Żużlowy chrzest na polsko-niemieckiej granicy

Jan Ząbik to legenda toruńskiego żużla. Niedawno na rynku wydawniczym w serii „Asy żużlowych torów” ukazała się książka autorstwa Daniela Ludwińskiego, która jest biografią byłego zawodnika, a dziś trenera Unibaksu. SportoweFakty.pl prezentują fragment książki dotyczący początków kariery Ząbika, a także umożliwiają wygranie jej egzemplarza w konkursie.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy Jan Ząbik rozpoczynał swoją karierę, początkowo nie wiedziała o tym jego rodzina. Ówczesne przepisy wymagały, aby kandydat na żużlowca zapisując się do szkółki miał ukończone osiemnaście lat i nie przyjmowano wtedy niepełnoletnich, w związku z czym nie było konieczności uzyskania zgody rodziców. Ponadto Toruń położony był kilkadziesiąt kilometrów od Kiełpia, w związku z czym utrzymanie nowej pasji w sekrecie nie było trudne. Jako pierwszy o żużlowej przygodzie swojego brata dowiedział się Mieczysław Ząbik, co nie było dziwne, gdyż wcześniej obaj nieraz wspólnie oglądali zawody i dla obu sport żużlowy był bliski. W końcu jednak trzeba było poinformować o rozpoczynanej karierze również resztę rodziny. Gdy Jan miał już licencję, swojego syna zapragnął zobaczyć na torze jego ojciec.

- Mieczysław, dziś już nieżyjący, przywiózł tatę na zawody. Byliśmy w czarnych kombinezonach, a do tego również nawierzchnia była czarna. Człowiek był więc tak brudny, że gdy wszyscy staliśmy całą drużyną, tata spytał brata "No i gdzie on jest?" A ja stałem tuż obok, po prostu mnie nie poznał, taki byłem ubrudzony. Ale takie to już były uroki tamtego żużla, dosłownie czarnego sportu - wspomina z uśmiechem Ząbik. - Jeździłem z różnych skutkiem na początku, raz lepiej, raz gorzej, ale człowiek się tego wszystkiego cały czas uczył. Obce tory czasem mi pasowały od razu, ale najwięcej umiałem na naszym, wiedziałem już jak na nim jechać technicznie. Odpowiadał mi najbardziej, ale trzeba było walczyć i na innych torach, aż w końcu nie robiło mi to już przeszkód, nawet jeśli mi gdzieś jeden czy dwa wyścigi nie wyszły, to później już mniej więcej wiedziałem jak jechać. Nie było tylu turniejów co dziś, gdy co chwilę są młodzieżowe zawody, ale robiło się dla tych młodych chłopaków różne wyjazdy, głównie kadrowe przez PZMot i GKŻ, testmecze, wyłapywano tych najlepszych do reprezentacji. Było więcej zawodów typu puchar prezydenta, prezesa, zależy gdzie kto i co robił. Meczów ligowych nie było wiele, w końcu nie było tak dużo drużyn, więc robiono inne turnieje, trzeba było coś samemu organizować, żeby jak najwięcej można się było najeździć.

Pierwszy, debiutancki sezon, najczęściej bywa trudny dla młodego zawodnika, jednak Janek radził sobie całkiem dobrze. Choć w tamtym okresie regulamin nie przewidywał obligatoryjnego miejsca w składzie ligowego zespołu dla zawodnika młodzieżowego, szybko przedarł się do pierwszej drużyny i robiąc wciąż systematyczne postępy zapewnił sobie w niej stały byt, jeżdżąc w parze najczęściej z Rosem, swoim nauczycielem. Ilość startów była spora, gdyż prócz ligi nie brakowało rozmaitych zawodów towarzyskich, zarówno w kraju, jak i za granicą. Toruński klub miał dobre kontakty z wieloma ośrodkami poza Polską, między innymi z niemieckim Guestrowem. Kilka miesięcy po zdaniu licencji przez Ząbika cała drużyna Stali udała się więc na zawody za zachodnią granicę. Dla dwudziestoletniego Janka pierwszy we wciąż bardzo krótkiej karierze start w innym kraju miał dość nietypowy przebieg. Zaczęło się od przejścia tradycyjnego żużlowego chrztu, bez którego nie rozpocznie kariery żaden zawodnik.

- Teraz może chrzest już nieco inny, ale wtedy klapsy dostawaliśmy laczkami. Gdy ktoś trafił w pośladki to było jeszcze dobrze, ale gdy w kość ogonową to potrafiło boleć. Pojechaliśmy więc do Guestrow i na granicy z Niemcami koledzy z drużyny przełożyli mnie przez szlaban i tym metalowym laczkiem zaczęli mnie tłuc. Tymczasem celnicy nie wiedzieli co się dzieje i o mało co, a by nas pozamykali. Koledzy zaś tak mnie natrzepali, że gdy na drugi dzień były zawody, nie mogłem usiąść na siodełku i praktycznie cały turniej jechałem stojąc zamiast siedząc na siodełku. Przeżyłem więc to mocno, raz że mnie bolało, a drugi raz ze strachu, że nas pozamykają na tej granicy. Takie to były żużlowe przygody.

Seria nietypowych i zaskakujących wydarzeń w trakcie pierwszego wyjazdu do Guestrow nie skończyła się jednak wraz z pokonaniem granicy. Sam turniej również miał pechowy przebieg dla Ząbika, tym razem z powodu upadku. W zespole gospodarzy startował dwa lata starszy Dieter Tezlaff, w przyszłości czołowy zawodnik NRD i reprezentant kraju w zawodach o drużynowe mistrzostwo świata.

- Jechałem w parze z Marianem w jednym z biegów na 5:1, jednak się wywróciłem. Tezlaff był z tyłu i akurat nie zdołał mnie minąć. Trafił mnie tak, że dostałem w kask i byłem oszołomiony. W pewnym momencie straciłem nawet przytomność i wzięli mnie do karetki. Zawieźli do parkingu, a tam w miarę doszedłem do siebie. O ile pamiętam był to chyba ostatni bieg, po chwili koledzy udali się odbierać nagrody, więc poszedłem za nimi. Lekarz i sanitariusze zaczęli mnie tymczasem szukać, gdyż zauważyli, że nie ma mnie w karetce, a chcieli mnie zawieźć do szpitala na przebadanie. Gdy wróciłem z dekoracji zabrali mnie z powrotem, żeby wszystko skontrolować. Usiadłem w karetce, to był samochód IFA, na fotelu z boku, który był na szynach. Gdy kierowca ruszył, zaraz na tych szynach pojechałem i mocno uderzyłem w samochodzie głową. Na torze zrobili mi więc mniej szkód, niż wówczas w tej karetce. Wszystko jednak dobrze się skończyło i wróciłem z Guestrowa do Torunia od razu z chłopakami.

***

Dla naszych czytelników mamy jeden egzemplarz biografii Jana Ząbika. Aby stać się jego właścicielem należy odpowiedzieć na pytanie: Podaj datę urodzenia Jana Ząbika.

SMS z poprawną odpowiedzią o treści SFAKTY ZABIK Twoja_Odpowiedź Twoje_Imię_Nazwisko (np. SFAKTY ZABIK 21.11.1961 Jan Kowalski) należy wysłać na numer 7037.

Koszt SMS-a to jedynie 0,5 zł + VAT.

Konkurs trwa do soboty (9.04) do godz. 24.00. Wyniki losowania podamy następnego dnia po godz. 10.00, a ze zwycięzcą skontaktujemy się telefonicznie.

Z jednego numeru telefonu można wysłać dowolną ilość SMS-ów. Każdy SMS z poprawną odpowiedzią zwiększa Twoją szansę na wygraną! Zapraszamy do zabawy!

Źródło artykułu: