Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Kacper Woryna nowym kapitanem KS ROW Rybnik. Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Jak do tego doszło?
Kacper Woryna, żużlowiec KS ROW Rybnik: W niedzielę rano dostałem telefon. Jeździłem sobie rowerem po Rybniku, a tu zadzwonił prezes Krzysztof Mrozek. Powiedział mi, że muszę spoważnieć przed meczem z Betard Spartą Wrocław, bo mam nową rolę w drużynie, że właśnie zostałem wybrany kapitanem. Mam taką rolę i na pewno chcę pomóc chłopakom z drużyny. Tym bardziej, że we Wrocławiu dobrze mi szło, jak to na kapitana przystało.
Były wybory wśród kolegów z drużyny czy to była decyzja prezesa?
To chyba była decyzja prezesa Mrozka. Myślę, że on mi ufa w pełni, tak jak ja jemu. Jestem w klubie praktycznie od początku jego istnienia. W takich okolicznościach, jakie miały miejsce ostatnio, postanowił mi zaufać. Myślę, że się nie zawiódł, biorąc pod uwagę wynik we Wrocławiu.
Poprzednim kapitanem był Grigorij Łaguta, który został zawieszony za doping. On się jednak pojawił na meczu ligowym we Wrocławiu.
Grigorij podstawił nam swoje motocykle. Przyjechał razem z żoną i dziećmi specjalnie z Daugavpils, gdzie mieszka. Do tego służył radą, swoimi uwagami. Na tyle na ile mógł, to nam pomógł w tym spotkaniu. My jako drużyna mu za to dziękujemy. Jesteśmy z nim całym sercem.
Bez Łaguty rybnicka drużyna przegrała wysoko we Wrocławiu. Teraz czeka was zaległy mecz z Falubazem i spore przetasowania w składzie. Trener postawił na parę Szombierski-Woryna. Ostatnio potrafiliście znaleźć wspólny język na torze. Dwóch wychowanków uratuje PGE Ekstraligę dla Rybnika?
Oby to zatrybiło. Jak nie teraz, to kiedy? Musimy coś zacząć działać, bo strata Grigorija jest bolesna. On średnio robił po 12-13 punktów na mecz. Jest co nadrabiać innymi zawodnikami. Tym bardziej, że ciągle mamy jakieś przetasowania. We Wrocławiu miał nie jechać Tobiasz Musielak, a szansę na wyjeździe miał za to dostać Rafał Szombierski. Teraz każdy ma pewne miejsce w składzie, nie ma żadnej presji i nikt o nic nie musi się martwić. Zawodnicy mogą tylko myśleć o zdobywaniu punktów. We wtorek mamy trening przed meczem z Falubazem. Musimy spiąć tyłki i popracować do późna, aby nie dać się zaskoczyć w środę.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla Dzień z Januszem Kołodziejem (WIDEO)
W tym roku można zaobserwować u pana wzrost formy. Zamiast startów w Anglii pojawiła się jednak Szwecja. Skąd ta zmiana?
Próbowałem dostać się do ligi angielskiej i w tym roku, ale ich przepisy ze średnimi biegowymi są dziwne. Teraz mieli okienko transferowe, moja średnia się zmieniła i znowu próbowałem się tam dostać, ale się nie udało. Jest to za Szwecja. Myślę, że to też fajna szkoła jazdy. Jesteśmy ciągle na kołach. Gdy startowałem w Anglii, to brałem tylko plecaczek i szedłem do samolotu. Szwecja nie jest złym kierunkiem. Ludzie stamtąd mi zaufali, bo zgłosili się do mnie jeszcze przed tym, gdy zacząłem zdobywać sporo punktów w Polsce. Po udanych występach w meczach w Gorzowie czy Częstochowie rozdzwoniły się telefony, a ja byłem już zaklepany. Teraz odpłacam się za zaufanie działaczom Griparny Nykoeping. Cieszę się, że tam jeżdżę. Wierzę, że dzięki temu załapię się do Elitserien w kolejnym roku.
Przed sezonem PGE Ekstraliga postanowiła zadbać o wasz odpoczynek i zawodnicy mogą jeździć maksymalnie w trzech ligach. Faktycznie jest tak, że przy startach w Anglii, kilku meczach w tygodniu, trzeba wam reglamentować liczbę spotkań?
Trasa w samolocie na Wyspy jest krótka, ale to też jest męczące. To nie jest sam przelot. Trzeba dojechać na lotnisko. Czasem zdarzały się stresy, że nie zdąży się na samolot. Pojechać do Szwecji busem to też luzik. W samochodzie mamy wygodę, jest łóżko, można się położyć i zrelaksować. Zdarzają się jednak sytuacje, że trzeba wsiąść w samolot. Tak mam w tym tygodniu. W środę mamy mecz zaległy z Falubazem w Rybniku, a w czwartek mam zaplanowany występ w Szwecji. Bus z motocyklami musi wyjechać już w środę, a ja polecę samolotem. Wracam również drogą powietrzną, bo w sobotę mam finał MIMP. Nie chciałbym być cały dzień w trasie przed tak ważnymi zawodami. Trzeba być wypoczętym.
Właśnie, w sobotę finał MIMP w Rybniku. Kibice będą oczekiwać zwycięstwa na własnym torze.
Nie wiem czy jestem faworytem. Nie lubię się ścigać w Rybniku.
Jak to? Nie lubi się pan ścigać w Rybniku z łatką faworyta do medalu, czy tak w ogóle?
Po prostu, nie lubię toru w Rybniku, gdy chodzi o zawody indywidualne. Wtedy trudniej mi się jeździ, chociaż sporo na nim trenuję i ciągle szukam jakichś ustawień. Łatwiej jeździ mi się na wyjazdach, choć może w tym roku na przykład spotkanie w Toruniu tego nie pokazało. Myślę, że zmierza wszystko ku dobremu. Może znalazłem jakąś receptę na rybnicki tor i będę dalej trenować, by było jeszcze lepiej. W finale MIMP na pewno postaram się o jak najlepszy wynik. Wiadomo, że dla mnie to jest ostatni wiek juniora. Pamiętam, że zawsze się mówiło, że jak ten lub tamten zawodnik kończy starty jako młodzieżowiec, to musi wygrać to czy tamto. Żużel jest przewrotnym sportem, który nie wybacza błędów. W meczu z Betard Spartą udało mi się dwa razy pokonać miejscowych juniorów, a w sobotę to oni mogą mnie pokonać na moim torze. Nie będziemy wtedy płakać nad rozlanym mlekiem. Nastawiam się jednak bojowo i nic innego jak złoto w finale MIMP mnie nie interesuje. Mam nadzieję, że uda się o nie powalczyć. Nie zakładam, że muszę. Bardzo bym tego chciał, ale nic na siłę.
Przed meczem z Betard Spartą porównałem dwa systemy szkolenia juniorów. W Rybniku nie sprowadza się juniorów z zewnątrz, prężnie działa szkółka. Pochłania ona spore pieniądze, ale czy nie zwracają się one w momencie, gdy dwóch wychowanków, jak na przykład Woryna czy Szombierski, przywozi podwójną wygraną dla drużyny w PGE Ekstralidze?
Na pewno jest to jakaś recepta na żużel. Tym bardziej, że w Polsce mamy coraz mniej chętnych do uprawiania speedwaya. Tak jak ostatnio napisaliście na WP SportoweFakty, że przychodzi adept do szkółki i zaczyna od pytania ile będzie zarabiać. W Rybniku też mieliśmy parę takich przypadków, że jak przyszło co do czego, to na treningach zimowych frekwencja wśród szkółkowiczów była niska. To nie jest tak hop-siup. My w Rybniku mamy teraz sporo chłopców w szkółce i najwyższa pora, by zaczęli coś jechać. Mam ostatni rok juniora, za chwilę Robert Chmiel skończy starty wśród młodzieżowców. Wierzę, że dopóki prezes Mrozek będzie urzędować w Rybniku, to my nie będziemy brać nikogo z zewnątrz.
Czy dla tych adeptów ze szkółki, przyszłych żużlowców, czuje się pan mentorem? Wzorem do naśladowania?
Trener mi to powtarzał całą zimę, bo byłem obecny na każdym treningu. Mówił mi, że muszę pokazać tym młodym chłopakom jak jeździć na żużlu. Wiadomo, że jestem najstarszy, a trenujemy raczej w gronie rówieśników. Chłopaki są młodsi, ale to nie jest duża różnica wieku. Wszyscy się dogadujemy, juniorzy czy adepci. Ja jako najstarszy muszę świecić przykładem. Nie tylko dlatego, że teraz mi jakoś wychodzą mecze w lidze, ale też ze względu na staż, że trochę już pojeździłem w swoim życiu. Chciałbym, żeby ci młodzi chłopcy wiedzieli, że to nie jest łatwy sport, że nic łatwo i samo nie przyjdzie. To pokazał zeszły rok w moim przypadku. Jednak oni widzieli jak przepracowałem zimę, słyszeli co robiłem poza treningami klubowymi. Mam nadzieję, że będą chcieli równie mocno trenować i zobaczymy tego efekty.
P.S> kiedyś pewna posłanka też mówiła; "Donald jes dla mnie jak brat" jak si Czytaj całość