Według wychowanka Startu Gniezno, częstochowskie Lwy miały szansę pokonać na wyjeździe Unibax Toruń. - Musiałem wystąpić za Emila i nie ma co ukrywać, że zabrakło moich punktów do zwycięstwa. Powinienem być skuteczniejszy. W ostatnim biegu nie poszedłem z zębatkami we właściwą stronę i wszyscy widzieli, jaki był tego efekt. Wierzę, że mogliśmy wygrać, gdybym był w lepszej dyspozycji - powiedział Mirosław Jabłoński dla portalu SportoweFakty.pl.
28-letni żużlowiec musiał w niedzielę zastąpić Emila Sajfutdinowa, który zdecydował się na powrót do Rosji po informacji o śmierci swojego ojca. - O tym, że pojadę w tym spotkaniu dowiedziałem się o pierwszej w nocy, po turnieju w Niemczech. Miałem wyczerpującą podróż, chociaż wiadomo, że chłopaki z Grand Prix mają tak cały czas. Zorganizowałem się na tyle, na ile mogłem. W sobotę rozleciał mi się najlepszy silnik i w niedzielę starałem się pomóc chłopakom jak najlepiej potrafiłem. Dziesięć punktów różnicy nie jest złym rezultatem - stwierdził.
Mirosław Jabłoński nie ukrywa, że podczas meczu z Aniołami był nieco zaskoczony nawierzchnią na toruńskiej MotoArenie. - Tor był dość specyficzny i bardzo twardy. Była jedna ścieżka pod płotem, później funkcjonował odpowiednio tylko krawężnik. Przyznam szczerze, że w zeszłym roku tor był lepiej dopasowany do walki. Warunki jednak były takie same dla wszystkich - zakończył.
Kolejny argument mówiący o tym że w rewanżu Toruń będzie miał lekką "lipę". Pozdro dla kumatych. Czytaj całość