Ziemowit Ochapski: Quo vadis, Speedway Ekstraligo?

Oglądam telewizję - kryzys. Słucham radia - kryzys. Czytam gazetę - kryzys. Otwieram lodówkę i... też kryzys! Ten cham jest wszędzie, dopadł wszystkich razem i każdego z osobna. Polski speedway także. A przynajmniej tak twierdzą nasi wszechpotężni prezesi.

W tym artykule dowiesz się o:

Naturalną reakcją na atak jest obrona. Szefowie klubów Speedway Ekstraligi zebrali się więc kilka dni temu w stolicy, żeby podyskutować sobie o przeciwdziałaniu recesji, która jak wiadomo dosięgła ich całkiem niespodziewanie. Debatowali sobie zawzięcie i wymyślili takie rzeczy, że niektóre pomysły naszych polityków wydają się przy nich absolutnie poważne.

Po pierwsze: renegocjacja kontraktów. Do zmiany roszczeń finansowych zapisanych w kontrakcie nikt żadnego zawodnika nie zmusi, dlatego na zebraniu podjęto uchwałę, że każdy prezes może pogadać o tym ze swoimi żużlowcami, jeśli tylko czuje taką potrzebę. No, ale nieważne - liczy się to, że w ogóle zaszła potrzeba roztrząsania tego problemu. Przecież o kryzysie było już głośno na długo przed podpisywaniem umów na sezon 2009! Wydaje mi się, że w okolicach grudnia wyścig zbrojeń niektórym szefom zablokował zdolność przyszłościowego myślenia i zamiast zabezpieczyć się przed wysokim kursem euro, dawali oni "rajderom" tyle ile ci zawołali, dysponując przy tym jedynie wirtualną kasą. Do tej pory myślałem, że mamy profesjonalną, porządnie zorganizowaną ligę. Teraz patrzę na to całe zamieszanie z pieniędzmi i stwierdzam, że z takim podejściem speedway jeszcze długo będzie traktowany w mediach po macoszemu.

Po drugie: dziesięciozespołowa Speedway Ekstraliga od sezonu 2010. Dla mnie ten pomysł jest totalnym nieporozumieniem, bo nie wydaje mi się, że dzięki niemu będzie lepiej. Ba, stracą na tym niższe klasy rozgrywkowe, w których zmniejszy się ilość topowych żużlowców, a prestiż najwyższej ligi spadnie, gdyż dostać się do niej nie będzie już tak trudno. Że niby dzięki temu zmniejszą się wydatki? A guzik! Przepłacać będzie się dalej - ekstraligowych "grajków" pokroju Bjarne Pedersena.

Po trzecie: zawieszenie zmiany barw klubowych na okres jednego roku. Albo mi się wydaje, albo czasy niewolnictwa skończyły się dawno temu. Możliwość wyboru pracodawcy to elementarne prawo każdego człowieka i nic nikomu do tego, gdzie będzie jeździł Nicki, kiedy wygaśnie jego kontrakt z Włókniarzem. Powiecie, że to ostudzi transferowe zapędy niektórych prezesów. Na pewno. Ale fakt jest taki, że szefowie klubów to nie małe dzieci i sami powinni wiedzieć, ile mamony mogą wydać. Nie róbmy więc przedszkola z poważnych interesów.

Po ostatnie: zawieszenie rozgrywek Ligi Juniorów. Najmądrzejsza ze wszystkich propozycji "preziów", ale również głupia. Jak można szukać oszczędności tam, gdzie właśnie powinno się inwestować? Ja jestem przeciwko rozpieszczeniu dzieciaków, ale jak najbardziej za ich szkoleniem! Naprawdę tak wiele to kosztuje? Pewnie, lepiej dołożyć kolejne sto kawałków do kontraktu jeźdźca z Grand Prix, a młody jak ma talent to sam sobie poradzi.

Te wszystkie dyrdymały są oczywiście jedynie pomysłami, które muszą zostać zatwierdzone przez Polski Związek Motorowy. Nieważne. Liczy się to, że po raz kolejny jesteśmy mądrzy dopiero po szkodzie. No, ale w Polsce nie da się inaczej - tutaj każdy prezes da się pociąć za to, żeby choćby przez rok noszono go na rękach. Carpe diem.