Działacze Speedway Kraków budując skład na tegoroczne rozgrywki ligowe, postawili na mocno nieoczywistych zawodników. Znaleźli się w nim tacy, którzy nie mieli okazji do ścigania się w Polsce lub zaliczyli w naszym kraju jedynie epizod. Nie brakuje również takich, o których można z kolei mówić, że są po różnych przejściach i rok w krakowskim zespole będzie dla nich okazją na odbudowanie swojego nazwiska.
Tak jest między innymi w przypadku Artura Mroczki. Niewątpliwie dla ekipy z Grodu Kraka będzie to najważniejszy sezon, ale i dla samego zawodnika może to być kluczowy rok - bo dobrymi wynikami może przekonać do siebie trenerów i menedżerów. A że stać go na wiele udowodnił na szwedzkich torach, gdzie punktował bardzo dobrze - kończąc dwa spotkania z dorobkiem 14 punktów, a w dwóch pozostałych dorzucając odpowiednio 9+1 oraz 7.
W tym drugim przypadku kto wie, czy jego dorobek nie byłby znacznie okazalszy, gdyby nie wykluczenie i defekt. Statystyki w barwach Ornarny Mariestad miał jednak imponujące - w 20 wyścigach aż 11 razy mijał metę na pierwszym miejscu. Tylko jeden raz był czwarty. Nic dziwnego, że fani niemalże z miejsca go pokochali i wierzyli, że przedłuży kontrakt na sezon 2025. Przynajmniej na razie nic takiego nie miało miejsca.
Dla samego Mroczki powrót Krakowa do ligowej rywalizacji był niczym zbawienie. Klub poszukiwał chętnych i walecznych zawodników, a Mroczka zespołu, który da mu szansę. Kto wie, czy gdyby nie to wzajemne "przyciąganie", to czy udałoby mu się gdzieś zakotwiczyć. I nie mówimy tu o roli rezerwowego lub o tzw. kontrakcie warszawskim.
Krnąbrny, ale i waleczny. Swego czasu zapowiadał się na świetnego żużlowca, ale z różnych względów jego kariera nie potoczyła się tak, jakby tego oczekiwał. Pomóc próbowało mu wiele osób, choćby Ryszard Dołomisiewicz. A sam zainteresowany ma ambitne plany, bo jeszcze niedawno głośno mówił o powrocie do PGE Ekstraligi.
ZOBACZ WIDEO: Miliarder mocno zaangażował się w działanie klubu. "Rozmawiamy codziennie"