"Rysiek" z krainy fiordów

Trzykrotne mistrzostwo świata w rywalizacji drużynowej, dwa medale indywidualnych mistrzostw świata juniorów, dwa tytułu najlepszego polskiego zawodnika, a także Drużynowe Mistrzostwo Polski to tylko największe z jego sukcesów. O kim mowa? O jednym z najbardziej kontrowersyjnych zawodników w całym światku żużlowym Rune Holcie, który w niedzielę, 29 sierpnia 2010 roku, podczas turnieju o Grand Prix Chorwacji w Gorican obchodził swoje 37. urodziny.

Za nami ósma runda tegorocznego cyklu Grand Prix. W chorwackiej eliminacji żadnemu z naszych reprezentantów nie udało zakwalifikować się do finałowego biegu. Jednak mimo tego nadal na czele mistrzowskiej tabeli znajduje się dwójka biało - czerwonych. Po turnieju w Gorican do lidera cyklu Tomasza Golloba i ścigającego go Jarosława Hampela na bardzo niebezpieczny dystans zbliżył się Australijczyk Jason Crump. Miejsce tuż za podium zajmuje zwycięzca zawodów w Malilli Rune Holta. Na torze Juricy Pavlica Norwegowi z polskim paszportem nie poszło już tak dobrze. Świętujący swoje 37. urodziny Holta i tak może mówić o dużym szczęściu. Rzadko bowiem się zdarza, by awansować do najlepszej ósemki zawodów Grand Prix z zaledwie sześcioma "oczkami". Holcie taka liczba puntów wystarczyła i ten fakt powinien traktować jako prezent na swe święto, choć zapewne przed rozpoczęciem turnieju miał apetyt na dużo lepszy wynik. Jednak to dzięki zawodnikowi Włókniarza Częstochowa polscy fani ponad dwa tygodnie temu na obiekcie Dackarny mogli odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Podobnie zresztą było podczas rywalizacji o drużynowe mistrzostwo świata, gdy w duńskim Vojens pięciu polskich żużlowców dowodzonych przez Marka Cieślaka stanęło do ciężkiego boju w obronie tytułu. Po nerwowym początku nasi opanowali sytuacje i ostatecznie drugi rok z rzędu mogą szczycić się zdobyciem złotych medali w drużynowej rywalizacji. Duży wkład w sukcesie polskiej drużyny miał Holta. Jednak nie dla wszystkich tegoroczny mistrzowski skład był satysfakcjonujący, gdyż tak naprawdę dla wielu kibiców i ekspertów w naszej drużynie wystąpiło tylko czterech Polaków. Tym piątym, lecz na pewno nie kołem u wozu, był właśnie naturalizowany Norweg.

Holta na prowadzeniu w barwach Włókniarza

Pierwsze przejawy talentu

Urodzony w 1973 roku w Stavanger Holta jest jedną z barwniejszych postaci w żużlowym światku. O talencie Norwega mogli się przekonać wszyscy Ci, którzy w 1993 roku na torze w Pardubicach obserwowali rywalizację najlepszych juniorów świata. 20-latek z kraju kojarzonego głównie ze sportami zimowymi, uległ tylko zwycięzcy Joe Screenowi i Mikaelowi Karlssonowi, ścigającemu się obecnie pod nazwiskiem Max. Mimo podpisanego kontraktu w Zielonej Górze, w barwach Morawskiego Holta w sezonie '93 nie wystartował ani razu. Debiut w polskiej lidze Rune zaliczył w kolejnym roku, gdy przywdziewał plastron grudziądzkiego GKM-u. Holta na polskiej ziemi prezentował się solidnie, jednak jego marzeniem w tamtym okresie było sięgnięcie po koronę najlepszego zawodnika świata do lat 21. Tym bardziej, że finałowy turniej rozgrywany był właśnie w Norwegii. Do upragnionego złota zabrakło Holcie niewiele. Z dorobkiem 14 "oczek" po rundzie zasadniczej na czele tabeli znalazła się dwójka zawodników - Holta i Karlsson, czyli dzisiejszy Max. Po biegu barażowym kibice zasiadający na trybunach stadionu w Elgane nie mogli być do końca usatysfakcjonowani, gdyż to jednak Szwedowi w ostatecznym rozrachunku przypadł złoty medal. Na najniższym stopniu podium znalazł się rudzielec z Australii, Jason Crump, który kilka sezonów później zawładnął światowym speedwayem. Po sezonie '94 Rune rozstał się z polską ligą. Powrócił do niej w roku 1997, by przez dwa lata reprezentować barwy tarnowskich Jaskółek. Zbyt mała ilości startów wymusiła konieczność szukania nowego pracodawcy w naszym kraju. Z pomocą wyszli mu działacze Włókniarza Częstochowa, gdzie tak naprawdę kariera Norwega nabrała tempa. Pod Jasną Górą startował przez następne siedem lat. Kolejnymi przystankami w jego karierze był Rzeszów, następnie ponownie Tarnów i Gorzów. Jednak tak naprawdę nigdzie nie było tak dobrze Holcie jak w Częstochowie, do której powrócił przed rozpoczęciem tegorocznych zmagań.

Holta w tegorocznym finale DPŚ

Każda decyzja rodzi konsekwencje

Speedway w skali światowej jest dyscypliną niszową, tym bardziej w Norwegii. W związku z tym faktem ambitnemu zawodnikowi ciężko było walczyć o wsparcie sponsorów na rodzimym rynku. Aby uprawić czarny sport, w młodości, Holta musiał pracować na platformach wiertniczych. W 2002 roku bohater tego artykułu zdecydował się na ruch, który wielu jego rodaków, i nie tylko, wypomina mu po dzień dzisiejszy. Właśnie wtedy częstochowski klub rozpoczął starania o przyznanie polskiego obywatelstwa, które Rune odebrał z rąk Aleksandra Kwaśniewskiego. Umożliwiło mu to m.in. start w Indywidualnych Mistrzostwach Polski w roku 2003, które niepodziewanie wygrał, pokonując w Bydgoszczy suwerena tamtejszego toru Tomasza Golloba. Dopełnieniem szczęścia w pierwszym sezonie startów z nowym paszportem było wywalczenie z Włókniarzem w tym samym roku tytułu Drużynowych Mistrzów Polski. Holta jeszcze jako Norweg próbował swych sił w walce o tytuł najlepszego jeźdźca globu. W sezonie 2000 zadebiutował w Grand Prix, by rok później startować w cyklu już jako pełnoprawny uczestnik. Przez kolejne trzy sezony walczył o splendor w turniejach Grand Prix, lecz tak naprawdę niewiele w nich osiągnął i musiał pożegnać się mistrzowskim serialem. W sezonie 2005 startując z dziką kartą podczas Grand Prix Skandynawii zajął 12 pozycję, reprezentując po raz ostatni barwy rodzimego kraju. W tymże roku po raz pierwszy wsparł polską kadrę w, uwieńczonej złotym medalem, rywalizacji o Drużynowy Puchar Świata. W kolejnym sezonie podczas Grand Prix Challenge w Vetlandzie wywalczył sobie prawo starów w kolejnym sezonie cyklu IMŚ, i już jako "Polak" postanowił rywalizować o mistrzowskie laury. Decyzja, którą podał do wiadomości 31 sierpnia 2006 roku wywołała falę krytyki w Norwegii. Holta został okrzyknięty zdrajcą na miarę Vidkuna Quislinga - premiera pronazistowskiego rządu, który podczas II wojny światowej kolaborował z hitlerowcami i za swój czyn został stracony. Nawet większość z jego norweskich znajomych nie potrafiła wybaczyć mu tej decyzji. I tak jest do dzisiaj. Pojawiając się w swojej ojczyźnie "Rysiek" nie może liczyć na jakiekolwiek przejawy sympatii. Podczas nielicznych zawodów rozgrywanych w kraju fiordów kibice zazwyczaj obrażają go, opluwają i rzucają w jego kierunku czym się da.

Holta na podium GP w Toruniu

Wszędzie dobrze, ale pod Jasną Górą najlepiej

W Polsce Holta też nie może liczyć na zbyt dużą sympatię. Dla wielu nie jest i nigdy nie będzie Polakiem. Zawodnik Włókniarza Częstochowa swoją egzystencję związał z miastem spod Jasnej Góry i tam znajduje się centrum jego życia zarówno zawodowego, jak i prywatnego. Holta nie mówi po polsku. Po zwycięskim Grand Prix dwa tygodnie temu z jego ust można było usłyszeć komentarz w stylu "Moja silniki była sibki…". Wielu złośliwców uważa, że "Dzień dobra, where is my money?" to zdanie, które najlepiej wychodzi Holcie w naszym języku. O "zamiłowaniu" zawodnika Włókniarza do pieniędzy krążą legendy. To przez finansowe niesnaski doszło do rozstania zawodnika z Włókniarzem. Także szybkie "ewakuacje" z Rzeszowa i Tarnowa były tym spowodowane.

W szaleństwie jest metoda

Holta jest jednym z nielicznych zawodników, który ciągle się rozwija. Śmiem twierdzić, że spośród wszystkich jeźdźców cyklu Grand Prix Rune jest największym walczakiem. I choć jego ataki wielokrotnie wyglądają na chaotyczne i nieprzemyślane to bardzo często w tym szaleństwie jest metoda. Powrót do Częstochowy okazał się strzałem w dziesiątkę dla Holty. Obecnie osiągnął on chyba apogeum swojej formy, o czym świadczą nie tylko występy w ligach polskiej i szwedzkiej, ale przede wszystkim rezultaty osiągane w Grand Prix. Jeszcze do niedawna prawie nikt nie dawał mu większych szans na zaistnienie w mistrzowskim cyklu, walka o ósemkę to miał być szczyt jego możliwości. A teraz "Holtański" nadal ma teoretyczne szanse w rozgrywce o medal mistrzostw świata. Jestem ciekaw, czy rozpoczynając swoją karierę ambitny chłopak z północy miał aż takie marzenia.

Rune Holta nie jest Polakiem, lecz reprezentantem naszego kraju. I właśnie z tego względu należy mu się szacunek. Holta wiele zawdzięcza Polsce, ale także i nasz kraj może być dumny, że jeździec takiej klasy reprezentuje jej barwach. Mimo, że próby odśpiewania naszego hymnu narodowego w jego wykonaniu wyglądają bardzo nieporadnie, to trzeba mieć nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdzie mu się znaleźć w takiej sytuacji i kolejne podejścia wypadną już lepiej.

Damian Woźniak

Rune Holta

Źródło artykułu: