Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.
***
Mając w pamięci te szalone biegi Byków w Zielonej Górze czy kosmiczny odjazd spartan w Gorzowie (obu ekipom kłaniam się nisko), spójrzmy co przed nami. I co mieliśmy dotychczas. Bo ostatnie finały mają naprawdę nieziemskie historie.
W 2013 pędziliśmy z Berlina do Zielonej Góry na rewanż z Toruniem prosto po pamiętnej Grand Prix w Sztokholmie. Humory nie dopisywały, bo myśli krążyły wokół wypadku mistrza Tomasza na Friends Arena, a pytań o jego zdrowie było bez liku. Jeszcze smutniej zrobiło się gdy na falubazowskim parkingu usłyszałem szept z toruńskich ust, że wielkiego finału "raczej dziś nie będzie". I zaczęło się. Bieganina, okrzyki, oświadczenia, ucieczki, oskarżenia. Pozostał niesmak, a raczej smród, który ciągnął się długo, więc wystarczy już tamtych wspomnień. Kurtyna w dół.
Rok później finał był prawdziwym świętem. Mieliśmy emocje, dramaturgie, no i wystrzałowy koniec. W Lesznie starym wyjadaczom na nosie grał młodziutki Zmarzlik, a odważny Kasprzak ciepło pozdrawiał rodzinę po wjechaniu w bandę. Na Jancarzu Stal pokonała Unię chwilę przed końcem rewanżu, ale największe kino działo się po ostatnim biegu. Czołg na torze z zapaloną marynarką i cygarem wiadomo kogo, a do tego te niezapomniane słowa: "szanowni państwo, to ja urodziłem Piotra Palucha" Władysław Komarnicki rozbił bank. Uśmiechał się bohater Sundstroem, a smucił bezbarwny wtedy Pedersen. Pamiętne obrazki.
Sezon 2015 przyniósł upragniony wynik leszczynianom i pewnemu Duńczykowi. Sparta walczyła dzielnie, ale to Nicki poprowadził Byki do mistrzostwa kraju. Pierwszy złoty medal Pedersena w polskiej drużynie odbił się głośnym echem tu i ówdzie. W leszczyńskich knajpach długo dyskutowano o czerwonej peruce trenera Skórnickiego i o jego spoconych oczach w telewizyjnym studiu. A zabawa Piotrka Pawlickiego z kibicami na Smoczyku została nominowana do programu "Mam talent".
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody
Ostatni rok dał nam mistrza z Gorzowa. Na Motoarenie Mirek Kowalik z Piotrkiem Świstem przekomarzali się czyj klub będzie lepszy, by ostatecznie poznać zwycięzcę dopiero po gorzowskiej akcji pretendenta Bartka na amerykańskim mistrzu z Kalifornii. Lepsze samopoczucie gospodarzy na skocznym torze przyniosło największą radość u trenera Chomskiego, który dostał pierwszy w karierze złoty medal w drużynowych mistrzostwach. Na bulwarach miejscowi kibice długo debatowali o wielkim finale, wypytując naszą ekipę o kulisy transmisji i preferencje klubowe. Jak zawsze: pomidor.
Jak będzie teraz? Najfajniej byłoby połączyć zaskoczenia z półfinałowej Zielonej Góry (słaby Doyle, super Tonder) z dramaturgią gorzowską (6:18 w ostatnich czterech biegach). I okrasić to szalonymi mijankami od początku do końca na obu torach. Torach bezpiecznych i widowiskowych. Bo o resztę zadbają kosmici na kołach. W Krośnie słońce zamówione, a więc czas na finał. Odpalajmy!
Gorzów - Zielona Góra. Każdy inny mecz o brąz byłby nazywany tym na pocieszenie. Ale tu mamy derby, jak zawsze o prestiż, honor i panowanie w regionie. Dlatego będą emocje jak w finale i jazda do ostatnich metrów. I tylko rezultat przewiduję nudny bo taki jak zawsze. Typ: 45:45.
Leszno - Wrocław. Ciężka prognoza. Byki zbudowane półfinałem i niesione trybunami, a spartanie na skrzydłach euforii po majstersztyku na Jancarzu. Kiedy wróci Maks, czy odrodzi się Magic, co wymyślą młodzieżowcy Unii, no i jaki będzie tor. Dużo pytań, a mało odpowiedzi. Typ: 45:45.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+