Czasami trzeba się ugryźć w język - rozmowa z Adrianem Gomólskim, wychowankiem Startu Gniezno

W rozmowie z naszym serwisem Adrian Gomólski podsumował zakończony sezon i odniósł się do szans pozostania żużlowcem ostrowskiego klubu. Zawodnik odniósł się także do sytuacji w której jeden z kibiców zarzucał mu sprzedanie meczu.

Jan Gacek: Jak z perspektywy czasu oceniasz swoje występy w minionym sezonie?

Adrian Gomólski: Początek na pewno był bardzo dobry. Przystąpiłem do rozgrywek z nastawieniem, żeby czerpać z jazdy jak najwięcej przyjemności. Zależało mi na tym, żeby jak najczęściej móc się ścigać. Jestem przecież zbyt młodym zawodnikiem, żeby oglądać zawody z trybun. Na szczęście pomogli mi bracia Garcarkowie, którym zależało na tym, żebym jeździł w Ostrowie. Dziś mogę z satysfakcją powiedzieć, że udało nam się osiągnąć cel, który zakładaliśmy przed sezonem. Awansowaliśmy do pierwszej ligi z czego się bardzo cieszę. Jeśli chodzi o moją postawę to początek sezonu był dobry. Potem, kiedy pojawiły się nowe tłumiki miałem pewne problemy. Nie było tak idealnie i fajnie jakbym sobie tego życzył. Ogólnie rzecz biorąc myślę, że to był dla mnie niezły sezon. Ważne, że zakończyłem rozgrywki w pełni zdrowy. Teraz mogę spokojnie myśleć o przygotowaniach do kolejnego sezonu.

Na początku rozgrywek wydawało się, że ostrowska drużyna nie będzie miała sobie równych w drugiej lidze. Potem przyszedł kryzys. Mieliście chwile zwątpienia?

- Faktycznie, na początku wygrywaliśmy wszędzie. Po pięciu spotkaniach mieliśmy komplet zwycięstw. Od meczu w Lublinie trochę się jednak popsuło. Jechaliśmy tam z zamiarem wygrania, mimo że spodziewaliśmy się trudnej przeprawy. Ja sam niepotrzebnie dałem się tam ponieść emocjom i zostałem wykluczony do końca zawodów. Przez to nie mogłem wystąpić w kolejnym meczu, który odbył się trzy dni później. Przegraliśmy dwa kolejne spotkania i pojawiło się trochę nerwowości. Atmosfera nie była już taka jak na początku. Dziwnie był też w tym roku ułożony terminarz. Pojawiały się czasami 2-3 tygodnie przerwy między spotkaniami. Brakowało nam jazdy w spotkaniach. Chętnie korzystałem w takich momentach z zaproszeń do Niemiec czy Szwecji. Na pewno jednak przestoje w Polsce wybijały nas z rytmu.

Pod koniec sezonu Jana Grabowskiego na stanowisku trenera zastąpił Michał Widera. Jaki wpływ miał na drużynę nowy szkoleniowiec?

- Jan Grabowski dobrze wykonywał swoją pracę i chciał jak najlepiej dla drużyny. Zmiana trenera sprawiła jednak, że w zespół wstąpił nowy duch. Pojawiła się pewna świeżość. Michał jest człowiekiem na czasie, jego podopiecznymi są Borodulin, Czałow i Kudriaszow. Ważne jest też to, że zna język. To okazało się bardzo korzystne dla zespołu. Michał wykonał kawał dobrej roboty i nie ukrywam, że chciałbym z nim pracować w przyszłym roku.

Zostaniesz w Ostrowie na kolejny sezon?

- Miałem już możliwość rozmawiania na ten temat z przedstawicielami klubu. Na pewno nigdzie nie jest perfekcyjnie poza 5-6 klubami ekstraligowymi. Są jeszcze zaległości finansowe w stosunku do mojej osoby. Mimo to wyrażam chęć pozostania w Ostrowie. Były już telefony w tej sprawie, czas pokaże co z tego wyjdzie. Obie strony są zainteresowane kontynuowaniem współpracy.

Czy otrzymałeś jakieś propozycje z innych klubów?

- Były dwa luźne telefony z pytaniami o plany na przyszłość. W obu przypadkach odpowiadałem, że najpierw chciałbym porozmawiać z przedstawicielami klubu z Ostrowa, bo oni mają pierwszeństwo. Nic jeszcze jednak nie jest przesądzone. Na pewno chciałbym mieć w tym temacie wszystko dograne jeszcze w tym miesiącu, żebym później mógł skupić się wyłącznie na odpowiednim przygotowaniu do przyszłego sezonu.

Spotkałem się z opiniami, że jazda w najniższej klasie rozgrywkowej jest świetną szkołą żużla. Co o tym sądzisz?

- Tak właśnie jest. Budżety klubów drugoligowych nie są tak wysokie jak w wyższych klasach rozgrywkowych, ale mimo to można się sporo nauczyć. Tory nie są tak często uzupełniane materiałem i naprawdę nie są one łatwe dla zawodników. Trzeba się mocno napracować, żeby zdobywać na nich punkty. Co roku wzrasta też poziom drugiej ligi. Podobnie jest zresztą również w wyższych klasach rozgrywkowych.

Jak przedstawiają się twoje plany w kwestii jazdy za granicą w 2012 roku?

- Jeśli mi się to uda to chciałbym w przyszłym roku jeździć w Anglii. Zależy mi na tym, żeby jak najwięcej startować i dawać radość kibicom, rodzinie, sponsorom i sobie samemu. Mam nadzieję, że uda mi się również pościgać się w Danii. Do tego powinna dojść jazda w Niemczech. Mam tam bardzo wielu przyjaciół i znajomych. Bardzo fajnie się tam czuję, bo nie towarzyszy tym startom wielka presja.

Kilka lat temu wydawało się, że jesteś na dobrej drodze, żeby stać się zawodnikiem z krajowej czołówki. Czy nadal masz ambicje ścigać się z najlepszymi?

- Zdaję sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie moja kariera potoczyła się inaczej niż bym sobie tego życzył. Powodów takiej sytuacji jest kilka. Przede wszystkim problemem były pieniądze. Powiem nieładnie, ale w pewnym momencie zostałem wyje**** w powietrze na ogromną kasę. Nie chodzi o kwoty, które miałem dostać za darmo tylko o pieniądze, które zarobiłem. Na moją formę sportową wpływ miały też kontuzje. Sezon 2008 zakończyłem z dość poważnym urazem a po powrocie na tor wiosną 2009 roku nie czułem się już tym samym zawodnikiem. Potem, kiedy zaczynało być dobrze znowu dostawałem w pysk od losu przez kolejne upadki. Było więc trochę czynników, które sprawiły, że sprawy potoczyły się tak a nie inaczej. Na pewno jednak nie zamierzam się poddawać. Będę dawał z siebie wszystko.

W zakończonym sezonie zdarzało ci się zachować w sposób, który nie przystoi sportowcowi...

- Zdaję sobie sprawę z tego, że agresja, którą powinienem wykorzystywać na torze uwidocznia się czasami w innych sytuacjach. Od małego jestem wychowany przy żużlu i żyję tym. Czasami trudno jest mi zapanować nad nerwami, kiedy ktoś nie docenia tego, że się staram i daję z siebie wszystko. Ludzie nie wiedzą ile czasu i serca poświęcam na ten sport. Kiedy podchodzi do mnie ktoś i mówi, że sprzedałem mecz to jest to dla mnie coś nienormalnego. Zawsze w takich sytuacjach zapraszam takiego "pacjenta", żeby mnie zastąpił. Czasami trzeba jednak ugryźć się w język. Nieraz jednak puściły mi nerwy. Mam nadzieję, że uda mi się nad tym zapanować.

Komentarze (0)