- Nie spodziewałem się, że to wszystko skończy się tak tragicznie, bo miałem okazję oglądać ten mecz w telewizji i z tego względu jestem naprawdę przybity. Lee zapisał się bardzo pozytywnie w mojej pamięci. Przychodząc do nas nie był zawodnikiem wybitnym i wielu pukało się w czoło, gdy zaproponowaliśmy mu pięcioletni kontrakt. To był długoletni plan rozwoju, z czego bardzo zadowolony był jego menadżer, John Davis. Lee docenił ten komfort, bardzo się starał i myślę, że najlepsze lata swojej kariery przynajmniej w Polsce spędził u nas, choć na początku nie mógł się odnaleźć i miał problemy. Zapamiętam jego wielką ambicję. Był naprawdę godzien tego, by startować u nas tyle sezonów. To był skromny człowiek, bardzo przyjazny, który zawsze jeździł fair na torze. Zawsze zostawiał rywalom miejsce pod bandą. Z tego powodu naprawdę bardzo dobrze zapisał się w mojej pamięci - wspomina tragicznie zmarłego Anglika były prezes Włókniarza Częstochowa, Marian Maślanka.
Maślanka wspomina również członków zespołu Anglika, którzy zawsze dokładali wszelkich starań, aby Richardson jak najlepiej prezentował się na torze. - Lee miał wspaniałego mechanika Darka Łapę, który zawsze bardzo się starał i pożyczał motocykle, czy wszelakie części, gdy była taka potrzeba. Nie było z tym żadnych problemów. Warto także wspomnieć, że w trudnym czasie, gdy wycofał się sponsor strategiczny z naszego klubu, firma Złomrex, Lee jako jeden z pierwszych zgodził się na redukcję kontraktu, a potem wraz z pozostałymi zawodnikami stanął na najniższym stopniu podium. Korzystając z okazji, chciałbym wielkie wyrazy współczucia złożyć na ręce rodziny Lee Richardsona. Rozmawiałem z Darkiem Łapą, który był załamany, a także z Johnem Davisem, z którym pozostaję w bardzo dobrych kontaktach. Powiedziałem, że jeśli będzie taka potrzeba, to jestem otwarty i mogę w każdej sytuacji udzielić im swojej pomocy i wsparcia - kończy Marian Maślanka.