Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Mamy kryzys DPŚ czy nie?
Marek Cieślak, trener żużlowej reprezentacji Polski: Nie ma mowy o kryzysie imprezy. Są po prostu problemy organizacyjne i tyle. Jeśli frekwencja jest na odpowiednim poziomie i przewyższa inne imprezy rangi międzynarodowej, to znaczy, że jest popyt. Na pewno nikt mnie nie przekona, że impreza się znudziła, bo ostatnio bez przerwy w niej wygrywamy. Liczby mówią same za siebie.
Jakie liczby?
Ilu widzów było na ostatnim finale w Lesznie? Komplet. Tak samo było rok wcześniej w Anglii. W Vojens też była świetna frekwencja. To pokazuje, że drużyny narodowe mają wzięcie. A to, że ostatnio wygrywają Polacy - jakie to ma znaczenie?
Podobno impreza stała się przez to nudna.
Kiedyś Anglicy lali nas jak chcieli i nikt nie robił z tego powodu tragedii. Górowali nad nami sprzętowo i trzeba było się z tym pogodzić. Później swoją erę mieli Duńczycy. Nikt się nie przejmował tym, że Polakom wtedy nie szło. Każdy wykorzystywał do bólu swoje pięć minut. Teraz jest nasz czas i trzeba się z tego cieszyć, a nie szukać problemów. DPŚ z wielu powodów jest potrzebny całej dyscyplinie.
Jakie to powody?
Dyscyplina, która likwiduje mistrzostwa świata, od razu schodzi do podziemia. Nie zastąpimy tego żadnymi innymi zawodami. Nie ma nawet znaczenia, jaka będzie w nich obsada. Walka o medale zawsze będzie stać wyżej i budzić inne emocje. Jeśli DPŚ zniknie, to tak samo stanie się z kadrami narodowymi. Wtedy będziemy mieć wolną amerykankę i zatrzymamy rozwój żużla. Zostaniemy zepchnięci na pobocze.
DPŚ powinien odbyć się w tym roku czy lepiej odpuścić?
Uważam, że dla dobra żużla należy w tym roku zawalczyć o Puchar Świata. Od razu zaznaczam, że to nie jest żaden mój prywatny interes. Jeśli DPŚ nie będzie, to jakoś to przeboleję, bo wcale nie jest tak, że chodzi mi o to, żebym miał, gdzie zdobyć kolejny medal. Przez te wszystkie lata trochę ich już zebrałem, więc jeden nie zrobi mi różnicy. Oceniam to przez pryzmat interesu żużla.
A co sądzi pan o tym, żeby DPŚ odbywał się co dwa lata?
DPŚ można zrobić co dwa lata. Nie mam nic przeciwko, żeby jednego roku była rywalizacja w drużynach, a kolejnego w parach. Na pewno jednak nie może być tak, że rywalizacja parowa zastąpi Puchar Świata. To bzdura. Jedna i druga impreza ma sens, ale nie możemy organizować jednej kosztem drugiej.
Nad organizacją DPŚ w tym roku zastanawia się Częstochowa. Namawiał pan na to prezesa Michała Świącika?
Rozmawiałem o tym z prezesem. Z jednej strony uważam, że Polska nie powinna być przez trzy kolejne sezony organizatorem finału DPŚ. Przecież poza tym, mamy jeszcze trzy turnieje Grand Prix. To jest jednak tylko jedna strona medalu, bo jeśli się głębiej zastanowić, to nie mam wątpliwości, że pod względem frekwencyjnym Częstochowa byłaby strzałem w dziesiątkę. Jestem niemal pewny, że stadion byłby wypełniony po brzegi. Podejrzewam, że Gorzów rok później też by na tym jakoś nie ucierpiał. Nie róbmy sobie zatem żartów, że nie będziemy organizować mistrzostw świata. Jest kilka innych imprez, w których nie wiadomo, o co chodzi, a jednak się odbywają. DPŚ i Grand Prix są potrzebne całej dyscyplinie.[b]
[/b]
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"