- Jestem dość przygnębiony po tym remisie, bo bardzo chcieliśmy wygrać w środę z rzeszowianami. Nigdy nie można lekceważyć żadnego rywala, a tym bardziej tak mocnego, jak PGE Marma Rzeszów. My ich z całą pewnością nie zlekceważyliśmy. Mieliśmy za to małego pecha. Ja osobiście miałem go całkiem sporego. Mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy coś takiego mi się przytrafia - powiedział po środowym meczu Greg Hancock.
Co się stało ze sprzętem Amerykanina? - Miałem nie jeden, ale aż dwa problemy z silnikami. Ten, na którym wyjechałem do czternastego biegu po prostu stanął. Jakąś awarię miałem jednak jeszcze wcześniej, w trzynastym biegu. Silnik, na którym jechałem był bardzo wolny na ostatnich paru okrążeniach i dojechałem do mety czwarty. Uświadomiłem sobie wtedy, że na mój ostatni start muszę zmienić motocykl. A on po prostu się zepsuł i stanął w miejscu. Złośliwość rzeczy martwych. Trzeba to teraz jak najszybciej wymazać z pamięci - stwierdził lider klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że rywalem zielonogórzan w pierwszej rundzie fazy play-off będzie właśnie ekipa spod znaku Żurawia. - To nie ma znaczenia z kim pojedziemy. Jeśli chcemy zdobyć tytuł Drużynowego Mistrza Polski, musimy wygrać z każdym. Wszyscy zawodnicy w naszym zespole dobrze się czują na torze w Rzeszowie i z całą pewnością lubią nasz domowy owal przy ulicy Wrocławskiej. Następnym razem historia potoczy się zupełnie inaczej - zakończył jeden z filarów Stelmet Falubazu.