Spoglądamy na klasyfikację cyklu SGP 2017 - o zgrozo, pierwszy Duńczyk na miejscu trzynastym. Jasne, że w tym wszystkim dopomogły kontuzje najważniejszych, Nickiego Pedersena i Nielsa Kristiana Iversena. Jeśli najlepszym w indywidualnych zmaganiach był Peter Kildemand, to wiedz, że coś poszło kompletnie nie tak. Na kontuzję Pedersena nie można jednak zrzucić tego, że reprezentacja Danii nie dostała się nawet do barażu (!) o finał DPŚ. W szwedzkim Vastervik wyprzedzili ich srebrni medaliści oraz Łotwa. Zostało im rozpaczliwe wołanie, że przy wpadce dopingowej Grigorija Łaguty można by wykluczyć Rosjan i Duńczycy chętnie zajmą ich miejsce. Tak się nie stało i pozostał jedynie niesmak.
- Faktycznie, ta nacja notuje ostatnio bardzo słabe występy, choć jeszcze 2-3 lata temu juniorzy brylowali i walczyli z naszymi zawodnikami o DMŚJ. Teraz ta machina się zacięła. 6-7 lat wstecz bardzo dobrze wyglądał w Danii system szkolenia młodzieży, z którego my teraz zaczynamy brać przykład, m.in. jeżdżenie na 250-tkach. Nasuwa się pytanie, czy oni gdzieś tam przespali okres, w którym zaczęli dominować w światowym żużlu, łącznie z juniorami. Coś stanęło i nie wiadomo, czy przypadkiem nie poczuli się zbyt pewnie. - zastanawia się Wojciech Dankiewicz. - Inną przyczyną może być to, że przy rotacji wśród młodzieży nie trafił się żaden diament do oszlifowania. W żużlu mamy takie historie, że czasem wylewa się konkretna grupa, dwóch, trzech lub czterech, a następnie przychodzi kompletna dziura. Teraz są tacy jak Nicklas Porsing czy Mikkel Michelsen, którzy mogą po prostu potrzebować okrzepnięcia - dodaje.
Swego czasu przed wprowadzeniem limitów lig dla zawodników startujących w PGE Ekstralidze, Niels Kristian Iversen twierdził, iż te ogranicza wpłyną negatywnie na najwyższą klasę rozgrywkową w Danii, a co za tym idzie - na cały żużel w tym kraju i na świecie. Czy faktycznie to ma tak daleko idące konsekwencje? - Ja myślę inaczej. Oni sami sobie zamknęli drogę do tego, żeby w tamtejszych rozgrywkach jeździli najlepsi, poprzez wprowadzanie różnych limitów. Kiedyś to zdawało egzamin, gdyż ścigało się tam bardzo wielu obiecujących Duńczyków, a obcokrajowcy byli gdzieś tam buforowani i trzymani z daleka. Ponadto, ta liga jest znacznie gorzej opłacana niż nasza, a nawet szwedzka. Jeśli spada zainteresowanie dyscypliną wśród młodzieży, to te największe gwiazdy mogą je znów zaszczepić, choć w tym momencie to są moje dywagacje - podkreśla Wojciech Dankiewicz.
Żeby znaleźć pozytyw, to m.in. Leon Madsen oraz Michael Jepsen Jensen spisywali się bardzo dobrze w rozgrywkach polskiej Ektstraligi. Ten pierwszy nawet wygrał Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi. Za rok możemy znaleźć się w sytuacji, gdzie ten temat nie będzie już aktualny. - Być może wyskoczy jakaś perełka, która znów sprawi, że Duńczycy się odbiją. Dla dobra dyscypliny powinno to mieć miejsce, gdyż nie chcemy sytuacji, w której Polacy będą się ścigać sami ze sobą. Możemy dywagować chociażby na temat Andreasa Lyagera, ale ja w żużlu juniorskim nie lubię zbędnego pompowania. Dajmy mu spokojnie jeździć. Dzisiaj dobrych rajderów jest mało i z pewnością będzie popyt na takich ludzi jak on - przekonuje Dankiewicz. - Ja przyznaję, że lubię reprezentantów tego kraju za ich styl jazdy i typową dla nich zadziorność - dodaje.
Zarówno Wojciech Dankiewicz jak i menedżer Get Well Toruń Jacek Frątczak są zdania, że Duńczycy z tego kryzysu się dźwigną. Ten drugi ostatnio miał sporo do czynienia właśnie z tą nacją. - Tam jest ogromne zaplecze juniorskie. Za 2-3 lata będziemy o tych chłopakach wiedzieć więcej. Z doświadczenia z pracy z Duńczykami wiem, że to są profesjonaliści w każdym calu. Są oni nam potrzebni, nadają kolorytu rozgrywkom Drużynowego Pucharu Świata - mówi stanowczo Frątczak.
ZOBACZ WIDEO KSW 41: wzruszający gest dla Tomasza Golloba
[color=#000000]
[/color]