Zadłużenie spółek Wybrzeża Gdańsk i Włókniarza Częstochowa wynosi około 6,8 miliona złotych i dotyczy aż szesnastu zawodników. Obecnie prowadzone są rozmowy Polskiego Związku Motorowego z zadłużonymi klubami, w celu zawarcia porozumienia o spłacie zaległości. Sami żużlowcy przyznają, że nie podoba im się to, iż PZM pomija ich bezpośrednio w rozmowach i nie wykluczają, że złożą pozew przeciwko żużlowej centrali.
[ad=rectangle]
W podobnej sytuacji jak zawodnicy Wybrzeża i Włókniarza znajdował się przed rokiem Sebastian Ułamek, którego pracodawca - Start Gniezno zalegał 560 tys. złotych. Żużlowiec ten zaakceptował propozycję układową klubu i otrzymuje obecnie zaległe wynagrodzenie w ratach. Ostatecznie, dzięki kompromisowi, otrzyma on 79 procent należności. Jak przekonuje reprezentujący go Robert Jabłoński, porozumienie z klubem jest najlepszym rozwiązaniem.
- Rozwiązanie typu postępowanie układowe jest zdecydowanie korzystniejsze niż postępowanie upadłościowe. Zarówno dla spółki, jak i wierzycieli to swego rodzaju kompromis. Wraz z Sebastianem Ułamkiem wiemy o tym doskonale, bo to samo przechodziliśmy w Gnieźnie. Takie porozumienie to zawsze swego rodzaju kompromis. Spłaty rozkładane są w czasie, a zadłużenie zostaje nieco zredukowane. W przypadku postępowania upadłościowego, szanse na odzyskanie pieniędzy przez wierzycieli są natomiast w zasadzie zerowe. Tym bardziej w żużlu, gdzie spółki nie mają na ogół żadnego majątku - wyjaśnił Robert Jabłoński.
Menedżer Sebastiana Ułamka nie dziwi się jednak zawodnikom Wybrzeża, którzy nie chcą zaakceptować propozycji Tadeusza Zdunka. Oferuje on, że spłaci ich w zaledwie trzydziestu procentach. - To propozycja, mówiąc delikatnie, dość radykalna, ale jeśli weźmiemy pod uwagę to, że spółka nie ma praktycznie majątku, 30 procent to wcale nie tak mało. Oburzenie zawodników, którzy nie chcą się na to zgodzić jest jednak zrozumiałe. W zwykłym, pozasportowym świecie odzyskanie takiego długu mogłoby zostać przyjęte z zadowoleniem. Realia żużla są jednak inne. Kwota oferowana przez Wybrzeże, rozłożona w dodatku na trzy lata, sprawia, że zawodnicy rzeczywiście mogą czuć się pokrzywdzeni - ocenił.
Menedżer Sebastiana Ułamka nie dziwi się temu, że inne zadłużone spółki starają się pójść w ślady Startu Gniezno. - Gdy ma się takie długi względem wierzycieli, układ jest najrozsądniejszym rozwiązaniem. Na chwilę obecną wygląda to tak, że włodarzom z Gniezna ta sztuka się udała. Spłacili w ubiegłym roku pierwsze raty i mamy nadzieję, że z kolejnymi tez nie będzie problemu. Nie ma żadnej gwarancji, że Włókniarz i Wybrzeże także by temu sprostali. Zawodnicy powinni jednak chociaż spróbować się dogadać i zgodzić na kompromis. Lepiej otrzymać nieco mniej pieniędzy, niż nie zobaczyć ich wcale - podsumował Jabłoński.
Żużlowy menedżer: Z dłużnikiem lepiej się dogadać
By odzyskać pieniądze od Włókniarza i Wybrzeża, zawodnicy są gotowi wejść na drogę sądową. - Najlepiej byłoby znaleźć kompromis - uważa menedżer żużlowy, Robert Jabłoński.