Tea time (3): Grzegorz "Terminator" Walasek

Nowy nabytek Wandy Kraków zapowiada swój powrót na Wyspy. Tymczasem w trakcie jego nieobecności na angielskim horyzoncie pojawił się poważny przeciwnik dla broniących tytułu Poole Pirates.

Prawie jak Arnold Schwarzenegger

Usilne trzymanie się ekstraligowego środowiska na dłuższy dystans pozbawione jest sensu. W przeciwieństwie do Piotra Świderskiego, który w ostatnich sześciu biegach nie zdobył ani jednego punktu, czy odprawionego z kwitkiem przez tarnowskich działaczy Artura Mroczki, Grzegorz Walasek w porę zdał sobie z tego sprawę i pod koniec kwietnia skorzystał z oferty pracy dla krakowskiej Wandy. Chwilowy rozbrat z najwyższą ligą nie jest dla niego nowością, gdyż w przeszłości już dwukrotnie miewał takowe epizody. Równo pięć i dziesięć lat temu skutecznie odbudowywał swoją formę na zapleczu najwyższej dywizji, wyśrubowując średnią w okolicach 2,4 punktów na bieg. Za pierwszym razem eksperyment powiódł się, ponieważ dzięki niemu w 2007 roku Grzegorz powrócił do kadry narodowej i będąc w półfinale jej zdecydowanym liderem, dołożył swoją cegiełkę do końcowego triumfu. Na potrzeby tego tekstu przymknę oko na jego niezbyt udany występ w legendarnym leszczyńskim finale.

- Generalnie to ona namawiała mnie do tego by zrobić dwa kroki w tył i na razie tego nie żałuję - zdradził zakulisowe okoliczności swojej decyzji w rozmowie z Filipem Czyszanowskim. Otóż to! Czasem warto zaryzykować i posłuchać rad żony, bez względu na to jak nieco kuriozalne wydawałoby się takie działanie w kontekście żużla (śmiech).

39-latek postawiony został pod ścianą na skutek ruchu działaczy z Leicester Lions. Najgorszy wynik wśród seniorów w całej ośmiozespołowej lidze spowodował, iż w jego miejsce zatrudniono Australijczyka Aarona Summersa. Jak się okazuje nowy nabytek Lwów nie prezentuje się dotychczas na miarę oczekiwań i nie spełnia roli cichego wybawcy czerwonej latarni Elite League. Wszystkim kibicom czarnego sportu, tym z co najmniej kilkuletnim stażem, nieobce są wypowiedzi angielskich menedżerów tłumaczące, że pomimo wielkiej sympatii, niesatysfakcjonujące wyniki zmuszają ich do zwolnienia delikwenta, niemniej życzą jemu wszystkiego co najlepsze, tym samym podkreślając ewentualny powrót do składu jako całkowicie realny i możliwy.

ZOBACZ WIDEO Grzegorz Walasek: gubiliśmy za dużo punktów (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Na tym kurtuazja się kończy, bowiem bliska historia podpowiada nam jak niewiele było przypadków urzeczywistniających powyższe wypowiedzi. Tu na arenę wkracza Grzegorz Walasek, a z jego ust wybrzmiewa kultowe "I'll be back!" (ang. wrócę) z 1984 roku. Polski Terminator - pozwolę sobie go tak nazwać - efektywnie i efektownie odbudowuje swoją markę w ekipie Adama Weigla, ale jednocześnie nie uznaje tegorocznej przygody na Wyspach za zakończoną. Częstokroć pojawia się stwierdzenie sugerujące, że ceni on sobie nadto kwestie finansowe - jest to oczywiście eufemistyczne określenie. Może i tak, lecz w tym sezonie woli walki oraz chęci do sportowej rywalizacji odmówić Grzegorzowi nie można. Ten ostatni aspekt najbardziej powinien interesować trybuny i widownię przed telewizorami. W obliczu kontuzji startującego w barwach Lwów Sebastiana Ułamka, powrót Grzegorza Walaska staje osiągalny w perspektywie następnych tygodni bądź nawet kilku dni.

Miasto Leicester ma już swojego wielkiego bohatera w osobie Jamiego Vardy'ego. Może czas na kolejny po Marcinie Wasilewskim polski akcent na tej ziemi?

Wilczy apetyt

35:55. Uzbrojone w pełny skład Poole Pirates po raz ostatnich przegrało takim stosunkiem jakikolwiek mecz prawie pięć lat temu. - Jestem zaskoczony, ponieważ spodziewałem się, że pokonanie Poole będzie dla nas zdecydowanie większym wyzwaniem - tak promotor gospodarzy skomentował zeszłotygodniową niespodziankę na stadionie Monmore Green. Wprawdzie 48 godzin później wspomniany Peter Adams i jego Wilki odczuły solidną gorycz udanego rewanżu, ale to właśnie o ekipie Wolverhampton Wolves zrobiło się całkiem głośno.

Królem polowania na Wyspach przed sezonem okazał się Alun Rossiter, który do swojej kolekcji osiągnięć dopisał pozyskanie najlepszego zawodnika ligi, jednak oprócz Jasona Doyle'a, łakomym kąskiem mógł być także Joonas Kylmaekorpi. Nastawione na niemal całkowitą przebudowę kierownictwo Wolves nie mogło pozwolić sobie na zaprzepaszczenie takiej okazji, gdyż w przypadku niesfinalizowania wyczekiwanych i budzących nadzieję na ponowny tytuł transferów, w grę wchodziła nawet rezygnacja samego promotora.

Na całe szczęście poza Finem do składu dołączyły także młode prospekty: Sam Masters i Mikkel Bech. Niesforny antybohater pięściarskich ekscesów z Grand Prix w Melbourne był już przymierzany do drużyny kilkanaście miesięcy temu, lecz wtedy na przeszkodzie stanęły problemy z pozwoleniem na pracę w Wielkiej Brytanii. Tym razem wszystko ułożyło się po myśli zainteresowanych, a sam Sam (auć!) jak na razie pretenduje do miana zawodnika czyniącego w tym sezonie największy postęp. W jednym z kwietniowych spotkań nie miał sobie równych - podczas debiutu na własnym torze zdobył płatny komplet punktów. Drugi garnitur klubu z Wolverhampton uzupełnił doskonale znany lokalnym kibicom Jacob Thorssell.

Wilki zaszokowały już na początku kampanii zasadniczej, kiedy to ich łupem padły inaugurujące dwa mecze wyjazdowe. W dużej mierze była to zasługa niestartującego wówczas na pozycjach liderów Fredrika Lindgrena. Co prawda nie notuje on już na angielskich torach tak astronomicznych średnich jak w poprzednich latach (śr. 2,7 w zwieńczonym pełnym sukcesem sezonie 2009), ale za to niewymiernie przyczynia się do budowania pozytywnej atmosfery w drużynie. Jeden z jego kolegów określił ją nawet jako najlepszą, jaka spotkała go w jego karierze. Istotny może być tutaj także fakt, iż Peter Adams dzięki rezygnacji z wyjazdów na turnieje cyklu Grand Prix (współpraca z Woffindenem) może teraz w pełni koncentrować się na prowadzeniu klubu.

Popijając ostatni łyk herbaty, pokuszę się o stwierdzenie: Wolverhampton Wolves wydaje się być ekipą kompletną i są w stanie zagrozić obecnemu faworytowi rozgrywek. Zatem nie bez powodu w zachodnich Midlands pojawił się wilczy apetyt na sukces.

Mikołaj Majchrzak

Zobacz więcej felietonów Mikołaja Majchrzaka ->

Źródło artykułu: