Pamięci nieodżałowanego Grzegorza Knappa - kilka dni z życia kibica

 / Na zdjęciu: Grzegorz Knapp
/ Na zdjęciu: Grzegorz Knapp

Takich opowieści mogło by być mnóstwo. Nie każdy ma jednak chęć i czas by opisać, jak minęły ostatnie dni. Mnie taka chęć naszła. Poczytajcie, zapraszam.

W tym artykule dowiesz się o:

Wyścigi motocyklowe na lodzie, jedna z odmian sportowego szaleństwa na torach zamkniętych, młodsze rodzeństwo klasycznego żużla...

Są tacy, co powiedzą: - to nie jest żużel, nie bawi mnie to. A mnie bawi, ciekawi, wręcz fascynuje. I nie ma lepszego lekarstwa, gdy dręczy oczekiwanie na emocje kolejnego sezonu. Ice Speedway - wciąga identycznie jak klasyczny żużel i działa tak samo, jak narkotyk. Posmakujesz raz i będziesz chciał więcej i częściej.

W drodze

Krótki dialog w Internecie z przyjacielem z Rosji: - Andriej, na Indywidualne Mistrzostwa Świata Gladiatorów do Berlina jedziesz? - Tak, jadę. - Zabierzesz po drodze mnie i koleżankę z pracy? Ona jeszcze nigdy na takiej imprezie nie była. - Jasne, nie ma problemu. Podjadę w sobotę z rana. Rezerwuj hotel.

Srebrny Opel Vivaro, który znają już chyba wszystkie parkingi żużlowych stadionów. Jedzie się ciepło, wygodnie, z fantazją. I czujesz się jak cząstka tej kolorowej karawany przemierzającej grube setki, tysiące wręcz kilometrów, by stanąć potem pod taśmą i odkręcić manetkę na full. Czas w drodze płynie szybko. I nie ważne, znasz język obcy czy nie (ja akurat znam), bo kibice speedwaya dogadają się zawsze. Speedway connecting people - taka prawda.

Tego busa znają na wielu stadionach całej żużlowej Europy
Tego busa znają na wielu stadionach całej żużlowej Europy

Berlin, dochodzi południe. Szybkie lokowanie w niedrogim hoteliku i jazda na stadion. Do pierwszego wyścigu jakieś cztery godziny. Szkoda marnować je na odpoczynek. Adrenalina rośnie, ciekawość zżera. Kogo uda się spotkać, z kim pogadać, złapać w locie jakąś fotkę?

Dojeżdżamy do bram Horst Dohm Eisstadion. Ochroniarz kiwa przyjaźnie łapką i wrota się otwierają. Żadnych pytań o przepustki, działa magia naklejek i posterów na karoserii auta. Parkujemy wśród samochodów światowej elity i wbijamy do biura zawodów. Krótki tekst w kilku językach, szeroki uśmiech na twarzy, magiczne słowa: - Poland. SportoweFakty. Jedna, dwie chwile i już cała nasza trójka ma na przegubach "entry-all areas". Żyć nie umierać, zaczyna się kolorowy zawrót głowy.
[nextpage]Zawodnicy

Noszą miano lodowych gladiatorów. Jedni mali i drobni, drudzy wysocy i szczupli, jest także kilku "misiaczków". Wszyscy nastawieni przyjacielsko, chętni do krótkiej rozmowy, fotka z kibicem czy autograf to dla nich normalność. Zawodowcy w pełnym tego słowa znaczeniu. Kiedy można - żarty i uśmiechy, kiedy trzeba - poważni i skupieni. Gdy nadchodzi ten czas, czas walki na torze - skupieni, skoncentrowani, wyłączeni z wszystkiego co ich otacza. Wtedy lepiej nie podchodź, nie przeszkadzaj bo możesz tego gorzko żałować.

W parku maszyn międzynarodowa rodzina, kumple na dobre i na złe. Na torze zatwardziali rywale, którzy gdy trzeba wypłacą kuksańca albo podjadą na centymetry na najeżonych kolcami "piłach tarczowych" swoich stalowych rumaków. Wtedy są rzeczywiście gladiatorami bez cienia strachu. Szacunek.

Gdy trzeba, Gladiatorzy walcząc między sobą, pojadą na kompletny styk
Gdy trzeba, Gladiatorzy walcząc między sobą, pojadą na kompletny styk

Mechanicy

Ludzie z cienia, których pracy tak naprawdę zwykły kibic nie zauważa i nie docenia. Bez nich, fachowców z krwi i kości ten cały objazdowy cyrk byłby bez sensu. Oni wynikowi swojego zawodnika poświęcą wszystko, łącznie z czasem przeznaczonym na odpoczynek i sen. Maszyna musi grać jak najlepsze skrzypce, chodzić z regularnością szwajcarskiego zegarka. W ryk silnika wsłuchują się jak w najpiękniejszą muzykę, wyłapując każdy jej fałszywy takt.

Rosyjscy mechanicy są szczególni. Prości, surowi z wyglądu, bo w naturze to ludzie do rany przyłóż. Mistrzowie swojego dzieła tak jak ich pracodawcy, niedoścignieni od lat przedstawiciele "Sbornoj Rossii".

"Złote rączki" mistrza świata Dmitrija Kołtakowa
"Złote rączki" mistrza świata Dmitrija Kołtakowa

[nextpage]Legendy

Miałem to szczęście napotkać dwóch mistrzów. Jeden z nich, Anatolij Bondarenko triumfował dwukrotnie w latach osiemdziesiątych. Od kilkunastu lat mieszka w Niemczech, ale kontaktu ze swoją ojczyzną nie zerwał. Każdego roku organizuje w Kamieńsku Uralskim międzynarodowe obozy szkoleniowe dla zawodników z całej Europy. Te obozy, na które nigdy nie dane było dotrzeć Grzegorzowi Knappowi. Gdy rozmawialiśmy przed zawodami wspominając Grzegorza, stary mistrz powiedział mi tak: - Nigdy nie odżałuję tego chłopaka. To był wojownik taki sam jak wszyscy nasi. I miał ich szacunek jako godny rywal oraz wspaniały kolega. Jeżeli kiedyś w Polsce pojawi się talent podobny do Grzegorza - daj mi znać. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby mu pomagać.

Bondarenko wspomniał też o swoim nowym pomyśle, jakim miała by być drużyna złożona z zawodników europejskich i startująca w rosyjskiej lidze. - Wiesz, dla nich Superliga to za wysokie progi, ale w Wyższej Lidze mogli by pośmigać. Na razie prowadzę rozmowy, dogaduję szczegóły. Chcę z tym wystartować w kolejnym sezonie.

Słowa te podpowiadam zajmującemu się dotąd polskim ice speedwayem Pawłowi Ruszkiewiczowi. - Panie Pawle, może wspólnymi siłami "nastukamy" wystarczającą sumę tych groszy (mamy na to dużo czasu!) i wyślemy tam po naukę jakiegoś młodego Polaka?

Mój przyjaciel (i kierowca) razem z Anatolijem Bondarenko
Mój przyjaciel (i kierowca) razem z Anatolijem Bondarenko

Drugim czempionem, chodzącą legendą której zdołałem uścisnąć rękę, był Per Olof Serenius. Popularny "POSA", który w wielkim stylu pożegnał się z międzynarodowym ściganiem, powrócił do Berlina w charakterze doradcy i mechanika wschodzącej szwedzkiej gwiazdki, młodego Ove Ledstroma. Tryskający witalnością, niemal siedemdziesięciolatek, autografu i pamiątkowej fotki nie odmawia nikomu. My oczywiście skwapliwie z tej okazji skorzystaliśmy. Kto by nie chciał być w takiej chwili na naszym miejscu?

[nextpage]Kibice (pamięci Grzegorza)

Podobnych do nas zapaleńców, tych przyjezdnych, spoza Niemiec były setki. Rosjanie, Szwedzi, Czesi, Polacy - wielka rodzina przyjaznych sobie ludzi. Wspólne piwko czy też łyczek czegoś mocniejszego, spożywane cichutko, tak "z rękawa" to normalka. Nikt nikogo nie obraża, nikt nikogo nie szturcha. Cel jest jeden - show must go on - na torze i na trybunach.

Biało-czerwona w Berlinie
Biało-czerwona w Berlinie

Mnie przyświecał jeszcze jeden cel. Jako rodowity grudziądzanin musiałem być na stadionie, gdzie swój ostatni wielki międzynarodowy sukces osiągnął Grzegorz Knapp. Okolicznościowa koszulka kupiona wcześniej, by wspomóc materialnie żonę i córki Grzesia, nie dziwiła praktycznie nikogo. Nie dziwiła też czapeczka, flaga i biało-czerwony szalik, mimo że wśród Gladiatorów nie ma już Polaka. Wszyscy tę symbolikę rozumieli bez słów.[b]

[/b][nextpage]Znajomi po fachu

Od ponad dziesięciu lat koresponduję na rosyjskim forum z kibicami żużla i ice speedwaya. Od kilku lat bawię się też w dziennikarstwo na sportowych portalach. Przez te lata nawiązałem wiele kontaktów na całym świecie. Dziennikarze, fotoreporterzy i "zakręceni na maksa" kibice stali się moimi znajomymi. Siłą rzeczy wiele tych znajomości ograniczało się do Internetu. Dzięki opisywanemu wyjazdowi ich liczba się zmniejszyła. Poznałem się osobiście z Iriną Gorkową (dziennikarką i fotoreporterką ze stolicy Baszkirii), z Siergiejem Poliancewem (fotografem z Moskwy), Jacqueline Seidlitz (korespondentką i fotografem z Niemiec), Jesperem Veldhuizenem z Holandii i wieloma, wieloma innymi. Mam nadzieję, że na tych pogłębionych znajomościach skorzystam teraz nie tylko ja, ale też stali użytkownicy naszego portalu.

Postscriptum (koleżanka z pracy)

Jak pisałem na wstępie, na mój wyjazd z Andriejem załapała się koleżanka z pracy. Kobieta była w szoku i wpadła tak samo jak śliwka w kompot. Jeśli wierzyć jej słowom, zakochała się w wyścigach na lodzie po same uszy. Jak myślicie, teraz muszę ją zabrać na klasyczny żużel, czyż nie?

Gdy wracaliśmy już do Polski Anna, bo tak jej na imię, przysłuchiwała się mojej rozmowie z Andriejem. Gadaliśmy o poprzednich etapach mistrzostw świata. Andriej opowiadał między innymi o Krasnogorsku, gdzie był też obecny w tym roku.

Wówczas z tylnego fotela padło pytanie: - daleko jest do tego Krasnogorska? W odpowiedzi usłyszała: - tak sobie, prawie w granicach Moskwy. Na to z kolei niemal natychmiast padło kategoryczne stwierdzenie: - Panowie, nie ma sprawy, w przyszłym roku ja muszę tam być! A że kobietom się nie odmawia, więc sami rozumiecie...

Źródło artykułu: