Szczególnie w pamięci młodemu zawodnikowi pozostanie jego ostatni start w czternastym biegu. Wówczas to Łukasz Sówka przez cztery okrążenia bronił się przed samym Tomaszem Gollobem i zwycięsko wyszedł z tej walki. Po biegu junior PGE Marmy długo nie mógł nacieszyć się triumfem nad byłym mistrzem świata i robił kolejne okrążenia na torze, za co dostawał od gorzowskiej publiczności gromkie brawa. - Czułem oddech Tomasza Golloba przez wszystkie cztery okrążenia, aż do samej mety. Dopiero gdy wyjechałem z ostatniego wirażu i zobaczyłem szachownicę, odetchnąłem z ulgą, bo wiedziałem, że udało mi się pokonać mistrza świata na jego własnym torze. Dwa biegi wcześniej, też przez moment prowadziłem, ale wynikło małe nieporozumienie z moim kolegą z drużyny. Walczyłem jednak przez wszystkie cztery okrążenia i myślę, że te biegi mogły się podobać kibicom - mówił po meczu wyraźnie zadowolony Sówkins.
PGE Marma przegrała ten mecz różnicą szesnastu punktów. Jest to kolejna, stosunkowo wysoka porażka rzeszowian w Enea Ekstralidze. Sam Sówka spisał się jednak udanie, choć zwrócił uwagę na kilka mankamentów w swojej jeździe. - Indywidualnie mogło być troszeczkę lepiej, bo szczególnie w drugiej fazie zawodów miałem bardzo dobre starty. Jakoś to wszystko się układało na plus. Błędy popełniałem przede wszystkim na pierwszym łuku, gdzie nawet po wygranym starcie, rywale bezproblemowo mnie mijali. No ale w końcu to jest ich domowy tor, znają go o wiele lepiej ode mnie i pewnie dlatego taki wynik, a nie inny - zauważył.
Zawodnicy podczas niedzielnego spotkania z problemami ustawiali się do jazdy parą. Często zdarzało się też tak, że nawet tych bardziej doświadczonych żużlowców wyrzucało w górę, co mogło skończyć się groźnym kontaktem z bandą. Zawodnicy i trenerzy zgodnie jednak przyznawali, że tor nie był wcale zły. - Wyjścia z łuków były dość mokre, szczególnie wyjście z drugiego wirażu. Ogólnie cała ta prosta, gdzie jest zadaszenie. Tor jednak nie sprawiał zbyt wielkich problemów. No nie oszukujmy się, jesteśmy aktualnie na poziomie ekstraligowym, gdzie jeżdżą zawodnicy z przeogromnym doświadczeniem. Nie można wybrzydzać i trzeba jechać na tym, co się zastanie. Praca, praca i trzeba jechać dalej - zakończył Łukasz Sówka.