Przykuł się do kaloryfera i domagał się wypłaty zaległości. To była przemyślana akcja

PAP / Jacek Bednarczyk / Na zdjęciu: Arkadiusz Zaremba (z lewej) i Remigiusz Wronkowski
PAP / Jacek Bednarczyk / Na zdjęciu: Arkadiusz Zaremba (z lewej) i Remigiusz Wronkowski

Obchodzący właśnie 48. urodziny Remigiusz Wronkowski wielkim żużlowym talentem nie był, ale jest historia, która sprawiła, że został na wiele lat zapamiętany przez kibiców. Wszystko za sprawą przykucia do kaloryfera w celu odzyskania pieniędzy.

W tym artykule dowiesz się o:

To była dokładnie przemyślana akcja. Bohaterów było dwóch: Remigiusz Wronkowski i Arkadiusz Zaremba. Obaj zabrali ze sobą karimaty i udali się do siedziby Wandy Kraków, aby upomnieć się o zaległe wynagrodzenie. Przypięli się kajdankami do grzejnika i rozpoczęli strajk głodowy.

Niektórzy porównywali ich zachowanie do scen z kultowego serialu "Alternatywy 4", gdzie postać grana przez Bronisława Pawlika, czekając na przydział mieszkania, zamieszkała w sekretariacie spółdzielni i pomagała pracownikom. W przypadku żużlowców Wandy było podobnie – w trakcie protestu odbierali telefony i pomagali osobom odwiedzającym siedzibę klubu.

ZOBACZ WIDEO: Żadnego gwiazdorzenia. Takie zadania będzie miał u swojego podopiecznego Kasprzak

Klub zalegał im 30 tys. zł

Arkadiusz Zaremba i Remigiusz Wronkowski zdecydowali się na tak radykalne kroki, ponieważ klub był im winien pokaźną sumę - ponad 30 tys. zł, a dodatkowe odsetki niemal podwajały tę kwotę. Na przełomie 2000 roku były to pieniądze, które mogły zapewnić zawodnikom normalne funkcjonowanie. Brak uczciwości ze strony działaczy sprawił, że żużlowcom zaczęło brakować środków do życia.

- Będziemy tu siedzieć, aż sprawa zostanie rozwiązana - mówił Zaremba w rozmowie z krakowską "Gazetą Wyborczą". Ówczesny prezes klubu, Józef Ciesielski, zapewniał, że Wanda "nie uchyla się od długu", ale liczył na kompromis ze strony zawodników.

Zaremba i Wronkowski reprezentowali Wandę w latach 1998-1999, lecz przez kilkanaście miesięcy nie otrzymywali należnych im pieniędzy. W akcie desperacji postanowili więc rozpocząć głodówkę. Klub zareagował, powołując specjalną komisję mającą na celu "wyjaśnienie wzajemnych zobowiązań finansowych".

Działacze ich oskarżyli

Doszło nawet do absurdalnej sytuacji, gdy działacze oskarżyli żużlowców o długi wobec klubu. Według nich Wronkowski i Zaremba nie rozliczyli się z zaliczek i nie stawili się na jeden z meczów ligowych, co skutkowało walkowerem oraz karą finansową dla klubu. Działacze wydali nawet oficjalne oświadczenie, w którym twierdzili, że zawodnicy podpisali deklaracje o startach "bez wynagrodzenia, z uwagi na trudną sytuację finansową klubu".

"Zarząd K.S. 'Wanda' po analizie przygotowanej przez komisję, w której skład weszli m.in. główna księgowa i prawnik, podejmie stosowne decyzje. Mając na względzie dobro naszego klubu oraz krakowskiego żużla, zwracamy się do zawodników Pana Arkadiusza Zaręby (w oświadczeniu błędnie zapisano nazwisko - przyp. aut.) i Remigiusza Wronkowskiego o opuszczenie pomieszczeń klubu, by nie zakłócali jego funkcjonowania" - napisano w komunikacie.

Na takie stanowisko natychmiast zareagował Wronkowski. - To, co napisali w komunikacie, to kłamstwo i chamstwo. Teraz dopiero się zacznie! Nie wyjdziemy stąd, dopóki nie dostaniemy pieniędzy, albo nie zabierze nas karetka. Jaki walkower przez nas? - cytował go serwis krakow.naszemiasto.pl.

Działacze nawiązywali do spotkania w Ostrowie Wielkopolskim, które zakończyło się walkowerem. Wronkowski i Zaremba mieli usłyszeć od władz klubu, że nie powinni przyjeżdżać na kolejne mecze, bo "są dla klubu zbyt kosztowni". Potem okazało się, że Wanda nie była w stanie skompletować składu i próbowała w ostatniej chwili namówić zawodników do startu.

- Nie byliśmy w stanie w tak krótkim czasie dotrzeć z Torunia do Ostrowa, zwłaszcza że nasze motocykle były w opłakanym stanie. Regulamin rozgrywek jasno mówi, że zawodnik musi otrzymać informację o zawodach przynajmniej 48 godzin wcześniej. Panowie z Wandy próbują nas sprowokować, ale nie damy się - komentował Wronkowski.

- Mają nas w du**e - nie krył oburzenia Wronkowski, twierdząc, że działacze całkowicie zignorowali protest. Nikt nie zapytał ich o stan zdrowia ani nie zaoferował pomocy. - Niech sobie siedzą, nikt ich stąd nie wyrzuci - ripostował prezes Ciesielski.

Święta w klubie

Zaremba pokazał mediom dokument z końca 1999 roku, w którym klub zobowiązał się do wypłaty należnych pieniędzy. Po roku od tego momentu zawodnicy nie zobaczyli ani złotówki. - Jeśli coś nam się stanie, to odpowiedzialność spadnie na Wandę! - podkreślali żużlowcy, którzy nie chcieli pozywać klubu, by nie ponosić dodatkowych kosztów.

Byli gotowi zrezygnować z odsetek (blisko 30 tys. zł), jeśli tylko otrzymają podstawowe wynagrodzenie z kontraktu (30 tys. zł). Proponowali też wzięcie motocykli w ramach rekompensaty za długi klubu. Ciesielski natomiast kwestionował ich głodówkę.

- To nieprawda. Mój kolega Arkadiusz Zaremba już gorzej się czuje, mnie też mdli. Nie wiem, jak długo tu jeszcze wytrzymamy - odpowiadał Wronkowski, który uważał, że "zwierzęta traktuje się lepiej niż ich". Ostatecznie Zaremba, po dziewięciu dniach głodówki, trafił na dobę do szpitala. Po wyjściu wrócił do siedziby klubu, by dalej wspierać Wronkowskiego. W niecałe dwa tygodnie schudł 10 kg.

- Dostał kroplówki. Najpierw przyjął kleik, a potem pierwszy posiłek. To skandal, że prezes klubu sugerował, jakoby chłopcy udawali głodówkę. Przekonałem syna, by jej nie kontynuował, bo to nie miało sensu - mówił dla serwisu krakow.naszemiasto.pl Krzysztof Zaremba, ojciec zawodnika. Po tym wydarzeniu żużlowcy kontynuowali protest, ale już bez odmawiania jedzenia.

Protest trwał ponad miesiąc. Żużlowcy pojawili się w siedzibie Wandy Kraków pod koniec listopada 2000 roku i opuścili ją dopiero w styczniu 2001. Wigilię spędzili w klubowej salce. - Było nam bardzo smutno. Odwiedzali nas znajomi, dostaliśmy stroik, mieliśmy świąteczne potrawy, ale to nie to samo, co święta w domu - mówił Zaremba.

Zakończenie protestu było efektem tego, że działacze przez miesiąc nie wykazali żadnej chęci rozmowy. Wronkowski i Zaremba uznali więc, że dalszy protest nie ma sensu. - Nie wiemy, co robić dalej. Ci ludzie są nie do ruszenia. Musimy skonsultować się z prawnikiem - przyznał żużlowiec.

Po kilku tygodniach zawodnicy wrócili do Krakowa, licząc na rozwiązanie sprawy. - Na razie nie mamy środków, ale są sposoby na spłatę - zapewniał Stanisław Rudzki, kierownik sekcji żużlowej Wandy.

Dla Zaremby nie były to jedyne problemy z klubami. W stołecznej Gwardii również nie otrzymał należnych pieniędzy. - Atmosfera w zespole była świetna, ale kwestie finansowe były nie do przeskoczenia - podsumował w "Tygodniku Żużlowym".

Komentarze (6)
avatar
FALUBAZ-KING
6 h temu
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Tak powinien zrobić Świst w luplinie :) Może w końcu by mu wpłacili zaległa kase 
avatar
Don Ezop Fan
8 h temu
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Na pewno byl lepszy niz kreowany przez Czekanskiego na mistrza swiata Jarek Krzywosz;) 
avatar
kowjanko
9 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W 98' to Wrona jeszcze w Apatorze jezdzil 
avatar
Daniel Cz
10 h temu
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Witcz..yk, odgrzewany temat, niedawno byl 
avatar
Twardzi Jak Beton
11 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Hahaha.Chociaz Wronkowski miał na torze jakieś ,przebłyski,to faktycznie tą akcją został zapamiętany:))) Wyobraźcie sobie np.Zmarzlika przy kaloryferze? Jechać już liga!:))) 
Zgłoś nielegalne treści