- Wszystko wskazuje na to, że zostaje mi pierwsza liga. Nie ukrywam, że chciałem jeździć w Ekstralidze i wielka szkoda, że tak się nie stanie. Szczególnie żałuję pewnych rozmów, które miały miejsce na początku z jednym z ekstraligowych klubów. Wszystko wskazywało, że będę tam jeździł, ale jednak coś nie wypaliło. Pewnie trzeba było się wcześniej dogadywać, ale w życiu bywa tak, że człowiek uczy się na błędach. To dla mnie na pewno nauczka na przyszłość - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Robert Miśkowiak.
Żużlowiec nie ukrywa, że był bliski podpisania kontraktu w Bydgoszczy. - Trzeba potrafić się do pewnych rzeczy przyznać. Popełniłem solidny błąd. Trochę na tym straciłem, ale to już było i życie biegnie dalej. Muszę na wszystko spoglądać z optymizmem. Dostałem lekcję i muszę ją dobrze odrobić. Każdy pewnie domyśla się, że na początku rozmawiałem z Polonią Bydgoszcz. Nasze rozmowy były naprawdę bardzo zaawansowane. Mieliśmy zbliżone stanowiska. Z panem Jurkiem Kanclerzem rozmawiało się bardzo profesjonalnie i z tego miejsca dziękuję mu za takie rozmowy. To świetny człowiek i jeżeli obie strony będą zainteresowane współpracą w przyszłości, to ja bardzo chętnie podejmę z nim taki temat - tłumaczy.
Miśkowiak miał również inne oferty z Ekstraligi. - Była Częstochowa, ale w tym klubie pojawiły się pewne zawirowania. Stało się tak, że nic z tego nie wyszło. Została mi pierwsza liga. Będę w niej startować i mam wielką nadzieję, że zrobię to z bardzo dobrym skutkiem - zapowiada.
Wszystko wskazuje na to, że nowy klub Roberta Miśkowiaka kibice poznają do połowy stycznia. - Rozmawiam z trzema pierwszoligowymi klubami i do połowy stycznia naprawdę chciałbym podjąć decyzję. Nie spodziewałem się, że w tym roku wszystko mi się tak przeciągnie. Chciałbym już wiedzieć, na czym stoję pod względem sprzętowym, żeby ruszyć także z tym rodzajem przygotowań - zakończył.