Jarosław Galewski: Baraże o pierwszą ligę z Lubawą Litex Ostrów nie doszły do skutku. Jak zareagowałeś kiedy stało się jasne, że nie pojedziecie w tych meczach?
Norbert Kościuch: Nie wiem nawet, co mam powiedzieć. Zareagowałem chyba dokładnie tak samo jak każdy kibic i zawodnik tego klubu. Na pewno nie była to informacja, która mnie usatysfakcjonowała. Niestety, jako żużlowiec nie miałem na to zupełnie żadnego wpływu i musiałem się z tym natychmiast pogodzić.
Robert Miśkowiak uważa, że na wysokości zadania do końca nie stanęli działacze, którzy przed meczami barażowymi mieli wystarczająco dużo czasu na pozyskanie środków. Jak spoglądasz na tę sprawę?
- Nie chciałbym za bardzo wypowiadać się na ten temat. Każdy widział, co się działo i może wyciągnąć własne wnioski. Ciężko mi powiedzieć, czy działacze mogli czy też nie zorganizować odpowiednie pieniądze. Nie działałem wewnątrz tych struktur. Moim zadaniem była skuteczna jazda i nie znam wszystkich działań od A do Z. Mam zasadę, że jeżeli nie jestem czegoś w stu procentach pewien, to nie zabieram głosu. Mogę tylko mówić ze swojego punktu widzenia. Nie wiem również, czy poza wiadomymi problemami nie było innych. Właśnie z tego powodu nie będę tego komentować.
Czy po ostatnim ligowym spotkaniu byłeś w kontakcie z działaczami i czy oni informowali cię o postępach w pozyskiwaniu środków na mecze barażowe?
- Osobiście się tym nie zajmowałem. Nie chodzi o to, że nie zależało mi na kontakcie z klubem, ale postanowiłem przekazać te sprawy mojemu menadżerowi. To on pilotował wszystko, co było związane z tym tematem. Postanowiłem się odciąć, ponieważ jak wiadomo miałem też jazdę w innych meczach. Nie chciałem zaprzątać sobie głowy niczym innym. Dla mnie liczą się przede wszystkim starty. Od wielu innych spraw mam menadżera czy mechaników. Pewne osoby są po to, żeby mi pomagać. Wiem jednak, że menadżer jest w jakimś kontakcie z działaczami i coś ustala. Trudno mi powiedzieć, na jakim są etapie, ponieważ jestem informowany tylko o efektach.
Obawiasz się, że po tym sezonie Poznań zniknie z żużlowej mapy Polski?
- Może się tak wydarzyć. Powiem szczerze, że nawet wiele na to wskazuje. Od działaczy obecnego klubu nie słyszałem sygnałów, że chcą nadal tworzyć ten klub. Ze stuprocentową pewnością jednak powiedzieć nic nie mogę. Może ktoś ma jakieś plany, o których nie wiem.
Klub ma zaległości chyba względem każdego zawodnika. Zamierzasz walczyć o swoje pieniądze?
- To nasze zarobione pieniądze, które nam się należą. Nie chciałbym jednak używać słowa walczyć. Jestem przekonany, że prędzej czy później zostaną one nam wypłacone. Nie zamierzam z nikim walczyć. Według mnie nie na tym rzecz polega. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i uważam, że w celu porozumienia należy usiąść i rozmawiać. Jestem otwarty, nigdy nie byłem osobą konfliktową i teraz też nie będę. Wierzę, że sprawa się wyjaśni i liczę, że to tylko kwestia czasu. Nie sądzę, że ktoś z nas nie zostanie spłacony.
To bardzo optymistyczne podejście, jeżeli weźmie się pod uwagę wiele klubów, które znikały w przeszłości z żużlowej mapy Polski i nie spłacały zaległości względem zawodników. Na czym opierasz swoje przekonanie, że teraz będzie inaczej?
- Nie mam pewności. Mogę powiedzieć jedynie, jakie są moje odczucia. Uważam, że przez te lata miałem do czynienia z ludźmi odpowiedzialnymi. Za takich ich cały czas uważałem. Poza tym, jestem człowiekiem, który zawsze wywiązuje się ze swoich zobowiązań zarówno tych sportowych jak i finansowych. Sam również muszę płacić mechanikom. Też miewałem ciężkie chwile, pieniądze nie spływały na bieżąco. Wiadomo, że żużel to drogi sport i bez odpowiednich środków nie można jeździć na takim poziomie, na którym jeździłem. Wprawdzie mój poziom nie był rewelacyjny, ale nie było też najgorzej. W swojej karierze miałem już czkawkę finansową, jednak ludzie mi ufają i wierzą, że prędzej czy później im zapłacę. Z takiego założenia wychodzę też względem innych.
Czyli mimo wielu problemów nie zmieniłeś zdania o ludziach tworzących poznański żużel?
- Wiesz, mógłbym mówić wiele nawet o polskim żużlu, aczkolwiek nie wolno mi tego robić. Z pewnych względów tego nie zrobię. Każdy najlepiej widzi, co się dzieje. W naszym kraju to wszystko nie idzie w dobrą stronę. Wierzę, że któregoś dnia ktoś się w końcu obudzi, uderzy pięścią w stół i skieruje żużel na właściwą drogę. Nie uważam, że teraz idziemy w złą stronę, ale nasz żużel chyba trochę błądzi. Można to porównać do takiego ronda. Cały czas jeździmy w kółko, tylko nie wiemy którędy wyjechać. Potrzeba nam kilku osób, które umiejętnie to poprowadzą. Jeżeli tak się nie stanie, to z tego błądzenia wyjdzie nam błędne koło. Za chwilę możemy obudzić się z ręką w nocniku.
Na drugą część rozmowy zapraszamy jutro.