Sam Ermolenko: Doyle ma ustabilizowane życie i to go niesie. Wie jak zdobyć tytuł (wywiad)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Sam Ermolenko
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Sam Ermolenko

Jason Doyle jest bliski zdobycia tytułu Indywidualnego Mistrza Świata. Sam Ermolenko uważa, że tylko kataklizm, może mu go odebrać. Determinacja i konsekwentna, równa postawa, to czynniki, dzięki którym Australijczyk ma przewagę nad rywalami.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Ogonowski, WP SportoweFakty: Czy ktoś jest jeszcze w stanie wygrać walkę o złoty medal IMŚ z Jasonem Doylem?

Sam Ermolenko, Indywidualny Mistrz Świata z 1993 roku: Nie sądzę. Na tę chwilę, to w ogóle nie wchodzi w grę, bo Jasonowi za dobrze idzie. Coś musiałoby mu się stać, żeby nie został mistrzem. Tylko to może go zatrzymać.

Co daje mu przewagę nad resztą zawodników? Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że on pożąda tego tytułu bardziej niż pozostali?

Tak. To w ogóle nie podlega dyskusji. Rok temu źle się czuł z tym, że kontuzja zabrała mu złoto i teraz widać u niego wielką determinację. Ale warto też zwrócić uwagę na to, jak równo jedzie przez cały sezon. Jasonowi nie wyszedł chyba tylko jeden turniej. Nie ma w tym roku w GP drugiego takiego zawodnika. Ta stabilizacja skutkuje tym, że zajmuje takie a nie inne miejsce w klasyfikacji generalnej. On jeszcze nie wie jak to jest być mistrzem świata, ale wie co trzeba zrobić, żeby nim zostać.

ZOBACZ WIDEO: Radosław Majdan: Nie popadajmy w euforię. Piłkarze Armenii bardzo ułatwili nam zadanie

Ostatnio pojawiały się zastrzeżenia co do jazdy Jasona Doyle'a w ligach. Zaczęły się play-offy, a on notował wpadki, jednocześnie będąc skutecznym w Grand Prix.

Nie możesz być najlepszy każdego dnia. To niemożliwe, w sporcie tak to nie działa. Słabsze zawody czasami się zdarzają, a żużlowcy nie zawsze wiedzą co zrobić, żeby to zmienić. Nie można jednak tego zbytnio przeżywać, bo to nie pomoże. Kiedy jeszcze dochodzi presja związana z play-offami, to nie wiesz czemu, ale takie wyniki się zdarzają. We współczesnym żużlu naprawdę wiele zależy od motocykla. Zmieniasz trochę to w jedną, to w drugą stronę, a nie ma oczekiwanych efektów. Nie można się jednak załamywać. Trzeba się po prostu skupić na kolejnym spotkaniu, bo to może być już lepsze.

Jason Doyle przeszedł niesamowitą drogę. Jeszcze pięć lat temu jeździł głównie w Anglii i choć był solidnym zawodnikiem, to był daleko od światowej czołówki. To, że Australijczycy wiosną zostawiają rodziny i życie w ojczyźnie, przylatują do Europy, gdzie mogą się skupić tylko na jeździe, jest czymś, co pomogło Doyle'owi zrobić tak duży progres?

Myślę, że tak. Zawodnicy przylatują do Europy, bo mają do wykonania konkretną pracę i temu poświęcają swoje życie. Podejrzewam, że w Australii żyje się całkiem dobrze, więc jeśli ktoś stamtąd wylatuje, musi być zdeterminowany, żeby coś osiągnąć. Jason Doyle w tej chwili ma już ponad 30 lat. To dojrzały facet, który rozumie po co jest tutaj, który wie co robi i zdaje sobie sprawę, że nie zostało mu dużo lat jazdy i jeśli nie osiągnie teraz sukcesu, to później może już być na to za późno. To wszystko kumuluje się i myślę, że pozytywnie na niego wpływa. Jego żona pochodzi z Anglii, więc ten kraj został jego drugim domem. Ma ustabilizowane życie i to go niesie do przodu.

Do połowy sezonu w grze o fotel lidera w Grand Prix mocni byli Polacy. Od turnieju w Gorzowie, coś się z nimi jednak stało. Poza pojedynczymi przypadkami, jeżdżą dużo gorzej. Gdzie leży ich problem?

Każdy z tych chłopaków Grand Prix jest dobrym zawodnikiem, ale bycie skutecznym w każdym turnieju jest trudne, nawet dla najlepszych. Kiedy jesteś w dobrej formie, myślisz, że wszystko dobrze pracuje, ale nagle okazuje się, że ktoś jedzie lepiej od ciebie. Wtedy zaczynasz główkować, czy przypadkiem nie zrobiłeś czegoś źle, ale nie możesz znaleźć odpowiedzi, bo taki jest żużel. Po prostu tego nie wiesz. Musisz się wtedy przygotować do kolejnych zawodów, znaleźć najlepsze ustawienia i jeśli to działa, a inni będą mieli gorszy dzień, to możesz się odbić. Tai Woffinden jest gościem, który wydawało się, że będzie regularnie wszystkich pokonywał, ale zdarzają mu się wpadki. Polacy są w czołówce, ale mają presję, żeby być w niej cały czas. To nie jest takie proste. Musisz się nauczyć rozumieć, dlaczego masz gorsze albo lepsze zawody. Raz jeszcze spójrz na Jasona Doyle'a. Zaliczył kilka finałów, potem miał jedną wpadkę, ale znowu zaczął dobrze jechać. Nie można za bardzo rozpamiętywać wpadki. Trzeba iść w kierunku równej postawy. Polacy są na tyle dobrzy, że powinni rozumieć, że gorsze turnieje mogą się przytrafić.

Zawodnicy często tłumaczą, że ich problemy są związane ze sprzętem. Ale czy to faktycznie może być prawdziwe wytłumaczenie, czy dobra wymówka? Nikt tego przecież nie może sprawdzić.

Myślę, że w tym tłumaczeniu bardziej chodzi o to, że nie mogą znaleźć radości z jazdy. Jeśli wydaje ci się, że motocykl jest dobrze dopasowany, czujesz się na nim zupełnie inaczej. Ale jeśli coś jest nie tak - nie rozumiesz tego. Przed chwilą byłeś szczęśliwy, teraz nie jesteś. To nie jest łatwe. Doświadczeni zawodnicy zdają sobie z tego sprawę i wiedzą co trzeba zrobić, żeby silniki częściej dawały tę radość.

Coś w tym roku pana szczególnie zaskoczyło w Grand Prix?

Myślę, że jeśli tracisz Nickiego Pedersena, Grega Hancocka, a kontuzji doznają też inni zawodnicy, to nie wiele może zaskoczyć. Na pewno myślałem, że Bartosz Zmarzlik będzie sobie lepiej radził, na więcej stać było Piotra Pawlickiego. Trochę zawodzi Tai Woffinden. Rozmawiałem z nim i wiem, że on bardzo w siebie wierzy, ale trochę tego nie widać. Czasami może zamiast mówić o tym, trzeba to pokazać na torze. On tego nie robi, ale Jason Doyle już tak. Jason nie mówi o tym jak dobry może być, tylko pokazuje to. Jeśli jednak pytasz, czy ktoś mnie szczególnie zaskoczył dobrą jazdą, to nie ma takiego zawodnika. Myślę, że Jason Doyle jest w miejscu, w którym można było się spodziewać, że będzie.

Organizatorzy będą mieli trudny orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o "dzikie karty". Gdyby to od pana zależało, to komu wysłałby pan zaproszenie?

Dobre pytanie. Ciężko powiedzieć, kto byłby najlepszy, ale myślę, że Greg Hancock powinien otrzymać szansę. Nie mówię tak, bo jestem jego rodakiem, ale dlatego, że wiele lat już jeździ w Grand Prix i to chyba pierwszy albo drugi raz, kiedy potrzebuje zaproszenia. Jeśli miałby kończyć karierę, to fajnie byłoby, gdyby zrobił to będąc w czołówce GP. Nie wiem jednak co z resztą. Fredrik Lindgren na tę chwilę jest czwarty i mam nadzieję, że pomimo absencji w ostatnich turniejach zdoła utrzymać się w cyklu. Może organizatorzy powinni pomyśleć o jakimś małym turnieju przed startem kolejnego cyklu? Jest naprawdę za dużo dobrych zawodników, którzy mogliby walczyć o tytuł IMŚ, a za mało miejsc.

Przed nami turniej w Toruniu. Myśli pan, że Jason Doyle już teraz zapewni sobie tytuł?

Myślę, że Doyle będzie mistrzem, ale mam nadzieję, że nie rozstrzygnie tego jeszcze w Toruniu, tylko dopiero w Melbourne. Dla niego byłoby to czymś wspaniałym, żeby przypieczętować sukces w ojczyźnie. Myślę, że większe emocje teraz czekają nas w kontekście tego, kto utrzyma się w ósemce.

Komentarze (6)
avatar
Gniazdowy W69
6.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dokladnie...frajerstwo.
Po pierwsze pozwolono na lekcewazenie klubu...Doyle.
Po drugie...kosztem klubu z... "martwych "wydobyto Hampela!
Rak toczy Falubaz...olano szkolenie mlodziezy...
A kto j
Czytaj całość
avatar
jaco
6.10.2017
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Olewajac lige Polska a biorac zaj3bisyt kase od frajerów z Zielonej Gory to recepta. Nie zatrudniac fraj3ra w Polskiej lidze i bedzie walczyc o utrzymanie paj@c. 
avatar
Asfodel - nie karmię trolli
6.10.2017
Zgłoś do moderacji
4
3
Odpowiedz
Olać polski klub, proste. 
Szmondak
6.10.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Doyle już pozamiatał... Zawsze twierdziłem, że najpiękniejsze podprowadzające są w Częstochowie. 
avatar
Włókniarz Hej
6.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz