Tomasz Gollob zawody w Pradze rozpoczął wyśmienicie. Po trzech seriach startów miał osiem punktów. Później jednak dwukrotnie przyjeżdżał do mety jako ostatni. - Rzadko bywa tak, że jest idealnie. Raz się wygrywa, raz przegrywa. Wyciągnąłem finał z dobrej jazdy i strasznie się cieszę z tego. Zarówno półfinał jak i finał jechałem ze złych pól startowych. Wyciągnąłem tyle, ile się dało - powiedział na gorąco w Pradze 41-letni żużlowiec.
W półfinale Tomasz Gollob wybierał jako ostatni i zostało mu trzecie pole startowe. Mimo tego, zdołał zająć drugie miejsce. W finale startował spod samej bandy, a jednak przedarł się na trzecią pozycję. - Uruchomiłem wszystko, co potrafię i rzeczywiście, zdało to egzamin. Niemniej jednak czwarte pole było beznadziejne - przyznał Gollob.
Tomasz Gollob w półfinale przyjechał za plecami Nickiego Pedersena. Kilka razy widać było ewidentnie, że Polak ma chrapkę na pozycję Nickiego. - Rzeczywiście chciałem w półfinale atakować pierwszą pozycję Nickiego Pedersena. Jechałem blisko niego. Starałem się jednak pilnować tej drugiej pozycji, by jej nie stracić. Bardzo zależało mi na awansie do wielkiego finału. Cóż, to by było, gdybym szarżował i przyjechał do mety trzeci czy czwarty w półfinale. Liczyłem na to, że Nicki nie zrobi błędu i nie wykona niczego dziwnego na torze i razem wjedziemy do finału. Tak też się stało i bardzo się cieszę, że trzeci rok z rzędu pojechałem w wielkim finale na Markecie. Kiedyś, gdy byłem młody, być może pojechałbym inaczej w półfinale i atakował do końca pierwsze miejsce. Teraz pojechałem tak, by znaleźć się w finale - zakończył Gollob, który podkreślał w Pradze radość z trzeciego miejsca i zdobytych 12 punktów, pozwalających mu wciąż zajmować pozycję w ścisłej czołówce klasyfikacji przejściowej cyklu Grand Prix.
Z Pragi
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik