Nie mam liderów w zespole - wypowiedzi po meczu Betard WTS Wrocław - Unia Leszno

Unia Leszno wysoko pokonała we Wrocławiu Betard WTS 54:35. Wśród gospodarzy zawiedli wszyscy, a szczególnie zawodnicy z Grand Prix, Kenneth Bjerre i Jason Crump. - Na chwilę obecną nie mam liderów - mówił po meczu zmartwiony trener Betardu Marek Cieślak. Z kolei leszczynianie zaprezentowali się w stolicy Dolnego Śląska naprawdę solidnie, w ich składzie próżno było szukać słabych ogniw.

Sławomir Kryjom (dyrektor ds. sportowych Unii Leszno): Cieszymy się ze zwycięstwa, aczkolwiek na pewno to zwycięstwo nie przyszło łatwo. Wrocławski tor, szczególnie w drugiej części zawodów, stał się bardzo trudny. I wymagał od zawodników nie lada przygotowania kondycyjnego. Wygraliśmy pierwszy w tym sezonie mecz wyjazdowy i bardzo się z tego cieszymy, bo każdy punkt zdobyty na wyjeździe w naszej rodzimej ekstralidze jest na wagę złota.

Marek Cieślak (trener Betardu WTS Wrocław): Trudno, żeby mieć pretensje do zawodników tzw. drugiej linii. Można usprawiedliwiać takich żużlowców jak Maciek Janowski czy Leon Madsen, ale Jasona Crumpa czy Kennetha Bjerre... Przegrali te dwa ostatnie biegi, z zawodnikami - i nie mowie tu o Jarku Hampelu, czy o Kołodzieju, ale o Batchelorze i Balińskim - z którymi powinni wygrywać. W tym momencie nie mam liderów w zespole. Nie wiem czy to jest problem tego toru, ale z drugiej strony ten tor jest dla wszystkich jednakowy. Jest problem z tym torem, bo jest nowa nawierzchnia. Nie mogę go przygotować tak jak bym sobie tego życzył, ponieważ to wszystko jest nowe, było robione niedawno. W tygodniu dodaliśmy glinki, żeby się lepiej "trzymało", ale niestety to nie pomogło. Goście jechali na tym torze bardzo dobrze, ale nie mogę zrozumieć dlaczego Jason sobie na nim nie radzi. On takie tory zawsze kochał. Kenneth tez cały czas chciał, żeby ten tor był przyczepny i też sobie na nim nie radzi. Mam duży problem przed następnymi meczami. Jednak trzeba też powiedzieć szczerze i uczciwie, że trafiliśmy na "dzień dobry" na dwie bardzo mocne drużyny, które pretendują do tytułu mistrza Polski, Stal Gorzów i Unię Leszno. Szczególnie leszczynianie, oni właściwie nie mają w swoim składzie nikogo słabego. Martwi mnie to, że nasi liderzy po prostu nie wygrywają, bo bez nich meczu się nie wygra.

Jarosław Hampel (Unia Leszno): Dość dobrze i swobodnie czuliśmy się na tym torze, pomimo tego, że był dość ciężki. Faktycznie nie mieliśmy słabych punktów w zespole, tutaj słowa uznania należą się takim zawodnikom jak Troy Batchelor, który nie jest bardzo doświadczonym zawodnikiem, czy Jurica Pavlić. Nie było luk w zespole i to był klucz do zwycięstwa. Ale też zespół wrocławski pozwolił nam pojechać tak dobrze. Wygrywaliśmy starty, byliśmy zmobilizowani, wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ale po prostu lepiej jechaliśmy na tym torze.

Leon Madsen (Betard WTS Wrocław): Swój występ podsumowałbym jako niezły. Siedem punktów to rezultat może nie oszałamiający, bo mogłem dorzucić kilka punktów więcej, pojawiły się też drobne błędy. Wiedzieliśmy, że to będzie ciężki mecz, wiedzieliśmy, że Leszno to dobry zespół. Zabrakło dzisiaj Piotrka Świderskiego, to miało duży wpływ.

Janusz Kołodziej (Unia Leszno): Każdy jedzie jak może. Akurat dzisiaj walczyliśmy na trasie, mieliśmy starty nienajgorsze, najważniejsze, że wygraliśmy, z tego się cieszymy. Nie powiedziałbym, że było to łatwe zwycięstwo, wynik jest trochę złudny. We Wrocławiu jest całkowicie inny tor, ta nawierzchnia została tutaj świeżo położona, gospodarze nie czują się jeszcze na niej dobrze i dlatego mają jeszcze te problemy. Jednak z meczu na mecz będą się czuć coraz lepiej i będą w końcu wygrywać mecze na tym torze. Moja forma w ostatnich dniach jest coraz lepsza, cóż, mam nadzieję, że nie przeminie za szybko.

Maciej Janowski (Betard WTS Wrocław): Ciężko wskazać indywidualnie kto zawiódł. Zawiodła cała drużyna. Moje osiem punktów nie jest wynikiem, który mnie satysfakcjonuje. W poprzednich zawodach zdobywałem więcej punktów, a wciąż chcę jeździć coraz lepiej, stawiam sobie wysoko poprzeczkę. W tym biegu, w którym zanotowałem upadek, wpadliśmy z Troyem w tą samą "dziurę", z niej było ciężko się wydostać. Całe szczęście, że nie "zabrałem" tam ze sobą Jarka Hampela, bo byłoby wtedy mogłoby się to gorzej skończyć. Wiem, że to była moja wina, bo upadłem sam, nikt mnie nie atakował, nikt mi nie przeszkodził. Ja wpadłem w koleinę, akurat tam był Jarek, jeszcze o niego zahaczyłem. Wydaje mi się zatem, że decyzja sędziego dobra.

Komentarze (0)