Wychowanek rybnickiego RKM-u w siedmiu wyścigach zdołał co prawda wywalczyć w minioną niedzielę siedem punktów i bonus, ale jego rezultat nie odzwierciedla postawy na torze. Walka na łokcie czy też odważne i skuteczne ataki to dokonania właśnie Rafała Szombierskiego. - Rywal na pewno był wymagający. Ale ja i tak jestem z siebie zadowolony, bo w sumie z takimi dobrymi zawodnikami jakieś tam punkty zdobyłem. Szkoda tych zer. Może nie ja byłem wtedy winny - mówił po zawodach zawodnik. A o tym, że Szombierski potrafi pojechać z zębem dobitnie przekonał się chociażby Hans Andersen. Duńczyk w dziewiątym biegu został na wejściu w pierwszy łuk bezpardonowo potraktowany przez Rafała. Starcie było ostre i nawet można pokusić się o stwierdzenie, że na pograniczu faulu. Z drugiej jednak strony, żużel to sport dla wyjątkowo twardych i odważnych facetów. - Walki na torze się nie boję. Chciałbym tak jeździć do końca sezonu - komentował swoją ambitną i męską postawę na torze "Szumina".
O historii powrotu po przerwie do żużla w wykonaniu Szombierskiego napisano i powiedziano już wiele. W związku z tym na początku sezonu od Rafała kibice czy też zarząd częstochowskiego klubu nie wymagał wiele. Powoli jednak to Szombierski wyrasta na jednego z filarów Włókniarza, na pewno na częstochowskim obiekcie. Czy wobec tego Rafał nie czuje z czasem narastającego na jego osobę ciśnienia?- Wciąż jadę na luzie, tak jak na początku. Gdy się za bardzo stresuję to potem nie wychodzi - odpowiada ze spokojem jeździec "Lwów".
Abstrahując nieco od samej persony Rafała Szombierskiego. Obecny na pomeczowej konferencji prasowej Tai Woffinden oznajmił, iż jego dyspozycja była gorsza z powodu toru, który w ocenie Anglika był twardszy niż zawodnicy biało-zielonych oczekiwali. Co na to Szombierski? Zgadza się. Czy zatem wina leżała po stronie osób przygotowujących nawierzchnię? - Nie, to pogoda zawiniła. Toromistrze robili wszystko, co w ich mocy, no, ale nie da się przy takiej pogodzie utrzymać takiego toru jakbyśmy chcieli - odparł "Szumina". Aura rzeczywiście nie sprzyjała gospodarzom, którzy preferują tory przyczepne. Wiał bowiem dość silny wiatr i przede wszystkim mocno świeciło słońce, którego promienie szybko wysuszały nawierzchnię.
Włókniarz do konfrontacji z Unibaxem przystąpił bez kontuzjowanego Jonasa Davidssona. Czy jego nieobecność była według Szombierskiego kluczowa? - No właśnie nie wiem, jak żeśmy pojechali za Jonasa. Ile punktów zrobiliśmy? Gdy wyjaśniliśmy częstochowskiemu zawodnikowi, że w ramach zastępstwa zawodnika za Szweda zespół Jana Krzystyniaka wywalczył 7 "oczek", ten odparł: - Cóż, w takim razie sądzę, że może obecność Jonasa nic by nie dała.
Ekipę spod Jasnej Góry czekają dwa bardzo interesujące i zarazem wymagające spotkania. W czwartek "Lwy" odjadą zaległy pojedynek we Wrocławiu, gdzie nie daje im się najmniejszych szans na końcowy sukces, natomiast w niedzielę podejmą Unię Leszno. Wydaje się, zresztą przyznał to sam szkoleniowiec Włókniarza, Jan Krzystyniak, iż częstochowianie raczej nie są w stanie zatrzymać rozpędzonej leszczyńskiej lokomotywy. Nieco odmiennego zdania jest Szombierski. - Jakbyśmy mieli patrzeć tylko i wyłącznie ten sposób, że mamy przegrywać mecze, to po co w ogóle jeździć? Zawsze mamy taką nadzieję, że wygramy - stwierdził.
Na zakończenie drobna ciekawostka. W jednym z biegów Lewis Bridger wyjechał na sprzęcie Szombierskiego. Motocykl Rafała nie pomógł jednak Bridgerowi w wywalczeniu punktów. "Szumina" wyjaśnił, jaka była tego przyczyna. - Tak, dzisiaj pożyczyłem mu sprzętu. Ale to i tak za szybko wszystko się stało. Powinien mieć dwa ząbki wyżej założone, bo on jest bodajże o dwanaście kilogramów cięższy ode mnie, albo nawet więcej - oznajmił.