W piątek w częstochowskim parku maszyn aż roiło się od zawodników, którzy na kilkanaście godzin przed inauguracją sezonu ligowego w Polsce przyjechali potrenować. Wśród nich znalazł się Mirosław Jabłoński, który ostatnie trzy sezony spędził reprezentując barwy Włókniarza.
W związku z zaległościami finansowymi, spółce CKM Włókniarz odebrano licencję. O starty w najniższej klasie rozgrywkowej walczyło miejscowe stowarzyszenie, ale przegrało, bowiem między innymi nie przedstawiło żużlowym władzom porozumienia z Mirosławem Jabłońskim i Grzegorzem Walaskiem. W piątek po treningu "Jabłko" zaproponował. - Musimy porozmawiać, bo zniszczono mi reputację wśród kibiców Włókniarza. Zależy mi, by wyjaśnić pewne rzeczy - oznajmił.
[ad=rectangle]
Mateusz Makuch: Stowarzyszenie CKM Włókniarz walczyło o licencję na rozgrywki drugoligowe i musiało osiągnąć porozumienie m.in. z tobą i Grzegorzem Walaskiem. Dlaczego nie zgodziłeś się na te ustalenia? Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Mirosław Jabłoński: Chciałbym zdementować i wyprostować te wszystkie pogłoski, bo moja opinia w Częstochowie trochę niestety podupadła. Mianowicie wyglądało to tak, że rzeczywiście negocjowaliśmy i ja generalnie z klubem byłem dogadany. Przystałem na te ich warunki, chciałem to podpisać. Jednakże wcześniej umówiłem się z Grzesiem Walaskiem, że trzymamy się razem. Powiedziałem, że podpiszę porozumienie z Włókniarzem, jeśli dogadają się też z Walaskiem. Niestety do tego nie doszło. Gdyby tylko Grzesiu podpisał to porozumienie, ja automatycznie zrobiłbym to samo. Nie oszukujmy się, nie liczyłem na to, że coś odzyskamy z tego, co zalega nam spółka od stowarzyszenia. Jest to inny podmiot, ja to wiem i zależało mi na tym, aby w Częstochowie żużel był. Jeździłem dla Włókniarza 3 lata i nie będę ukrywać, że przywiązałem się do tego miejsca.
Byłeś też jednym z ulubionych zawodników wśród kibiców. Ta sympatia działała w obie strony.
- Dokładnie i dobrze, że się spotkaliśmy, i rozmawiamy, bo inaczej musiałbym jakieś sprostowania, czy też oświadczenia pisać, czego nie lubię. Nie ukrywam, że przykro się robi, gdy słyszę, że Mirek Jabłoński pogrzebał częstochowski żużel.
Nie zgadzasz się z takimi opiniami?
- No nie, bo to Mirek Jabłoński jechał, kiedy inni nie chcieli jechać. Nikt wtedy nie mówił o tym, że jadę za darmo. Nie płakałem, liczyłem na to, że spółka pozbiera się i te pieniądze odda.
A tak szczerze, naprawdę w to wierzyłeś? Wierzysz w to, że teraz jakieś pieniądze zaległe otrzymasz?
- Teraz już nie. Ale wtedy wierzyłem, bo przez dwa wcześniejsze lata było podobnie. To znaczy było jakieś zadłużenie, ale na koniec roku było ono spłacane. Nie miałem zatem podstaw, aby nie wierzyć w to, że tym razem nie będzie tak samo. Teraz Włókniarz nie wystartuje w lidze, co mnie boli, tak jak wszystkich kibiców z tego miasta. Rok bez żużla, ja sobie tego przynajmniej nie wyobrażam.
Mirek, bez ligi. Bo jednak jesteśmy na tym stadionie, motocykle warczą i trenujecie.
- No tak, sam mam przyjemność dzisiaj tutaj pojeździć. Bardzo się cieszę, że są tutaj ludzie, którzy dalej chcą ten wózek ciągnąć.
Czyli podaliście sobie dłonie z prezesem Świącikiem?
- Ja nigdy się z nim nie poróżniłem. Mam nadzieję, że prezes Świącik też to potwierdzi. Negocjowaliśmy a na koniec tych rozmów powiedziałem "okej, podpiszę ten papier, tylko dogadajcie się z Grzesiem, bo z nim mam umowę, żebyśmy się trzymali razem." Uważam, że czas najwyższy, aby polscy żużlowcy zaczęli mówić jednym głosem, bo jeśli każdy będzie grał swoją nutę, to nigdy nie stworzymy z tego zespołu. W tym przypadku Grzesiu był dosyć uparty i nie szedł na ustępstwa.
Na pewno dyskutowaliście między sobą o tym, co zrobić. Przekonywałeś go jakoś, by zgodził się podpisać porozumienie, czy powiedziałeś "stary, to jest twoja decyzja"?
- Może inaczej. Próbowałem go nakłonić, ale w taki sposób, że mówiłem mu, że raczej nie uzyska tego, co chce, żeby trochę stonował. Niestety, podziało się tak, a nie inaczej. Przykro się robi, gdy słyszy się, że Włókniarz nie otrzymuje licencji, ale takie są regulaminy. Z drugiej strony po coś one są wymyślane, aby nas zawodników też w jakiś sposób zabezpieczyć przed takimi sytuacjami. My jeździmy, staramy się, narażamy życie, a potem niestety dzieje się tak, że to my jesteśmy pokrzywdzeni. Na dodatek w cudzysłowie my krzywdzimy też innych, bo nie da się ukryć, że jeżeli w całym tym łańcuszku jedno ogniwo wypadnie, to zaś następne cierpią. Mam tu na myśli na przykład dostawców części, czy tunerów. Różnica jest taka, że my musimy się wobec nich wywiązać, bo inaczej bylibyśmy spaleni. W związku z tym, jeśli nie płaci nam klub, musimy jakimiś innymi sposobami swoje zaległości spłacać.
Powiedziałeś na początku, że wypracowałeś ze stowarzyszeniem porozumienie. Na czym ono polegało? Mówiło się, że klub miałby od ciebie odkupywać sprzęt dla szkółki, czy też zapraszać na organizowane przez siebie turnieje i priorytetowo traktować cię finansowo. Możesz zdradzić więcej szczegółów?
- Nie chciałbym się jakoś o tym specjalnie rozgadywać, bo to są prywatne sprawy, ale to było dokładnie to, co powiedziałeś. Niestety nie było mowy o dodatkowych jakichkolwiek spłatach finansowych.
A co teraz zamierzasz zrobić wobec spółki? Wystąpicie na drogę sądową jako byli zawodnicy Włókniarza?
- Sąd, okej. Tylko teraz pytanie, co przez sąd zdziałamy?
Zabierze wam to na pewno sporo zdrowia i czasu…
- Oraz środków finansowych, bo trzeba wpłacić kaucję od tego, co klub zalega i potem walczyć o odzyskanie tego. Czego właścicielem jest spółka? Jest to tylko kilka rzeczy i jeżeli podzielimy to na paru zawodników, no to niestety, ale wyjdą grosze. Moim zdaniem nie warto kłócić się o to. Przynajmniej mnie na to nie stać, żeby wpłacić sobie finanse do sądu i czekać na wyrok nie mając pewności, czy cokolwiek się z tego odzyska.
Pamiętam jak rok temu podpisywałeś kontrakt na starty we Włókniarzu, jeszcze nie było Grzegorza Walaska. Nie masz poczucia, że źle postąpiłeś? Bo o problemach finansowych już wtedy się mówiło.
- Inaczej. Podpisałem kontrakt w momencie, gdy nie do końca wszystko było jawne.
Rozumiem, że dla was, zawodników?
- Tak. Ani media nie wiedziały, ani nikt, że tu są aż takie zaległości, chociażby wobec Emila Sajfutdinowa, czy Griszy Łaguty, bo oni jakoś tam nie wypowiadali się stanowczo na ten temat. Nie da się ukryć, że nie miałem podstaw, aby nie ufać. Ja miałem wszystkie pieniądze wypłacone, prawie na czas, bo wiadomo, że lekkie obsunięcia były. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że teraz tego żałuję, ale wówczas podpisując kontrakt dla mnie nic nie wskazywało, że robię źle. Ktoś może powiedzieć, że byłem głupi, no ale proszę mi pokazać klub, który nie ma jakiś tam problemów finansowych w tych czasach. Wiążąc się rok temu z Włókniarzem nie miałem przesłanek, które przekonałyby mnie, abym tego nie robił.
To na koniec - ile pieniędzy zalega ci spółka?
- Niestety nie mogę tego zdradzić, ale jak dla mnie są to ogromne pieniądze.