Nigdy nie byłem samolubny - rozmowa z Laszlo Bodim, byłym liderem KKŻ Krosno

Choć karierę zakończył trzynaście lat temu, to kibice w pewnym mieście nigdy o nim nie zapomną. Laszlo Bodi, bo to o nim mowa, w trakcie kilku sezonów stał się prawdziwą legendą żużla w Krośnie.

Rok Anno Domini 1991 na polskich torach żużlowych wiąże się z otwarciem rynku dla zawodników z zagranicy. Z tego przywileju skorzystano w Krośnie. Ówcześni włodarze KKŻ zdecydowali się na zakontraktowanie "armii zaciężnej" z Węgier. W taki sposób na Podkarpacie trafił m.in. Laszlo Bodi. Węgier łącznie odjechał 71 spotkań w barwach Wilków, z czego 15 kończył z kompletem punktów. W wielu pozostałych potyczkach do wywalczenia kompletu często brakowało mu dosłownie punktu. W sumie w trakcie swojej przygody z klubem z Krosna wywalczył ich aż 865. Jest rekordzistą w ilości indywidualnych zwycięstw (203 "trójki") w poreaktywacyjnej historii krośnieńskiego speedwaya. Dysponuje też znakomitą średnią biegopunktową 2,427, którą wywalczył przez sześć sezonów startów na zapleczu obecnej Enea Ekstraligi w klubie z Podkarpacia. Dwa razy ustanawiał również rekord krośnieńskiego toru.
Wojciech Ogonowski: Startowałeś w Krośnie przez sześć sezonów. Jak wspominasz ten okres?

Laszlo Bodi: Naprawdę lubiłem jeździć w Polsce, a klub z Krosna był dla mnie bardzo dobry. Lata kiedy tam jeździłem wspominam bardzo miło i życzyłbym ludziom, żeby mogli doświadczyć czegoś takiego jak ja. Pamiętam też oczywiście niesamowitych kibiców z Krosna.

Dla nich jesteś żywą legendą. Wielu z nich mówi, że drużyna nigdy później już nie miała tak oddanego zawodnika jak ty.

- Myślę, że zawsze byłem normalną osobą. Nigdy nie uznawałem siebie za jakąś gwiazdę i nie chciałem być tak traktowany, choć niektóre bogatsze kluby potrafiły to zapewnić. W Krośnie wszystko było normalne, a ludzie byli wspaniali. To była naprawdę duża przyjemność, żeby móc z nimi mieszkać i rozmawiać. Dla mnie zawsze najważniejszy nie był wynik indywidualny, ale zespołu. Na ile mogłem, to starałem się zwracać uwagę na kolegów z drużyny i jeśli była taka możliwość, to puszczałem partnera przed siebie i próbowałem go pilotować, odpierając przy tym ataki przeciwników. Myślę, że kibice i działacze widzieli to i dlatego byłem przez nich szanowany. Nigdy nie byłem samolubny i być może dlatego też nie udało mi się osiągnąć czegoś więcej w tym sporcie.

Z którymi żużlowcami z Krosna miałeś szczególnie dobre relacje?

- Zawsze starałem się mieć dobry kontakt z całym zespołem. Próbowałem pomagać zawodnikom we wszystkim - na torze i poza nim. W klubie panowała naprawdę dobra atmosfera, często żartowaliśmy. Największym dowcipnisiem był Ireneusz Kwieciński, uwielbiałem go. Mieliśmy bardzo dobry kontakt i gratuluję mu tego, że jest teraz trenerem. Byłbym szczęśliwy, gdyby wskazówki które mu kiedyś udzieliłem mógł przekazać następnemu pokoleniu.

A jaką masz opinię o krośnieńskim torze? Zawodnicy często na niego narzekają i twierdzą, że jego nawierzchnia jest ciężka. Ty na tym obiekcie zawsze byłeś bardzo szybki.

- Gdy ktoś patrzy na tor w Krośnie, może czuć się zniechęcony ze względu na czarny kolor. Sprawia on wrażenie jakby trzeba było jeździć po węglu. Ale ten tor tak naprawdę nie jest zły, zwłaszcza jeśli odnajdzie się odpowiednie ścieżki. Osobiście im więcej na nim jeździłem, tym bardziej go lubiłem.

Laszlo Bodi w barwach KKŻ Krosno // fot: "Danek"
Laszlo Bodi w barwach KKŻ Krosno // fot: "Danek"

Jakiś mecz czy wyścig z okresu kiedy startowałeś w Krośnie szczególnie zapadł ci w pamięć?

- Jest tego mnóstwo, ale w pamięć zapadł mi szczególnie jeden mecz. Nie pamiętam dokładnie w którym to było roku, ale chodzi o spotkanie w Krośnie z Unią Leszno (27 września 1992 roku - dop. red.). Byłem w drodze do Polski, ale w okolicach Ujfeherto zepsuł mi się samochód. Jeden z moich kibiców, który tam mieszkał na szczęście pożczył mi swój i jednak zdołałem przyjechać. Mecz zaczynał się o 15, a o 14:05 byłem na miejscu. Wszyscy byli przerażeni, że mogę nie zdążyć, ale kiedy mnie zobaczyli to kamień spadł im z serca. Zdobyłem w tym meczu 17 punktów na 18 możliwych i nawet udało mi się pokonać Romana Jankowskiego. Jedyny punkt straciłem właśnie z nim, ale jechałem wtedy trzeci bieg z rzędu, byłem już nieco zmęczony i wyprzedził mnie na ostatnim okrążeniu. W innym wyścigu pamiętam, że wyprzedziłem dwóch zawodników Unii jednym mądrym manewrem. To było naprawdę fantastyczne spotkanie dla mnie. Pamiętam też turniej, kiedy do Krosna przyjechał mistrz świata Per Jonsson. Nie byłem wtedy w najwyższej formie, ale mimo to prowadziłem z nim w biegu. Wówczas jednak ktoś upadł na tor, trzeba było powtórzyć bieg i wtedy nie miałem już z nim szans.

Zawsze należałeś do czołowych zawodników II ligi, będącej wówczas zapleczem obecnej Ekstraligi. Miałeś oferty, żeby zmienić zespół i spróbować swoich sił w wyższej lidze?

- Tak naprawdę to nie pamiętam, czy otrzymałem kiedyś propozycje przejścia do klubów z I ligi. Nigdy jednak nie miałem takiego pragnienia. Czułem się w Krośnie naprawdę dobrze i nie chciałem zmieniać otoczenia. Byłem tu świetnie traktowany.

Po tym jak zakończyłeś karierę, sporadycznie pojawiałeś się na zawodach w Krośnie z węgierskimi zawodnikami. Od kilku lat jednak już nie przyjeżdżasz do Grodu Pawła. Myślisz o tym, żeby w niedalekiej przyszłości znowu odwiedzić Polskę?

- Nigdy nie zapomnę Krosna, ale w tej chwili niestety nie mam takiej możliwości, żeby znowu przyjechać.

Interesujesz się jeszcze tym co dzieje się w żużlu?

- Oczywiście. Nadal śledzę wydarzenia w świecie speedwaya i m.in. zawsze oglądam turnieje Grand Prix w telewizji.

Na Węgrzech ten sport obecnie ma się dużo gorzej niż w czasach kiedy ty byłeś zawodnikiem. Widzisz jakieś szanse, aby w najbliższych latach to się zmieniło?

- Jeśli w niedalekiej przyszłości nastąpi jakaś zamiana w węgierskim żużlu, to będzie ona bardzo mała. Aby ten sport w końcu zaczął się rozwijać, potrzeba naprawdę dużych nakładów finansowych. Obecnie inwestycje nie są na zbyt wysokim poziomie. Mało kto chce tutaj być sponsorem i wygląda to inaczej niż w Polsce.

Współpraca: Edit Piroska - www.speedwaylive.hu

Laszlo Bodi i Ireneusz Kwieciński podczas finału Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych w 1994 roku // fot. z kolekcji I. Kwiecińskiego
Laszlo Bodi i Ireneusz Kwieciński podczas finału Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych w 1994 roku // fot. z kolekcji I. Kwiecińskiego
Źródło artykułu: