Brak połączenia pierwszej i drugiej ligi to chora sytuacja - rozmowa z Michałem Mitko

Michał Mitko wraz z kolegami z opolskiego Kolejarza musiał przełknąć w niedzielę gorycz porażki w rywalizacji z krakowską Speedway Wandą. Były Drużynowy Mistrz Świata Juniorów w rozmowie z naszym portalem odnosi się między innymi do kadłubowego kształtu drugiej ligi oraz sytuacji w jego rodzimym klubie.

Jarosław Handke: Jak oceniasz niedzielny mecz w Krakowie? W końcówce bardzo zmniejszyliście stratę do rywala.
Michał Mitko:

Mieliśmy straszne dziury w drużynie. Tomek Rempała miał defekt na prowadzeniu. Ktoś inny się przewrócił. Tak nie może być, bo przez to uciekają punkty, a każdy bardzo się liczy na wyjeździe. W trójkę meczu nie da się wygrać.

Na pierwszym łuku kilku zawodników zapoznało się z nawierzchnią toru. Wytworzyła się tam jakaś niebezpieczna koleina?

- Nie, tor był dobry. Może niepotrzebne było to równanie toru w ostatnim momencie. Gospodarzom się mogło przydać, ale nam namieszało trochę w głowach. Przed biegami nominowanymi tor był naprawdę dobry, nie było się do czego przyczepić, potem się trochę zmienił.

Mecze z Rybnikiem i Krakowem pokazały, że dużo silniejsi jesteście na własnym torze.

- Ale trzeba jechać wszędzie. To wyjazdy są najważniejsze, tam musimy zdobywać punkty, one są najważniejsze. Co do meczów u siebie, to w ogóle nie ma o czym rozmawiać, trzeba wygrywać wszystko po kolei. Ale żeby awansować do pierwszej ligi, potrzebne są punkty zdobyte na wyjazdach i to one odgrywają kluczową rolę. Nawet jeśli nie uda nam się zwyciężyć gdzieś na wyjeździe, to chociaż remis lub sprawienie lepszego wrażenia niż w Krakowie będą budujące.

W trzeciej kolejce Kolejarz Rawicz wygrał w Krośnie. Rawiczanie wyrastają na poważnego rywala dla waszego zespołu.

- Na tę chwilę jeszcze trudno powiedzieć kto będzie jak jeździł. Dla nas mecz w Krakowie był pierwszym wyjazdem. Jest mało startów, brakuje jazdy za granicą i w turniejach indywidualnych i dlatego przy tak niewielkiej ilości objeżdżenia nie jest łatwo. Nie ma czasem sensu patrzyć tylko na to, co jest na treningach, bo tam wszyscy są silni, a mecz ligowy to już zupełnie inna bajka.

Piotr Dym mówił niedawno w rozmowie z naszym portalem, że przy obecnej liczbie drużyn w drugiej lidze można by ją było zakończyć w czerwcu. Czy twoim zdaniem byłoby to dobre rozwiązanie?

- A potem co mamy robić? Siedzieć i dłubać w nosie? Jeśli ktoś nie ma zagwarantowanych startów w Anglii czy w jakimś innym kraju, to właśnie siedzi i dłubie w nosie. I tak jest źle i tak nie dobrze. Taka sytuacja, jaka jest obecnie, nie powinna w ogóle mieć miejsca. Spokojnie można było połączyć ligi, wszyscy by pojeździli dużo, byłoby więcej spotkań. Byłoby ciekawiej.

Czy wyobrażasz sobie mecz Start Gniezno - KSM Krosno?

- Jeśli ktoś nie chce jeździć, to niech nie jeździ, prosta sprawa. Dla mnie ta sytuacja jest chora. Temu jest źle, bo jest za mało meczów, temu źle, bo za dużo. Każdemu nie da się dogodzić. Dla mnie najgorsze jest to, że mamy mało spotkań, do tego dochodzą komplikacje związane z przekładaniem meczu i przerwy w jeździe się wydłużają.

Z pewnością podzielasz opinię, że w drugiej lidze trzeba jeździć wręcz wyśmienicie, by zdobyć angaż za granicą.

- Nie jest łatwo, bez wątpienia w wyższych ligach łatwiej jest się pokazać. Ale jeśli jedzie się na odpowiednim poziomie, to można dogadać się z jakimś promotorem.

Przy tym pytaniu proszę o szczerą odpowiedź: Czy z drugiej ligi da się wyżyć?

- Trzeba naprawdę dobrze jechać, żeby wyjść na swoje. Robiąc 5 czy 6 punktów w meczu nie ma mowy o tym, żeby z tego wyżyć. Pieniądze w drugiej lidze są na tyle małe, że aby spokojnie żyć, trzeba robić dwucyfrówki zawsze i wszędzie.

W 2007 roku zdobyłeś złoty medal DMŚJ. Czy uważasz, że za rok będziesz w równie wysokiej formie jak kilka lat temu i będzie cię stać na solidne punktowanie w pierwszej lidze?

- Myślę, że na pewno tak. W tej chwili cały czas pracuję, bo wyszedłem dopiero w zeszłym roku z dołka, który złapałem po startach w Rybniku. Wyjście z tego dołka nie było łatwym zadaniem, zajęło mi to dwa lata. Mam nadzieję, że teraz będzie już coraz lepiej.

Kibice żużla w Rybniku cieszą się z możliwości słuchania warkotu motocykli w sezonie 2012, ale zawodnicy, którzy reprezentowali to miasto w ubiegłym roku pozostają niespłaceni. Co sądzisz o zaistniałej sytuacji?

- Fajnie, że jest żużel w Rybniku, ale takie rzeczy generalnie nie powinny się zdarzać. Jeśli ktoś zarobił uczciwie pieniądze, to powinien je otrzymać. Podpisano umowy, są w nich wyszczególnione konkretne kwoty i trzeba się z tego wywiązywać. Dla mnie jest to chora sytuacja, gdzie zamyka się jeden klub z długami, otwiera nowy bez nich i znowu można robić, co się podoba.

Czy był temat twojego powrotu do Rybnika zimą?

- Nie chcę rozmawiać na ten temat.

Źródło artykułu: