- Święta spędzę w gronie rodzinnym. Zawsze zjeżdża się do nas cała rodzina, przyjeżdżają siostry i bracia ze swoimi rodzinami. U rodziców robimy wielkie święta. Będzie nas na pewno ponad 20 osób, może nawet około 30. Będą to więc ogromne święta. Zawsze jest wesoło i nie mogę się już doczekać - mówi Zbigniew Suchecki.
Skoro w domu wychowanka Stali Gorzów będzie tyle osób, świąteczne zakupy z pewnością muszą być bardzo uciążliwe. - Zakupy trwają parę dni. Co jakiś czas czegoś brakuje i trzeba dokupić. Stoi się wtedy w gigantycznych kolejkach, na mieście nie ma jak się ruszyć. Wszystko jednak musi być, więc kursujemy z wózkami po różnych marketach. Trzeba więc kupić to, co każą, a potem przyglądać się, jak dziewczyny gotują - przyznaje zawodnik.
Jak 26-letni żużlowiec odnosi się do kwestii świątecznych prezentów? - Zdecydowanie wolę je otrzymywać (śmiech), ale trzeba również coś dać, żeby te proporcje były zachowane i wyważone. Co chciałbym dostać pod choinkę? Na pewno przydałby się jakiś szybki silnik, który bardzo dobrze "fruwałby" w nowym sezonie. To byłby najlepszy prezent - twierdzi "Suchy".
Czy nowy zawodnik Lubelskiego Węgla KMŻ wyjątkowo ciepło wspomina jakiś prezent? - Oprócz stosów skarpetek i czekolad, nie za bardzo pamiętam coś szczególnego. Zazwyczaj po świętach mam szuflady pełne skarpetek - śmieje się.
Ulubiona wigilijna potrawa Zbigniewa Sucheckiego nie gości na wszystkich stołach w Polsce, ale jest dość popularna. - Najbardziej lubię kutię, czyli raczej starą potrawę. Jeszcze gdy moja babcia żyła, zawsze ją robiła, a teraz my musimy się tym zająć i robimy ją do teraz. Bardzo lubię tę potrawę. Na święta generalnie wszystko jest dobre, ale kutia najbardziej mi smakuje. My robimy kutię w płynnej postaci, w formie jakby zupy. Używa się wody, maku i jest bardziej pływająca niż inny jej rodzaj, taki bardziej stały. Za tą stałą kutią nie za bardzo przepadam, wolę tę pływającą - zaznacza.
Były żużlowiec zielonogórskiego klubu nie lubi natomiast chyba najbardziej popularnego wigilijnego dania w naszym kraju. - Nie lubię karpia. Zawsze go tylko trochę skubnę, tak, żeby każde danie zjeść i było to zaliczone (śmiech). Nie bardzo przepadam za rybami, zwłaszcza z ościami. Wyczyszczone, bez ości, jeszcze jakoś mogę przełknąć, ale generalnie nie za bardzo lubię ryby. A one przecież zawsze królują na stole i nie jest lekko coś wybrać (śmiech).
Tradycja jest jednak tradycją i karp na stole znaleźć się musi. Prędzej jednak trzeba go jakoś uśmiercić. - Nie będę chyba opisywał drastycznych momentów z karpiem, natomiast mogę zdradzić, że zazwyczaj zajmuje się nim mama. Ona załatwia to szybko i myślę, że stara się zrobić to tak, aby za mocno go nie bolało - informuje żużlowiec.
Suchecki mówi, że jedna wigilia szczególnie zapadła mu w pamięć. - Mieliśmy kiedyś bardzo nietypową wigilię. Była bardzo mocna zima i przyszedł do nas pan, który się zakopał. Mieszkamy trochę na uboczu, dookoła nas nie ma za dużo domów. Akurat byliśmy przy stole wigilijnym, a jakiś pan się zakopał i pukał w okno, żeby mu pomóc. Był z Rosji i mówił tylko po rosyjsku. Spędził wtedy z nami tę wigilię - wspomina.
Tuż po świętach przychodzi czas na zabawę sylwestrową. Jakie plany na tę noc ma sympatyczny zawodnik? - Sylwestra spędzę w Gorzowie. Mamy już wynajęty fajny lokal, w którym będziemy się bawić z moją narzeczoną i kolegami. Na pewno będzie fajnie - kończy Zbigniew Suchecki.