Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Przyzwyczaił się już pan do myśli, że Jacek Frątczak jest menedżerem Get Well Toruń?
Marek Jankowski, były prezes Falubazu Zielona Góra: Tak, bo nie miałem z tym od początku problemu. Przede wszystkim doceniam ruch klubu z Torunia. Dobrze zrobili, że zatrudnili menedżera w pierwszej kolejności. W żużlu praktyka jest zazwyczaj odwrotna. Najpierw zawodnicy, a później ktoś, kto to poprowadzi. A tu miła niespodzianka. Będzie osobą decyzyjną, a to jest bardzo rozsądne.
I od początku dla pana było oczywiste, że Frątczak w Toruniu to dobry pomysł?
Nie można patrzeć na to, co kiedyś przeszliśmy w relacjach toruńsko - zielonogórskich. To było dawno, a on teraz wszedł do zupełnie innej rzeki. Poza tym, mówimy o kimś, kto dobrze wpasowuje się w każdą rolę. Często jest postrzegany przez pryzmat opakowania. I to tak naprawdę jedyny problem.
To znaczy?
Najczęściej oceniają go tak ludzie, którzy go nie znają lub nie mają z nim bliższego kontaktu. A to jego opakowanie może przerażać, odstraszać lub kojarzyć się kontrowersyjnie. Wszyscy przecież pamiętają, co działo się w parku maszyn w Gorzowie, Lesznie czy Toruniu. Dwa dni po meczu potrafi być jednak zupełnie inny w kontaktach w stosunku do tych samych ludzi. Potrafi się dobrze wczuć i przez to jest medialny.
Gdy zacznie się sezon, będzie mu się trudno żyło w Zielonej Górze?
Przekonamy się i zobaczymy przy okazji, na ile dojrzałe jest środowisko. Emocje lokalne w żużlu są chyba teraz nieco mniejsze niż jeszcze kilkanaście lat temu. Ludzie potrafią pojąć, że człowiek wybiera taką a nie inną ścieżkę swojej kariery zawodowej. Jakieś nieprzyjemności go jednak spotkają. Tego jestem w sumie pewny. Musi się z tym liczyć. Nie zawsze będzie miło i cudownie. To jednak silna postać. Da radę.
Wyobraża pan sobie Jacka Frątczaka składającego protest podczas meczu w Zielonej Górze?
Potrafię sobie to bez trudu wyobrazić. Powiem więcej - jeśli zajdzie potrzeba złożenia protestu w takim meczu, żeby odegrać jakąś sytuację, to akurat Jacek nie odpuści i to zrobi. Jestem pewny, że za bardzo nie przejmie się tym, że ktoś w Polsce źle to odbierze. Akurat on potrafi oddzielić emocje od profesjonalizmu. Też wolałbym, żeby on był związany z Falubazem Zielona Góra i był kimś istotnym w tym środowisku. To byłoby z korzyścią dla klubu, no ale tak się teraz nie da.
ZOBACZ WIDEO: #dzieńdobryLatoWP: zawody enduro w Bełchatowie
Czyli to błąd, że nie ma go już w Falubazie?
Tak bym tego nie nazwał. Frątczak lub Cieślak to jedna z możliwych dróg. Nie mówiłbym o lepszej lub gorszej, ale obu pogodzić się nie da.
Dlaczego?
Nie ma za bardzo opcji, żeby takie dwie osobowości były obok siebie. Nie powiem, że to niemożliwe, ale na pewno bardzo trudne. Ruchu z Markiem Cieślakiem w Falubazie nie oceniam jednak negatywnie. Ten wybór oznacza jednak, że Frątczaka tam być nie może. To nie jest już ten człowiek co kilka lat temu. Ktoś taki nie może być tłem dla kogoś innego. Wykreował się na osobę samodzielną i to on musi być liderem jakiegoś teamu.
A jak bardzo się zmienił odkąd odszedł z Falubazu?
Zmiany wielkiej nie ma, to ten sam człowiek, ale wiele się nauczył. Marketing wokół jego osoby jest na naprawdę wysokim poziomie. Dla torunian to akurat kolejna wartość dodana. Mogą się na mnie obrażać, ale marketingowo zawsze byli bardzo słabi. Jacek będzie tam menedżerem i jednoosobowym działem marketingu. Jestem w stu procentach przekonany, że o Toruniu w 2018 roku będzie mówiło się dużo i na ogół pozytywnie. Inna sprawa, że tak samo jestem pewny kontrowersji. Pewnie dojdzie do sytuacji, że będą wieszać na nim psy, ale ostateczny rachunek powinien być dobry.
Niektórzy mówią, że w sezonie 2018 w końcu zobaczymy, czy Jacek Frątczak to naprawdę dobry menedżer czy tylko ktoś, kto potrafi sprzedać się w mediach.
W mediach rzeczywiście sobie radzi. Nauczył się, plus dla niego. Kiedyś tego nie miał. Ja tych opinii, o których pan mówi, za bardzo jednak nie przyjmuję. Wiem po prostu, że facet jest merytorycznie i metodologicznie przygotowany, a to rzadko spotykane.
O co panu konkretnie chodzi?
Ma pomysł i w żaden projekt w niego nigdy nie wchodzi. Jak go znam, to torunianom wszystko rozpisał już dawno w punktach. Za nim pójdzie ileś innych osób i działań. A największy plus polega na tym, że zrobi krok po kroku to, co im napisał. Istotne jest w tym wszystkim również szczęście i mam nadzieję, że w tym przypadku karta się odwróci. Jacek go za bardzo do tej pory w żużlu nie miał. Tam gdzie był, nagle pojawiały się mniejsze lub większe kataklizmy. A co tej jego obecności w mediach, to właśnie wracamy do tematu tego dobrego opakowania. Ono wcale nie musi wykluczać czegoś pozytywnego w środku. To tak jak z dobrym batonem. Smakuje, a przy okazji wygląda. Ludzie niedługo szybko zmienią o nim zdanie. Myślę, że za rok już nie będzie opinii, że Frątczak to marketing i zero merytoryki. Co z tego, że nie jeździł na żużlu, skoro to była zawsze pasja numer jeden w jego życiu. Nie ma 23 lat, tylko kilkanaście więcej. Jest za nim duży bagaż doświadczeń.
Na razie w Toruniu jest wokół niego entuzjazm. Gdy przyjdzie kryzys, jako zielonogórzanin może mieć jeszcze bardziej pod górkę niż poprzedni menedżer?
Może tak być, ale kilka krysysów już przeżył, więc się na pewno nie popłacze. Ten największy to historia związana z tematem Darcy'ego Warda. To był jego osobisty dramat. Jeśli to nie zabiło w nim miłości do żużla i chęci do pracy, to jestem jakoś spokojny o jego menedżerowanie w Toruniu. Poza tym, na koniec powiem jeszcze jedną rzecz. Kiedy Jacek zaczął opowiadać, że nie będzie za długo menedżerem i wróci za chwilę do swoich innych zajęć, to wiedziałem, że wydarzy się coś zupełnie odwrotnego. Nie bierzcie nigdy takich słów na poważnie. Żużel to zawsze było całe jego życie. Inne projekty mogą poczekać, nawet jeśli przynoszą pieniądze. Przyznam, że lubię te jego historie o odchodzeniu z żużla. Naprawdę dobrze się bawię, kiedy ich słucham.