łatwiej, gdyby w żużlu istniały rzeczywiste długoletnie umowy. Tylko wtedy byłby sens budowy składu długofalowo.
Skoro lepiej byłoby mieć długoletnie umowy, to dlaczego te w Wybrzeżu są jednoroczne?
Problemem jest to, że nawet w przypadku wieloletniej umowy co roku trzeba zawierać aneks, co powoduje, że w istocie umowy są roczne. Taka jest specyfika tego sportu, że w poszczególnych ligach obowiązują zupełnie różne stawki za punkt, przez co jak wspomniałem trudno zawrzeć wieloletnią umową. Przecież jeśli się nie dogadamy finansowo po zakończeniu sezonu to nie będziemy nikogo trzymać w drużynie na siłę. Nie chcemy przeszkadzać nikomu w karierze, gdy pojawi się poważna propozycja, dająca szanse rozwoju.
Czy w takiej sytuacji da się bez awansu utrzymać zawodnika mając inne argumenty niż finansowe?
Jak w każdym środowisku i w żużlu są zawodnicy, dla których większe znaczenie ma lokalne środowisko i tacy, którzy na pierwszym miejscu stawiają swoje pensje. Trzeba tutaj brać pod uwagę wszystkie argumenty. Ja sam pochodzę z rodziny motocyklowej, mój wnuk przez całe życie jeździł na za dużym motocyklu, bo chciał rozwoju. To naturalne, nie ma sensu kogoś trzymać na siłę, by był mistrzem niższej ligi.
Mówił pan, że po spłaceniu zawodników z czasów Roberta Terleckiego, będzie mógł pan przeznaczyć więcej środków na klub. Czy nowa umowa jest więc wyższa i zapewni większy komfort Wybrzeżu?
Przez cały czas przeznaczałem tyle pieniędzy na żużel ile mogłem. W tamtej sytuacji byłem gwarantem spłaty długów zaciągniętych przez Roberta Terleckiego, bo nikt nie wierzył w to, że Wybrzeże dalej będzie istnieć, a trudno bym przez takie kwoty zamykał firmę, której w tym roku obchodzimy 40-lecie. Chciałbym dodać jeszcze jedno - więcej pieniędzy na żużel niż teraz, wyłożyłem właśnie za czasów prezesury Roberta Terleckiego, który najzwyczajniej w świecie mnie naciągnął. Poza umową sponsorską, pożyczyłem do klubu wiele pieniędzy, które obiecał oddać. Oczywiście nie oddał.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"