Oczywiście, jechaliśmy osłabieni. Janusz Kołodziej to aktualnie najskuteczniejszy Polak w ENEA Ekstralidze, Jarosław Hampel jest trzeci, a do tego ma ogromny bagaż doświadczeń na arenie międzynarodowej. Bez tych zawodników powtórzenie wyniku sprzed roku i wywalczenie mistrzostwa w finale SWC będzie niezwykle trudne. Ale nawet bez nich żużlowa polska potęga nie powinna mieć problemów, żeby w tym finale się znaleźć. Tym bardziej, że półfinał jechaliśmy "u siebie" i że rywale nie byli z najwyższej półki.
Kontrowersyjna teza? Być może. Wśród dwunastu rywali klasę światową prezentuje tylko dwójka - Greg Hancock i Emil Sajfutdinow. Grigorij Łaguta, Michael Jepsen Jensen, Niels Kristian Iversen i Leon Madsen to szeroko rozumiana czołówka, ale nie zawodnicy nie-do-pokonania. Reszta to obiecująca młodzież, średniaki lub żużlowi emeryci. Tymczasem w naszej kadrze: gwiazda - Gollob i trzech zawodników czołówki światowej.
Jakie były dywagacje przed turniejem? My mamy mocną, równą reprezentację. Rosjanie - dwie gwiazdy, słabego w tym roku młodszego Łagutę i emeryta "Ropę". Amerykanie, poza Hancockiem, nie mają prawa zdobyć punktów. Duńczycy - wystawili młodych gniewnych, a młodzi - wiadomo - nierówna forma, brak doświadczenia, trema... Wszyscy bukmacherzy nie mieli żadnych wątpliwości - wygrają biało-czerwoni (kursy na Polaków w okolicach 1,50, na Rosjan i Duńczyków 5,00-7,00). Kibice także nie dopuszczali do siebie innych rozstrzygnięć.
Najłatwiej byłoby "zwalić" wszystko na Grzegorza Walaska i Marka Cieślaka, który na niego postawił. Porażki z Ryanem Fisherem są kompromitujące i myślę, że "Walas" doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale punkty tracili wszyscy - Gollob przegrał Mikkelem B. Jensenem, Maciej Janowski w swoim pierwszym biegu przywiózł zero, Piotr Protasiewicz wygrał zaledwie jeden wyścig. To, co miało być naszą siłą - równy skład, okazało się mrzonką - gdy jeden zawiódł, pozostali nie potrafili go zastąpić. A nie jechaliśmy na zdradzieckim angielskim torze, ale w Bydgoszczy, gdzie trzech z czterech naszych startowało jako ligowcy.
Żużlowa potęga nie powinna przegrywać przed własną publicznością i z rywalami, o których z szacunku nie napiszę, że "byli słabsi", ale że "byli w zasięgu". Piłkarska reprezentacja Hiszpanii wygrywa zawsze, gdy wygrać trzeba, Władimir Kliczko w sobotę nie dał najmniejszych szans i posłał rywala na deski - to są potęgi. My chyba straciliśmy ten status.