Duńczyk w swoim pierwszym biegu zanotował upadek na wyjściu z pierwszego łuku i został wykluczony z powtórki. Chwilę później wystartował w kolejnym wyścigu w ramach zastępstwa zawodnika za kontuzjowanego Grzegorza Walaska. W nim również nie zdołał zapisać na swoim koncie punktów.
W ostatnich trzech swoich startach Peter Kildemand za każdym razem przyjeżdżał do mety na drugiej pozycji i spotkanie na Stadionie Olimpijskim zakończył z dorobkiem 6 "oczek". Tuż po meczu otwarcie skrytykował wrocławski tor, który był bardzo wymagający po opadach deszczu.
- Biorąc pod uwagę tor, to był on w kiepskim stanie, jednak niektórzy chcieli rozegrać ten mecz za wszelką cenę i musieliśmy jechać. Ciężko było płynnie prowadzić motocykl i od czasu do czasu zmagaliśmy się z problemami. Nie jechaliśmy w optymalnym składzie i wynik meczu to obrazuje. Początek zawodów nie był dla mnie udany. W wyścigu czwartym chciałem dogonić prowadzącego i wygrać ten bieg, ale przydarzył mi się upadek. Później wszystko poukładałem i zacząłem zdobywać punkty. Było znacznie lepiej - powiedział w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
[ad=rectangle]
Żużlowiec częstochowskiego Włókniarza po upadku odczuwał ból ręki, ale był zdolny do kontynuowania udziału w zawodach. - Po upadku czuję się w miarę ok. Zraniłem sobie rękę, ale wszystko powinno być w porządku - dodał tuż po zakończonym meczu.
Przed częstochowianami niezwykle ważne spotkanie ligowe przed własną publicznością. W najbliższą niedzielę na swoim torze podejmą ekipę Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk. Ten mecz może okazać się kluczowy w kontekście pozostania w ENEA Ekstralidze. Jak przyznał 24-letni zawodnik, on sam wraz z kolegami z drużyny był już myślami przy tym pojedynku jeszcze w trakcie meczu we Wrocławiu. - Podczas meczu we Wrocławiu mieliśmy naradę i uznaliśmy, że musimy jechać ostrożnie. Stwierdziliśmy, że trzeba oszczędzać energię na kolejny mecz. Spotkanie z Gdańskiem koniecznie musimy wygrać - zakończył.