Greg Hancock gotowy na zagadki Stadionu Narodowego

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock na prowadzeniu

Jednym z wielkich faworytów sobotniego Grand Prix Polski na Stadionie Narodowym będzie Greg Hancock. Amerykanin już wiele razy udowodniał, że nowe obiekty bardzo mu pasują.

W tym artykule dowiesz się o:

Tak było np. na zakończenie poprzedniego cyklu, kiedy w imponującym stylu zdobył komplet punktów na Etihad w Melbourne. - Takie nieodkryte areny dla każdego są wyzwaniem. W ostatnich latach wiele z nich mi sprzyjało. Teraz nów przyjdzie nam występować przed tak wielką publiką. Liczę, że uda mi się zająć jedno z trzech medalowych miejsc - powiedział "Jankes".

Zawody w Warszawie również są dużą zagadką, ciężko bowiem wyciągać wnioski po zeszłorocznej odsłonie, która zakończyła kompletną klapą. - Na pewno trochę osób będzie miało złe wspomnienia. Pewne rzeczy w głębi duszy siedzą dość długo. Mam nadzieję jednak, że większość przez rok naładowało na nowo baterie i raczej optymistycznie podejdą do najbliższego turnieju. To będą wspaniałe zmagania i kibice nie będą żałować, że dali sobie ponowną szansę przyjścia na Stadion Narodowy. Jestem przekonany, że ten obiekt znów się zapełni do ostatniego miejsca, tor będzie znakomicie przygotowany, a techniczne problemy nie dadzą o sobie znać. Oczywiście, nigdy nie wiadomo co się nagle stanie, ale uważam, że w poprzednim sezonie w Warszawie mieliśmy po prostu pecha. Trzeba to teraz oddzielić grubą kreską - zaznaczył niespełna 46-letni zawodnik.

Najbardziej rutynowany w całej stawce GP jeździec uważa, że tory jednodniowe, takie jak w Warszawie potrafią wciąż zaskakiwać nawet tak doświadczonych żużlowców jak on. - Nigdy nie jesteś za stary na niespodzianki (śmiech). Lata doświadczenia pomagają, ale zawsze musisz być otwarty na różne przygody. Ten kto pierwszy rozszyfruje zagadki, które kryje taki owal, jest w uprzywilejowanej sytuacji. Na przytaczanych torach zdarzają się różne linie, koleiny, przygotowanie nawierzchni też bywa rozmaite. Mimo, że mamy obecnie w stawce GP wiele "młodych strzelb" wręcz "dzieciaków" trzeba być uważnym. Oni naprawdę szybko się uczą - wyjaśnił.

Po pierwszej rundzie w Krsko "Herbie" wraz z innymi pięcioma konkurentami ma na koncie dziesięć punktów. Do prowadzącego Petera Kildemanda strata wynosi pięć oczek, a do wygrania serii zasadniczej na Słowenii wystarczyło zaledwie dziesięć punktów. Tak wyrównanej i "ciasnej" rywalizacji dawno nie obserwowano. - Czy to nie jest szalone? Nie pamiętam takiej sytuacji. Być może zapisaliśmy się tym wydarzeniem w historii - zastanawiał się Hancock.

- Całe zawody były naprawdę interesujące dla kibiców. Batalia była niezwykle zacięta. Wszyscy praktycznie pogubili jakieś punkty. Może nie było za wiele walki. Kto dobrze wystartował zazwyczaj utrzymywał swoją lokatę. Ze swojej postawy byłem zadowolony, ale nie na sto procent. Pełnię szczęścia uzyskałbym stojąc na najwyższym stopniu podium, bo to jest zawsze mój cel - dodał.

W tej chwili przy nazwisku Hancocka zapisane są trzy tytuły najlepszego zawodnika naszego globu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia więc zawodnik ze Stanów Zjednoczonych nie ma zamiaru na tym poprzestawać. A wiek przy tym nie ma żadnego znaczenia. - Nie rozmawiałbym teraz gdyby w mojej głowie nie był zakodowany cel - czwarte mistrzostwo świata. To marzenie utrzymuje mnie w tej grze. Mimo "paru" lat na karku wciąż chcę wygrywać. Mam w sobie pasję, ten sport ciągle mnie fascynuje - zakończył aktualny wicemistrz świata.

ZOBACZ WIDEO Zenon Plech o GP Polski: Trzeba mieć farta