Jason Doyle wyszarpał zwycięstwo. Sparta Wrocław zyskała na Pradze

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Jason Doyle na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Jason Doyle na prowadzeniu

Zwycięstwem Jasona Doyle'a zakończyła się IV runda cyklu Speedway Grand Prix w sezonie 2017. - Australijczyk wyszarpał to zwycięstwo - mówi nam Jacek Frątczak. Doyle przez całe zawody jechał przeciętnie, ale zaskoczył w końcowej fazie turnieju.

W tym artykule dowiesz się o:

Zawody cyklu Grand Prix w Pradze zazwyczaj miały nudny przebieg. Ale tym razem było zupełnie inaczej. W sobotni wieczór nie liczył się już tylko błyskawiczny start i nagłe ścięcie do krawężnika. Żużlowcy niemal w każdym wyścigu potwierdzali, że na Markecie nie ma straconych pozycji.

Turniej ostatecznie wygrał Jason Doyle. Australijczyk mocno przespał pierwszą część zawodów. Głównie za sprawą taśmy w pierwszym starcie, przez którą później miał problem z dopasowaniem się do praskiej nawierzchni. W dalszej fazie zawodów wrócił jednak do gry. I choć w połowie zawodów bukmacherski kurs na zwycięstwo Doyle'a zmienił się nagle z liczby 5,50 na 18,00, to drugą część turnieju Kangur rozegrał wręcz idealnie.

- Doyle wyszarpał to zwycięstwo - twierdzi Jacek Frątczak. - Widać było, że przez całe zawody się męczył. Akcje z Sajfutdinowem i Zmarzlikiem były przecież na pograniczu fair. Doyle po raz kolejny próbował też kombinować na starcie. Od pewnego czasu nieustannie dostaje ostrzeżenia. Zarówno w lidze, jak i w Grand Prix. Myślę, że on wciąż nie wierzy w to, że wygrał w Pradze. Przez całe zawody jechał mocno przeciętnie. Tradycyjnie zawalił też pierwszy bieg, kiedy dotknął taśmy. Ale wrócił do gry nie tylko w tych zawodach, ale w całej klasyfikacji cyklu - mówi Frątczak o Doyle'u, który w klasyfikacji generalnej awansował na drugą pozycję.

Drugie miejsce zajął natomiast Greg Hancock. Na 47-letnim Amerykaninem wielu postawiło już krzyżyk. Ten pokazał jednak, że wciąż liczy się w walce o tytuł mistrzowski. Inna sprawa, że na Markecie Hancock od zawsze czuł się dobrze. - Wyraźnie widać, że Hancock wraca do gry. On wygrałby te zawody, gdyby nie znakomity start Doyle'a w finale. Śmiem twierdzić, że Hancock właśnie powrócił do batalii o tytuł mistrzowski - mówi Frątczak.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody. Ma być lepiej niż przed tygodniem, ale możliwe są burze

Polacy tym razem nie zaskoczyli. Do półfinałów wjechał osamotniony Patryk Dudek. To zresztą spora niespodzianka, bo 25-latek w ostatnich tygodniach jechał nieco słabiej od reszty Biało-Czerwonych. Pech dopadł natomiast Piotra Pawlickiego. Leszczynianin w kluczowym momencie fazy zasadniczej został wykluczony za rzekome czołganie się pod taśmą.

- Pawlicki jest znany z tego, że potrafi błyskawicznie startować. On mógł znaleźć się nie tylko w półfinałach, ale nawet powalczyć o zwycięstwo. Szkoda, że na podium zabrakło Polaków. Patryk przeszedł samego siebie. W ostatnim czasie zmagał się z ogromnymi problemami sprzętowymi - dodaje Jacek Frątczak.

Największa niespodzianka? Tu panuje powszechna zgoda. Tylko Marta Półtorak wskazywała Vaclava Milika jako czarnego konia praskich zawodów. Czech ostatecznie ukończył zmagania na trzecim stopniu podium. - Zaskoczył mnie Milik i to bardzo. Na tym turnieju sporo zyskał nie tylko on, ale przede wszystkim Sparta Wrocław. Milik podobnie jak Hancock zamknął usta niedowiarkom - kończy Frątczak.

Źródło artykułu: