W trzech z pięciu turniejów mieliśmy w wielkich finałach reprezentantów Polski. Żadnemu jednak nie udało się wygrać Grand Prix. W Auckland Jarosław Hampel był drugi, tuż za Gregiem Hancockiem. W Lesznie w wielkim finale pojechało dwóch Polaków, jednak pogodził ich Chris Holder.
W Pradze do wielkiego finału dojechał Tomasz Gollob, który zajął trzecie miejsce. Zwyciężył Nicki Pedersen. W Goeteborgu i Kopenhadze Polaków nie było nawet w półfinałach. W Szwecji wygrał Fredrik Lindgren, a w stolicy Danii Jason Crump.
Mamy więc pięciu różnych zwycięzców w poszczególnych turniejach. Stawka tegorocznego cyklu Grand Prix - szczególnie w czołówce - jest bardzo wyrównana. Nic dziwi więc specjalnie fakt, że żadnemu z żużlowców nie udało się wygrać więcej niż raz. Najwięcej szans na to miał Greg Hancock, który wystartował w czterech finałach. Zwyciężył tylko w pierwszym w Nowej Zelandii.
Z pierwszej piątki klasyfikacji przejściowej cyklu zwycięstwa nie ma tylko Tomasz Gollob. Po jednym turnieju wygrywali Hancock, Crump, Nicki Pedersen i Holder. Piąty w klasyfikacji jest Gollob, który ma tyle samo punktów, co szósty Fredrik Lindgren. Szwed jak wiadomo, w tym roku wygrał swój pierwszy turniej Grand Prix w karierze. Może teraz pora na Golloba, bo gdzie indziej łatwiej się odrodzić niż na swoim torze w Gorzowie?