Bartosz Zmarzlik w sobotę startował w SGP w Daugavpils. W 17. biegu zawodnik Cash Broker Stali Gorzów brał udział w koszmarnym karambolu. Po zawodach 22-latek narzekał na ból pleców i jego występ w niedzielnym meczu PGE Ekstraligi stał pod dużym znakiem zapytania. Ostatecznie w derbowym starciu z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra wystąpił.
- Po sobotnich zawodach bardzo słabo się czułem - mówi nam Zmarzlik. - Byłem sztywny jak kołek. Ciężko było mi usiąść, czy też się położyć. Po turnieju byłem od razu na łączach z panem Jurkiem Buczakiem i Konradem Wieczorkiem. Zrobiłem co mi kazali, a kiedy wstałem w Międzyrzeczu, to stwierdziłem, że mogę tańczyć. Aż tak mi ulżyło. W drodze spałem na plecach, bo jak leżałem na brzuchu, to mnie wszystko bolało. Jak tylko pojawiłem się w Gorzowie, to od razu działaliśmy. Obaj panowie wykonali dużą pracę, za co serdecznie im dziękuję - komentował zawodnik.
Decyzja o starcie Zmarzlika w ligowym spotkaniu w Gorzowie Wielkopolskim zapadła dosłownie w ostatniej chwili. - Nie wyobrażałem sobie, żeby nie pojechać w meczu derbowym - stwierdza Bartosz. - Zdawałem sobie sprawę, że może być różnie. Czułem się jednak na tyle dobrze, że wiedziałem, że jakieś punkty zrobię. Chciałem walczyć do końca, żebyśmy zwyciężyli. Jest remis. Cieszymy się albo nie, zależy z której strony patrzeć. Szkoda, bo to mecz u siebie - ocenił żużlowiec Stali. - W czasie meczu dobrze się czułem. W ostatnich biegach, jak zatrzęsło przy zjeździe do parkingu, to znowu odczuwałem ból. Ale nie taki, jak w sobotę - dodał.
Podopieczny trenera Stanisława Chomskiego nie planuje dłuższego odpoczynku od żużla. Już we wtorek Zmarzlik pojawi się w Szwecji na kolejnym meczu tamtejszej ligi. - Nie planuję żadnej przerwy. Chcę to rozjeździć. Nie zamierzam odpuszczać kolejnych startów, ponieważ to nie ma sensu. Wolę jeździć, trenować - odparł.
ZOBACZ WIDEO Powrót żużla do stolicy? PZM gotów pomóc
Przed derbami to właśnie Zmarzlik wyjechał na próbę toru, aby sprawdzić przede wszystkim siebie. Ten przejazd pozwolił 22-latkowi zdecydować, na którym motocyklu rozpocząć mecz. - Jak się ma źle dopasowany motocykl, to często się nie jedzie tam, gdzie się chce. Myślałem, że ten pierwszy motocykl będzie lepszy. Później wsiadłem na drugi, który po próbie toru był tym gorszym, a okazał się lepszy i do końca meczu już na nim jechałem i tylko drobne korekty wprowadzałem - wyjaśnił brązowy medalista mistrzostw świata z 2016 roku.
Lider Stali w sumie zrobił 12 punktów dla swojego zespołu. W ostatnim wyścigu, razem z Przemysławem Pawlickim musieli wygrać, aby Stal mogła co najmniej zremisować. - Strategia była, musiałem zamknąć wszystkich. Wygrać start z Jasonem Doylem i Piotrem Protasiewiczem to nie jest tak łatwo. Jednak udało mi się. Później obserwowałem na telebimie, co się dzieje za moimi plecami, jak wszyscy są daleko i co mogę zrobić, żeby Przemek mógł to nadrobić. Ale, jak się ustawimy w linię, to minąć Jasona nie jest łatwo, nawet jak się ma szybszy motocykl. A podejrzewam, że w 15. biegu wszyscy mamy porównywalne motocykle - tłumaczył Zmarzlik.
Co ciekawe, zawodnik Stali przyznał, że na wejściu w drugi łuk spogląda na telebim, zamiast się obrócić i spojrzeć, co się za nim dzieje. - Na wejściu w drugi łuk można pooglądać na telebimie. Lepiej spojrzeć tam, niż się oglądać i kontrować motocykl. Często tu jeżdżę i wiem, gdzie są kamery i telebimy, to można czasem spojrzeć. Wiadomo, że jak jestem w kontakcie, to bez przesady. Ale jak jestem z przodu, to zawsze można to wykorzystać - zakończył.