To był atak na wagę awansu. Mało kto zdecydowałby się na tak przebojową szarżę. Oliver Berntzon po raz kolejny udowodnił, że jest niesamowitym walczakiem. Na ostatnim łuku 11. biegu meczu HAWA Start Gniezno - Speed Car Motor Lublin (53:36) odważnie zaatakował Pawła Miesiąca. Zawodnik gości upadł, a sędzia Wojciech Grodzki zweryfikował wynik wyścigu na 5:0. Tym manewrem Szwed podbił serca gnieźnieńskich fanów. Byli tak uradowani, jakby zabrał ich w podróż do kosmosu.
- Jeden z wyścigów układał się remisowo. Przez cztery okrążenia walczyłem o pierwsze miejsce. Na ostatnim łuku wyprzedziłem Miesiąca, który się przewrócił. Zwyciężyliśmy ten wyścig 5:0. Myślę, że to była decydująca akcja w tym meczu. Mirek miał wówczas jakieś problemy. Ja natomiast szukałem prędkości, by móc poradzić sobie z przeciwnikiem. On chyba próbował zachować się jak w piłce nożnej. Położył się na tor, ale sędzia widział, co się wydarzyło i zweryfikował wynik wyścigu na 5:0. To było niesamowite - powiedział Berntzon.
Takie ataki, jak ten autorstwa Szweda nie zdarzają się zbyt często. To chyba była akcja sezonu na torze w Gnieźnie. - Też sądzę, że to była akcja sezonu. Coś nieprawdopodobnego. Mam nadzieję, że ktoś ma wideo z tej akcji i wrzuci je do internetu. To pokazuje, że zawsze trzeba walczyć przez cztery okrążenia - dodał Skandynaw.
Po meczu Berntzon był w wybornym nastroju i razem z drużyną świętował upragniony sukces. - Nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło. To był naprawdę trudny pojedynek. Tak ciężkiego meczu na domowym torze jeszcze nie mieliśmy. Wcześniej byliśmy mocni na naszym owalu, ale tym razem każdy miał jakieś problemy. Tylko Adrian Gała był naprawdę świetny. W żużlu nigdy nie można się poddawać - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zachęca do ratowania życia