Gdy w 2019 roku poinformowano, że prawa do organizacji żużlowego cyklu Grand Prix przejmuje globalna marka Warner Bros. Discovery z USA, wszyscy spodziewali się totalnej rewolucji, otworzenia się na nowe rynki. Żużel miał równać do MotoGP, a żużlowcy przez cały rok rywalizować na wszystkich kontynentach. Dziś brzmi to jak żart. Po trzech sezonach nie udało się tak naprawdę zrealizować żadnego z celów, a od nowego promotora zaczynają się odwracać sponsorzy, kibice, a nawet zawodnicy.
Choć Bartosz Zmarzlik już pięciokrotnie triumfował w mistrzostwach świata, to nawet w naszym kraju te zawody zaczynają wzbudzać coraz mniejsze emocje.
Początkowo promotorzy tłumaczyli się pandemią, ale dziś na takie wymówki działacze i kibice reagują już tylko uśmiechem politowania. Na poziom zawodów Grand Prix narzekają już nie tylko fani żużla, ale także sami zawodnicy. Choć tuż po przyjściu nowego promotora dostali sporą podwyżkę, to im też powoli kończy się cierpliwość, a walka o mistrzostwo świata nie sprawia aż takiej przyjemności.
Już wiadomo, że w tym roku z reklam na kevlarach zawodników zrezygnowała spółka Infinite Reality, a organizatorzy nie zdołali znaleźć nikogo w jego miejsce. W czwartym sezonie rządów Warner Bros. Discovery Sports musi przyznać się do porażki, a w miejsce logo dla największego sponsora musi wstawić logo... mistrzostw świata. Szacuje się, że z tego powodu w budżecie mistrzostw świata może zabraknąć przynajmniej kilkuset tysięcy dolarów. Gdy zapytaliśmy o to przedstawicieli Grand Prix, to otrzymaliśmy jedynie zdawkową odpowiedź, że spółka Infinite Reality pozostaje partnerem GP.
To jednak i tak nic w porównaniu do tego, co może się zdarzyć przed kolejnym sezonem. Choć nikt z władz giganta napojów energetycznych Monster nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem, to nieoficjalnie przedstawiciele firmy wysyłają sygnały, że nie są zadowoleni z kształtu mistrzostw świata i dotychczasowej współpracy z promotorem. Ten rok z kolei jest ostatnim rokiem obowiązywania dotychczasowej umowy, która wedle nieoficjalnych informacji ma opiewać nawet na milion dolarów rocznie.
ZOBACZ WIDEO: Kasprzak otrzymał propozycje od zawodników GP. To dlatego zdecydował się je odrzucić
Z naszych informacji wynika, że spółka obecnie bardzo mocno rozważa wycofanie się z cyklu Grand Prix i zmianę strategii. Gdyby tak się stało, to promotorzy mistrzostw świata otrzymaliby cios, po którym mogliby się już nie podnieść.
Powoli można już zacząć mówić o serii porażek, bo przecież tegoroczny cykl będzie pierwszym od ponad 20 lat, w którym nie będzie legendarnej rundy na dużym stadionie w Cardiff. Zainteresowanie kibiców było coraz mniejsze, aż ostatecznie turniej przestał się opłacać. tegoroczne zawody przeniesiono więc na kameralny obiekt w Manchesterze. Za rok z kolei z kalendarza GP zniknie ostatni wielki obiekt, czyli PGE Narodowy. Polacy uznali, że lepiej zrobić sobie przerwę i zorganizować finał Drużynowego Pucharu Świata. Strata dwóch wizytówek cyklu na pewno nie ułatwi rozmów z potencjalnymi sponsorami.
Co więcej, w Polsce coraz częściej mówi się o tym, że dość żużla mogli być mieć sami promotorzy z Warner Bros. Discovery Sports. Choć nikt tego nie potwierdza, to może się okazać, że promotor wcale nie musi zostać przy żużlu aż do końca obecnej umowy, czyli do 2031 roku.
Przez dziwne decyzje przedstawiciela FIM Armando Castagny do cyklu Grand Prix dość mocno zrazili się polscy kibice, a bez pieniędzy z Polski trudno myśleć o budowie pełnowartościowego produktu.
Obecnie nic też nie słychać o jakichkolwiek planach wyjścia z cyklem poza Europę. Jak dotąd nie udało się zorganizować choćby jednej rundy w Australii, o USA czy innych krajach nawet nie wspominając. Nowy promotor przedstawiał okres swoich rządów jako nadejście nowej ery żużla, a na razie takie hasło nie kojarzy się nikomu z niczym dobrym. Najnowsze zmiany regulaminowe nie dość, że są zupełnie niezrozumiałe, to grożą wypaczeniem sportowej rywalizacji. Przez bezsensowne zaczerpnięcie wzorców z innych dyscyplin motosportu w tym roku może dojść do wypaczenia rywalizacji o mistrzostwo świata, a kluczowe wcale nie muszą być bezpośrednie pojedynki zawodników na torze w czasie turniejów, a czasy wykręcane samotnie podczas porannych kwalifikacji.
- Mam wrażenie, że nie takich zmian spodziewali się kibice i sami zawodnicy. Większość turniejów można oglądać tylko w internecie, a że poziom sportowy jest tak słaby, to nawet mi nie chciało się wykupować pakietu. Myślę, że w najbliższym sezonie podobnie postąpi znaczna większość fanów żużla w Polsce. Jeśli z kolei my mamy dość takiego ścigania, to trudno pokładać nadzieję w Niemcach, Czechach czy Szwedach, bo przecież tam ten sport zaczyna odgrywać marginalne znaczenie - przyznaje były selekcjoner reprezentacji Polski Marek Cieślak.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty