Gorzów Wielkopolski. Pierwsze skojarzenie - miasto położone nad Wartą. Ale tylko na pozór. Dla fanów sportu żużlowego to coś więcej. To miejscowa Stal i wielu wybitnych polskich żużlowców. Obecnie hasło Stal kojarzy się przede wszystkim z najwybitniejszym polskim zawodnikiem - Tomaszem Gollobem, lecz w historii klubu mogących konkurować z nim skalą talentu było kilku. On był jednym z nich.
- W życiu był samotny i chyba nieszczęśliwy, jednak na torze był z nas największy - słowa Bogusława Nowaka najlepiej opisują historię legendy gorzowskiego i polskiego speedwaya, Edwarda Jancarza.
Edward Jancarz, zwany za sprawą swych wyspiarskich wojaży "Eddy", w barwach gorzowskiej ekipy spędził 21 lat. "Oczko", podczas którego nawet przez chwilę nie przeszła mu przez głowę myśl, by opuścić swe rodzinne miasto. Dziś ma tu swój pomnik, stadion Stali, a także jedna z ulic nosi jego imię. Niestety, wśród nas nie ma go już dwie dekady.
Jancarz do czarnego sportu trafił podobnie jak wielu innych. Już jako dziecko za sprawą ojca - kibica przesiąkał atmosferą żużlowego święta. W wieku 19 lat, a było to w roku 1965, wraz z przyjacielem Marianem Owczarskim zapragnął urzeczywistnić marzenia o byciu jednym z członków chluby miasta. Gdy jednak Owczarskiemu na przeszkodzie w rozpoczęciu kariery stanęły kłopoty z sercem, "Eddy" na znak solidarności z kompanem z sąsiedztwa zrezygnował z podjęcia treningów. Na szczęście miłość i pasja do żużlowego motocykla okazały się silniejsze.
Polska sensacja
Nawet pięciokrotny indywidualny mistrz świata Ove Fundin mógłby pozazdrościć Jancarzowi debiutu w walce o miano najlepszego "lewoskrętnego" motocyklisty świata. Szwed swoją przygodę z IMŚ rozpoczął od zamknięcia stawki. "Eddy" był gorszy tylko od tuzów Ivana Maugera i Barry Brigssa. Gdy spiker ogłaszał, że najniższy stopień podium zajmuje 22-letni debiutant z Polski publiczność zgromadzona na stadionie w Goeteborgu niemal oszalała z zachwytu. Polska sensacja na Ullevi, tak obwieszczały pierwsze strony gazet opisujące wyczyn gorzowianina. W biegu o brązowy medal Jancarz w pokonanym polu pozostawił reprezentanta Związku Radzieckiego Gienadyja Kurylenko.
- Stanąć na podium IMŚ wyżej niż w 1968 roku - tak brzmiała odpowiedź na pytanie o dalsze sportowe cele. Mimo jeszcze dziewięciu prób osiągnięcia tego nie udało się nawet powtórzyć.
W międzynarodowej rywalizacji Jancarz zdobył dwanaście medali. Ten z najcenniejszego kruszcu raz jedyny wywalczył z kolegami spod biało-czerwonej "bandery" w 1969 roku w Rybniku podczas rywalizacji o Drużynowe Mistrzostwo Świata. W parze z innym wirtuozem szprycy znad Warty - Zenonem Plechem trzykrotnie sięgali po krążki Mistrzostw Świata Par. Ich brąz z "Kotła Czarownic" z 1981 roku jest zarazem ostatnim medalem wywalczonym przez Polaków w rywalizacji o parowe mistrzostwo świata.
Na krajowym podwórku "Eddy" sześciokrotnie miał możliwość odbierania medalu IMP, w tym dwa razy, w roku 1975 i 1983, tego najcenniejszego. Trzy razy sięgał tez po Złoty Kask"
Edward, znaczy Eddy
Przez pięć lat, począwszy od sezonu '77 Edward Jancarz był podporą ekipy Wimbledon Dons. W Anglii odnosił także indywidualne sukcesy triumfując m.in. w turnieju "Embassy International" i w memoriale swego tragicznie zmarłego przyjaciela ze Szwecji - Tommy Janssona. Redakcja elitarnego czasopisma "Speedway Star" w uznaniu za zasługi przyznała "Eddiemu" dożywotnią prenumeratę tego tygodnika.
Jancarz zaprzyjaźnił się z Janssonem podczas jednej z kilku żużlowych eskapad na Antypody. Warto dodać, że udane występy zarówno Jancarza, jak i Plecha na kangurzej ziemi umożliwiły starty innym naszym reprezentantom w kolejnych edycjach zawodów organizowanych przez legendarnego Nowozelandczyka Maugera.
Wspominając karierę Edwarda Jancarza niestety nie można nie wspomnieć o kilku przykrych kontuzjach. Starcie podczas treningu z kolegą klubowym Ryszardem Dziatkowiakiem we wrześniu 1971 roku zakończyło się poważną kontuzją prawego kolana. Upór, determinacja i pomoc wielu osób pomogły Jancarzowi wrócić na tor i to w nowej roli. 27-letni Jancarz zadebiutował wówczas jako jeżdżący trener, a prowadzona przez niego drużyna Stali okazała się zwycięska w rozgrywce o miano najlepszej w Polsce. Jednak złe wspomnienia wróciły jedenaście lat później. Na jakże dobrze mu znanym owalu w Gorzowie podczas test meczu naszej kadry z reprezentacją Włoch doszło do starcia Jancarza z młodziutkim włoskim zawodnikiem Valentino Furlanetto. Trafiony motocyklem Włocha gorzowianin wyleciał w powietrze, a następnie uderzył głową o tor. Na dodatek na leżącego wychowanka Stali wpadły sczepione motocykle spychając go na bandę.
Kilka tygodni później "Eddy" pracował już normalnie jako szkoleniowiec klubowy, jak i drużyny narodowej. W 1985 roku powrócił na tor, by w kolejnym sezonie oficjalnie się z nim pożegnać. Po 21 latach spędzonych w barwach jednego klubu - gorzowskiej Stali.
Z okazji zakończenia kariery zawodniczej przez Jancarza zorganizowano dwa turnieje, w Gorzowie i Ostrowie. Podczas gorzowskiego pożegnania Jancarz przekazał plastron swojemu następcy - Piotrowi Świstowi.
Po zakończeniu kariery zawodniczej Jancarz już jako trener współpracował najpierw z gorzowską drużyną, a następnie z zespołem KKŻ Krosno.
Na torze był niedościgniony, poza nim doganiało go życie.
Jak śpiewał Jacek Dewódzki wraz z grupą "Dżem"
…Ludzi dobrych i złych wciąż przynosi wiatr,
ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła….
11 stycznia 1992 roku za sprawą ciosów nożem zadanych przez drugą żonę, Wielkiego Edwarda Jancarza bezpowrotnie pochłonęła mgła.