Po bandzie: Bogaci i biedni. Trzecia liga do kosza! [FELIETON]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek

- Musimy sobie postawić pytanie, a najlepiej też znaleźć na nie odpowiedź - czy ważniejszy jest żużel, czy może żużlowcy? Czy mamy ratować ośrodki żużlowe, czy jednak żużlowców? - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber

Ciekawy ten polski żużel. Polski, czyli światowy, bo w odniesieniu do tej akurat dyscypliny sportu oba przymiotniki można, a nawet należy, stosować zamiennie. Tego samego dnia czytamy o gwiazdach oddających się golfowi w Dubaju, pływających jachtami i jedzących w najlepszych restauracjach świata, a z drugiej strony - o zawodnikach, którzy nie wiedzą, czy jechać na trening, bo w drodze powrotnej może zabraknąć paliwa w baku. A jeśli jakiś dobry człowiek zatankuje nam samochód do pełna, to jego wartość wzrośnie dwukrotnie…

W sumie nie ma się czemu dziwić. Ci, którzy latają do Dubaju to jednak elita tego sportu i mistrzowie świata, bez nich nie byłoby nic. Mają prawo i dobrze zarabiać, i godnie żyć. A ci, którzy Dubaj widzieli tylko na YouTubie, to jednak zawodnicy z trzeciego poziomu rozgrywkowego.

A może nie stać nas na trzy szczeble rozgrywkowe? Może te dysproporcje są zbyt duże i zbyt bolesne? No bo przecież zdarza się, że ci trzecioligowcy potrafią i jedną ręką pokonać tych, co lekką ręką wydają na bilety lotnicze do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Żeby nie być gołosłownym, podam przykład Roberta Chmiela i jego występu w chorzowskiej rundzie Indywidualnych Mistrzostw Europy. Albo Bena Cooka - w Pile nie zrobili nic, by został odkryciem najniższej ligi, więc został w Lesznie najwyższej.

ZOBACZ WIDEO: Czy to powód słabszej formy Janowskiego? Zawodnik odpowiada

Przykro się czyta o klubach i o prezesach, którzy dyscypliny finansów oraz obietnic złożonych pracownikom dotrzymują wyłącznie w końcówce października czy też na początku listopada. Co gorsza, poziom rozgrywek nie ma tu znaczenia, choć niektórzy przekonują, że w najbardziej błogiej rzeczywistości żyją sternicy klubów trzecioligowych. Tzn. w przeświadczeniu, że niżej już spaść nie można, więc są bezpieczni. A poza tym nikt im nie może nic zrobić i z żużlowej mapy Polski nie wykreśli również dlatego, że z trzech drużyn rozgrywek żużlowych ulepić nie sposób. Nie wiem, czy rzeczywiście powinniśmy wrzucać wszystkich trzecioligowych prezesów do jednego worka. Z pewnością nie. Natomiast fakty są takie, że wszystkie polskie ośrodki z tego szczebla – tarnowski, opolski, gnieźnieński i pilski – nie są w stanie o czasie dopiąć koszuli. A to daje do myślenia.

Musimy sobie wobec tego postawić pytanie, a najlepiej też znaleźć na nie odpowiedź - czy ważniejszy jest żużel, czy może żużlowcy? Czy mamy ratować ośrodki żużlowe, czy jednak żużlowców? Trudna sprawa, bo jednak wszystkim nam zależy, by warczeli w jak największej liczbie miast. A z drugiej strony - w niektórych miastach głośniej warczą na siebie szefowie klubów i zawodnicy, przekrzykując się, kto mówi prawdę w temacie wypłaty pensji. Przykro o tym czytać.

Jeśli jednak chcemy ratować żużlowców, to pewnie czas najwyższy zlikwidować tę kadłubową trzecią ligę, nie wiedzieć czemu nazywaną Krajową Ligą Żużlową, a zrzeszającą też kluby z Łotwy czy Niemiec. Pora powiększyć ekstraligę do dziesięciu ekip, a całą resztę umieścić na zapleczu. A dokładniej rzecz biorąc, nie całą resztę, lecz tylko tych uczciwych. Jeśli takich ekip uzbiera się dwanaście, to super. Jeśli dziesięć czy osiem, też dobrze. A i z siedmioma damy sobie radę. Niech to będą jednak kluby wypłacalne, szanujące swoich pracowników. Przez cały rok, a nie wtedy tylko, gdy opadają liście i ważą się losy licencji na kolejny sezon.

Tylko nie piszcie, proszę, o dysproporcjach i niebezpiecznych wynikach w granicach 60:30. Na tym generalnie sport polega, że można kogoś pokonać nieznacznie lub zdecydowanie. A te wysokie wygrane czy też bolesne porażki również mają swój smak. I od zawsze towarzyszą wydarzeniom sportowym, jakkolwiek byśmy się starali ich poziom wyrównać. Zresztą, taka moja naiwna wiara, że gdyby stworzyć system dwupoziomowy i te zespoły z niższej ligi również wspierać konkretnym pieniądzem z tytułu umowy telewizyjnej, a nie jedynie ochłapami, to te różnice mogłyby się nieco zatrzeć. A przy większej liczbie spotkań stawka za punkt mogłaby ulec pewnemu obniżeniu.

Oczywiście, to tylko teoria, bo biznes sportowy łatwy w prowadzeniu nie jest i nigdy nie mamy takiej sytuacji, że wszędzie jest różowo. W każdym razie warto by zaprowadzić porządek i trzymać się jednego, prostego systemu przez lata, raz na zawsze. Nie mieszać, nie zmieniać, tylko przyzwyczaić do niego kibica i sobie tak trwać.

Wojciech Koerber

P.S. Podobają mi się spodziewane lokalizacje SEC-u 2025: Leszno, Bydgoszcz, Gustrow i Pardubice. No kiedy, jak nie teraz, Panie Janku! Kiedy sięgnąć po złoto, Panie Janku Kołodzieju. Choć akurat teraz ważniejsze będzie co innego - zespołowy biznesplan, nie osobisty.

Komentarze (12)
avatar
Andy_Faya
9.12.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
kiepsko to wygląda, kiedy komentarze nie popierające tezy autora nie są umieszczane na stronie. 
avatar
tomas68
5.12.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
likwidacja czy przemianowanie zasad i dopuszczalności innych tańszych rozwiązań które niekoniecznie muszą pochodzić z rygoru nakazu FIMu. 
avatar
Uriel
5.12.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie Wojciechu jak zwykle super artykuł. Pozdrawiam serdecznie. 
avatar
galeon44
5.12.2024
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Może czas na ogólnopolską debatę na ten temat, do której trzeba zaprosić prezesów ekstraligi, klubów oraz znawców tematu. Moim zdanie trzy poziomy to obecnie powolny zgon KLŻ 
avatar
Sebastian Zelek
5.12.2024
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Odpowiadając na artykuł Koerbera, warto zauważyć, że kibice są sercem finansowym żużla. Ich zaangażowanie pozwala na utrzymanie drużyn i organizowanie wydarzeń. Zgadzam się, że w niektórych klu Czytaj całość