Nie chciałem zabierać miejsca Adrianowi - rozmowa z Tomaszem Gollobem

 / Na zdjęciu: Tomasz Gollob
/ Na zdjęciu: Tomasz Gollob

O tym czy przejmuje się protestami części toruńskich kibiców, a także czy prawdą jest, że nie chciał zajmować miejsca Adriana Miedzińskiego opowiedział portalowi SportoweFakty.pl Tomasz Gollob.

Robert Chruściński: W rozmowach z dziennikarzami mówił pan, że pojawiły się propozycje z Rzeszowa, Zielonej Góry i Bydgoszczy. Dlaczego zdecydował się pan na jazdę w Toruniu? Jak przebiegały negocjacje z włodarzami Unibaksu?

Tomasz Gollob:
Przyznaję, że pojawiły się propozycje z tych miast. Wybór padł na Toruń, gdyż doskonale czuję się na MotoArenie. To jeden z moich najbardziej ulubionych torów. Nie ukrywam, że odległość do Torunia również miała znaczenie. Mocno zabiegała o mnie Marta Półtorak, jednak dystans do Rzeszowa był problemem. Rozmowy z toruńskimi działaczami były bardzo pozytywne. Nie mogę wszystkiego zdradzić. W poprzednich latach torunianie również prowadzili ze mną negocjacje, jednak ostatecznie wybrałem jazdę w Gorzowie.

Podobno w trakcie negocjacji z działaczami Unibaksu stwierdził pan, że nie chce zajmować miejsca w składzie Aniołów kosztem Adriana Miedzińskiego. Czy to prawda?


- Tak, takie były moje pierwsze słowa w kierunku prezesa Unibaksu podczas rozmów. Zapytałem, czy Adrian jest przewidziany w tym zespole, czy jednak odejdzie. Nie czekając na odpowiedz powiedziałem, że moim życzeniem jest to, aby Adrian pozostał w klubie. Nie chciałem być osobą, która zajmie mu miejsce w ekipie i uniemożliwi jazdę w swoim rodzinnym mieście. Wszyscy dziwią się, że bronię i broniłem interesów krajowych zawodników, a przede wszystkim wychowanków klubu. Uważam, że ci zawodnicy, którzy zrobili dużo dobrego dla swojej drużyny powinny mieć pierwszeństwo. Tak samo, jak Bartek Zmarzlik nie powinien odejść z Gorzowa, tak również Adrian niech zostanie w Toruniu. Nie mam zamiaru kopiować tego, co się stało ze mną. Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie jeżdżę w Bydgoszczy. Ale pomińmy to…

W nowym sezonie jeden z seniorów Unibaksu będzie musiał w danym meczu pauzować. Nie obawia się pan tego, że przy gorszej dyspozycji zostanie pan odsunięty od składu?


- Decyzje o tym, kto będzie występować należą do menedżera. Wiadomo, że każdy z zawodników chce jeździć jak najczęściej. Jeżeli któryś z żużlowców jest w gorszej formie, to zadaniem menedżera będzie wprowadzenie odpowiednich zmian. Nie chcę oceniać, ani sugerować, kto powinien w danym meczu jechać, a kto nie. Nie jest to moja rola.

Dostał pan gwarancję startów od toruńskich działaczy?

- To są sprawy ściśle dotyczące mojego kontraktu z Unibaksem, a tego nie wolno mi ujawniać.

Wiemy już, że skład Unibaksu został zamknięty. Jak ocenia pan potencjał swojego nowego klubu?


- Mamy bardzo ciekawy i wyrównany zespół. Dobrze znam się ze wszystkimi zawodnikami. Nigdy nie miałem żadnych konfliktów z Ryanem Sullivanem. Naprawdę cieszę się, że będę w zespole z mistrzem świata. Wielkim talentem dysponuje także Darcy Ward. Uważam, że wszyscy będziemy wzajemnie się wspierać i pomagać, a nie rywalizować. Pamiętam, że jak do Gorzowa dołączał Nicki Pedersen, to wszyscy twierdzili, że będziemy ze sobą walczyć. Było zupełnie inaczej. Toruń będzie na pewno groźny w przyszłym sezonie.

Według pierwszych analiz ekspertów Toruń ma skład na mistrzostwo Polski.


- Nigdy nie ukrywałem tego, że chcę walczyć o najwyższe cele. Mój ostatni sezon w Gorzowie nie był najlepszy. Bardzo nad tym ubolewam. Teraz chcę się odbudować, pragnę by sezon 2013 był zupełnie inny. Chcę stworzyć nową historię z toruńskimi zawodnikami. Oczywiście nie mogę zapewnić, że wywalczymy tytuł. Mogę jedynie obiecać, że włożę dużo pracy, aby nasz zespół osiągał jak najlepsze wyniki. Kilka ekip będzie bardzo silnych w przyszłym roku, na czele z Falubazem. Tak naprawdę wszystko rozstrzygnie się w fazie play-off.

Tomasz Gollob pragnie stworzyć nową historię z toruńskimi zawodnikami
Tomasz Gollob pragnie stworzyć nową historię z toruńskimi zawodnikami

W poprzednich klubach był pan kapitanem i często dowodził zespołem. W Toruniu liderem jest Ryan Sullivan. Czy będzie pan zabiegać o funkcję kapitana?

- Decyzję o tym, kto jest kapitanem zespołu podejmuje menedżer. Przyznam, że nie będę zabiegać o tę funkcję. Podczas rozmów z prezesem mówiłem, że nie zależy mi na tym. Chcę, aby kapitanem był ktoś, kto ściga się w toruńskim klubie od lat. Nie mam z tym żadnego problemu. Nie będę też kierować zespołem. Od tego jest przecież menedżer.

Żużel na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów speedway'a! Kliknij i polub nas.

Jest pan ceniony za pomoc zwłaszcza młodym zawodnikom, którzy zawsze mogą liczyć na pańskie rady. Będzie pan wspierać również toruńskich młodzieżowców?


- Rozmawiałem o tym z działaczami. Z przyjemnością, bez żadnych dodatkowych pieniędzy będę pomagać młodszym kolegom. Z jednym z nich miałem już okazję do jazdy w trakcie zawodów w Rosji. Wspieraliśmy się wzajemnie. Moim zadaniem w klubie będzie jak najczęstsze wygrywanie biegów w stosunku 5:1. Nie jest istotne, to czy dojadę do mety na pierwszej czy drugiej pozycji. Jeżeli będę drugi, a któryś z młodszych kolegów wygra bieg, to będzie dla mnie tak samo ważne jak indywidualne zwycięstwo.
[nextpage]
W minionym sezonie był pan dopiero 25. zawodnikiem Enea Ekstraligi. Wygląda na to, że polscy działacze wciąż mocno w pana wierzą, gdyż będzie pan najprawdopodobniej najlepiej zarabiającym zawodnikiem.


- A czy fakt, że np. Ronaldo nie strzeli gola w kilku spotkaniach sprawia, że jego wartość drastycznie spada (śmiech)? Rzeczywiście miniony sezon nie był najlepszy w moim wykonaniu. Na pewno będę robić wszystko, aby odbudować się w Toruniu. Nie wiem, jakie kontrakty mają inni zawodnicy, dlatego trudno mi się na ten temat wypowiadać. Niestety nie mogę zdradzić wysokości mojego kontraktu.

W przyszłym roku może dochodzić do paradoksalnej sytuacji, bowiem wielu bydgoszczan twierdzi, że będzie przyjeżdżać na mecze do Torunia.


- Słyszałem o tym, miałem takie sygnały. Cieszę się z tego i to pokazuje, że te osoby nie mają z tym problemu. Cały czas powtarzam, że jeżdżę dla wszystkich kibiców i chcę sprawiać przyjemność swoją jazdą każdemu, kto przyjdzie na mecz. Moi znajomi zapewniają mnie, że będą przyjeżdżać do Torunia na spotkania ligowe. Spodziewałem się innej reakcji ze strony bydgoszczan. Okazało się, że jest zupełnie inaczej. Dostałem mnóstwo pozytywnych wiadomości. Przyjaciele cieszą się, że będę jeździć tak blisko domu.

Szczerze mówiąc nie wygląda pan na osobę, która przejęła się protestami kibiców, niechętnie widzących pana w składzie toruńskiej ekipy.


- Tego typu protesty odbieram pozytywnie. To znaczy, że środowisko żyje tym, co się dzieje, a naprawdę gorzej byłoby, gdyby nic się nie działo. Protestuje niewielki procent kibiców, więc chyba nie ma o czym mówić. Liczy się całość, liczy się wynik drużyny. Poza tym dlaczego Toruń nie może przyjąć do swojego klubu bydgoszczanina? Przez ostatnie lata w Polonii jeździło kilku toruńskich zawodników. Nie wiem skąd takie nieporozumienia. Ci kibice, którzy protestują, skandują nazwę Apator, a przecież teraz jest Unibax.

"Chudy" nie przejmuje się protestami kibiców
"Chudy" nie przejmuje się protestami kibiców

Chce pan w jakiś sposób przekonać do siebie kibiców z Torunia?

- Nie do końca sądzę, aby był to dobry pomysł. Moim zdaniem zrobiłem wszystko, co może dany zawodnik osiągnąć w swojej dyscyplinie. Myślę, że z toruńskimi kibicami mam dobry kontakt. Nigdy nie było żadnych nieporozumień podczas Grand Prix czy zawodów ligowych. Chyba nie muszę niczego się obawiać. Moim zadaniem jest cieszyć wszystkich swoją jazdą i zdobywać jak najwięcej punktów dla klubu. Jeżdżę dla danego miasta i Polski. Będę zadowolony, jeżeli kibice to docenią.

W Tarnowie przyjaźnił się pan z Grzegorzem Ślakiem, w Gorzowie z Władysławem Komarnickim. Jakie są obecnie pańskie relacje z prezesem Unibaksu?


- Jest normalność taka, jaka powinna być przy zawodniku, który dołącza do drużyny. Nasza znajomość jest normalna do tego stopnia, że kiedy będzie dobrze, to się będziemy cieszyć, a w innym wypadku zaczniemy pracować, aby było lepiej.

Władysław Komarnicki mocno przeżył pańskie odejście z Gorzowa?


- Pan Władysław Komarnicki zrozumiał doskonale, że moja pięcioletnia współpraca z Gorzowem się skończyła. W mojej karierze jeździłem dla czterech klubów. Dla Bydgoszczy, Gdańska, Tarnowa, Gorzowa, a teraz będzie piąty zespół. Życzę każdemu sportowcowi, aby na swojej drodze spotkał kogoś takiego jak Grzegorz Ślak czy Władysław Komarnicki. Są to osoby nieprzypadkowe, które potrafią stworzyć niezły biznes, ale również sport. Nasze drogi z Panem Władysławem Komarnickim rozeszły się tylko w sporcie.

Na pewno pamięta pan słynne już pytanie honorowego prezesa Stali: "A kto to jest Gollob?". Nie ma pan żalu do Władysława Komarnickiego za te słowa?


- To bardzo porządny człowiek. Osoby, które podpisują kontrakty oczekują pewnych wyników. Myślę, że Pan prezes Komarnicki doskonale wie, kim jestem. Pozytywnie odebrałem te słowa. Wtedy przegraliśmy wyraźnie z Falubazem, więc irytacja prezesa była uzasadniona. Zawsze główny nacisk kładzie się na tego, kto jest najważniejszy w zespole. Ja odebrałem to, jako mobilizację do pracy. W ostatnich latach wygrywaliśmy z Falubazem. Jesteśmy cały czas wielkimi przyjaciółmi i to się na pewno nie zmieni.