Bartosz Zmarzlik jest trzecim - po Jerzym Szczakielu i Tomaszu Gollobie polskim żużlowcem, któremu udało się zostać najlepszym jeźdźcem globu. Wychowanek Stali Gorzów jest niewątpliwie numerem jeden na świecie i zbliża się do wielkich legend czarnego sportu. W tym roku stanie przed szansą wywalczenia szóstego złotego medalu w Grand Prix, co pozwoli mu wyrównać wyniki Tony'ego Rickardssona oraz Ivana Maugera.
- Bartek może jedynie sam sobie przeszkodzić. Jemu pozostaje walka z samym sobą, bo w tej stawce zawodników nie widać kogokolwiek, kto mógłby Bartkowi zagrozić - mówi otwarcie w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym" Jan Krzystyniak, były zawodnik, a obecnie ekspert.
Zielonogórzanin, który dwukrotnie gościł w finałach IMŚ i w obu przypadkach (1987, 1990) zajmował szesnaste miejsce, podziela zdanie wielu kibiców czarnego sportu. - Przecież nie ma Madsena, Sajfutdinowa czy Łaguty, a ewentualnie wśród kogoś z tej trójki, można byłoby szukać kandydata, który może odebrać Bartkowi ten złoty medal i kolejny tytuł mistrzowski - zauważa Krzystyniak.
- Zmarzlik będzie ścigał się ze sobą. On śrubuje jakieś swoje rekordy i osiągnięcia i nikt nie jest w stanie mu w tym przeszkodzić. Nie ma w stawce zawodnika już nawet nie tyle o podobnych, co nawet zbliżonych umiejętnościach - komentuje 67-latek.
ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski