Żużlowy Jackpot to felieton Jacka Frątczaka, byłego menedżera Falubazu Zielona Góra i cenionego eksperta żużlowego.
***
Mam nadzieję, że nie będziemy świadkami awantury o czapki, które mogę stracić zawodnicy na rzecz klubów. Przyznam, że w tej sprawie będę stać trochę w rozkroku, bo rozumiem zarówno stanowisko prezesów jak i żużlowców. Nie jest tak, że boję się radykalnych tez. Jedna i druga strona ma w pewnym sensie rację i racjonalne argumenty.
Uważam, że dla zawodnika czapka to najbardziej prestiżowa powierzchnia reklamowa. Żużlowiec może na tym dobrze zarobić, bo oferuje niezwykle skuteczną reklamę. W żużlu ktoś zakłada coś na głowę i od razu jest utożsamiany z daną marką. Przykłady? Pentel to Protasiewicz, Boll to Dudek a Hampel to Red Bull. Mógłbym wymieniać dalej, ale wiadomo, o co chodzi. Zawodnik zmieni czapkę i w lot wszyscy to komentują. W innych sportach motorowych o to miejsce zabiegają wielcy potentaci.
Sprawa nie jest jednoznaczna. Problemem jest definicja i natura sportu żużlowego. W uproszczeniu jest to dyscyplina indywidualna, ale w każdą niedzielę w sezonie w Polsce zdecydowanie drużynowa. Drugi taki przypadek w motosportach znaleźć trudno.
ZOBACZ WIDEO Bez nóg, bez rąk, bez ograniczeń na Dakarze (źródło TVP SA)
{"id":"","title":""}
W czarnym sporcie funkcjonują rozgrywki zespołowe - ligowe, więc kwestią czasu było, kiedy kluby upomną się o czapki. Dla prezesów to świetny biznes, bo mogą pomnożyć wszystko razy siedem (liczba zawodników w zespole). Wiem, że zakusy na odebranie tej powierzchni były już wcześniej. W innych dyscyplinach drużynowych, zawodnicy nie chodzą ubrani w różny sposób. Drużyna to monolit. W żużlu działacze spróbują zrobić to samo, ale sprawa nie jest aż tak oczywista - czego odzwierciedleniem była "afera podatkowa" w polskim żużlu (zawodnik prowadzi działalność gospodarczą i w swoim imieniu ją realizuje).
Ekstraliga zajmowała się ostatnio głównie bezpieczeństwem, torami i regulaminami. Słusznie, bo to sprawy najważniejsze, ale temat czapek również musiał się pojawić. I tym razem o kompromis nie będzie już łatwo. Wcześniej zostało określone, które powierzchnie są klubowe, a które przypisane żużlowcom. To nie były lekkie rozmowy, a teraz będzie jeszcze trudniej się dogadać. Może być gorąco, ale oby udało się znaleźć kompromis bez konieczności blokowania pulpitów sędziowskich przez zawodników. Ot taka analogia z Wiejskiej...
Uważam zresztą, że na czapkach się nie skończy. Co będzie następne? Moim zdaniem to, z czego piją zawodnicy przed kamerami. Proszę zauważyć, że to pewien rytuał. Połowa z nich idzie na pogadankę z dziennikarzem i trzyma w ręku bidon lub puszkę. To kolejna atrakcyjna powierzchnia reklamowa, o którą może toczyć się wkrótce gra.
Żużlowcom się nie dziwię, bo szukają różnych sposobów, żeby pokryć ogromne koszty. Paradoks sytuacji polega na tym, że kluby myślą dokładnie tak samo... Pamiętam, jak chłopacy zaczęli umieszczać reklamy na osłonach tłumików. Nisze w biznesie to nic złego. Możliwości wszystkim się kurczą, a każdy chce zyskiwać na swoim wizerunku - jedni indywidualnie, drudzy zespołowo...
Jacek Frątczak