Drugiego listopada Artur Mroczka obchodził 35. urodziny. W tym roku wrócił do żużla i pokazał, że stać go jeszcze na wiele. Jednak ostatnie lata dla wychowanka GTŻ-u Grudziądz łatwe nie były.
Blisko czołówki, ale bez przełomu
Początek kariery Mroczki był dynamiczny. Kibice pasjonujący się żużlem mogą pamiętać jego występ w Stralsund, gdzie zdobył tytuł Mistrza Europy Juniorów, pokonując m.in. Macieja Janowskiego i Artioma Łagutę. Drużynowo także osiągnął sukcesy, zdobywając złote medale w Mistrzostwach Świata Juniorów w Holsted (2008) i Gorzowie (2009).
Obecnie Janowski i Łaguta to światowej klasy zawodnicy. Co sprawiło, że Mroczka, który kiedyś śmiało z nimi rywalizował, nie rozwinął kariery na podobnym poziomie? Twierdzi się, że sukces w żużlu wymaga spokoju, pokory, chęci do pracy i skupienia. Tymczasem Mroczce przypisywano brak każdego z tych elementów.
ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. "Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja"
Jego pewność siebie dała o sobie znać w Grudziądzu, gdzie rozpoczęły się problemy. Zawodnik miał trudności z podporządkowaniem się zasadom i zachowaniem wymaganej pokory, co zakończyło się rozstaniem z klubem, który nie zamierzał tolerować jego postawy.
Kibice GKM-u Grudziądz nadal wygwizdują Mroczkę, gdy pojawia się na Hallera 4, choć początkowy konflikt dotyczył zarządu klubu. W 2010 roku sprawy zaszły tak daleko, że nie było pewności, czy Mroczka wystąpi w rundzie finałowej, ponieważ przed play-offami brakowało mu motywacji. Do tego zarzucano mu brak odpowiedniego stylu życia.
Eksperci i kibice twierdzą, Mroczka to osoba o dwóch obliczach. Dla przykładu były żużlowiec Ryszard Dołomisiewicz dostrzegał zarówno jego cechy, które mogą nie przypaść do gustu, jak i wiele pozytywnych stron.
- Powiem wprost. Współpraca z Arturem nie sprawiała mi problemów. Nigdy nie mieliśmy poważnych konfliktów. Jest specyficzny, ale profesjonalny. To, co robi poza torem, mnie nie interesuje, a jego charakter i zachowanie nie wpływają negatywnie na karierę. Jako zawodnik potrafi zmobilizować drużynę, podtrzymać na duchu i przypomnieć, że "mamy jeszcze jeden wyścig do ukończenia". Taka motywacja często okazywała się skuteczna - powiedział jedyny Polak, który uczestniczył w finale IMŚ w Chorzowie w 1986 roku.
Nie wykorzystał szansy
Pierwszym ważnym momentem w karierze Mroczki było odejście z GKM-u i niezbyt udane przejście do ekstraligowej Stali Gorzoów. Przeskok z poziomu juniorskiego na ekstraligowy jest wyzwaniem dla wielu zawodników, a w tym przypadku przyniósł mieszane rezultaty. Stal zdobyła brąz, ale Mroczka osiągnął średnią biegową 1,114, co nie było imponujące. W kolejnym sezonie praktycznie nie startował, co spowolniło jego rozwój.
Kariera Mroczki spowolniła, ale może nie bezpowrotnie. Niełatwo przewidzieć dalsze losy Artura Mroczki. Zawodnik unika mediów i kontrowersji, nie pojawiając się już często na czołówkach gazet. Swego czasu głośno było o jego konflikcie z działaczami Wybrzeża Gdańsk. Wywiady, których wtedy udzielał, z pewnością mu nie pomagały.
Teraz milczy. Czy to dobry sposób na sukces? Trudno stwierdzić, a pamięć o jego dawnych konfliktach utrudnia pozyskanie poważnych sponsorów. Jego charakter bywa przeszkodą, ale też wyróżnia go na tle innych.
Są tacy, którzy akceptują go takim, jaki jest - autentycznego, pełnego pasji, choć impulsywnego człowieka zakochanego w żużlu. Nadal ma swoich fanów, o czym można było się przekonać, obserwując trybuny w Pile w minionym sezonie. Jest szansa, że kibice zobaczą go w barwach Polonii Piła także w przyszłym roku.