Po zakończeniu kariery koszykarskiej Marcin Gortat częściej niż w halach koszykarskich jest widywany na stadionach... żużlowych. Wcześniej pełnił rolę jednego z ambasadorów firmy bukmacherskiej, a teraz pojawia się już jako kibic Orlen Oil Motoru Lublin i przyjaciel jednego z czołowych zawodników 2. Ekstraligi Rohana Tungate'a.
Sam Gortat przyznaje, że w jego życiu żużla jest obecnie bardzo dużo, a on sam stara się na bieżąco śledzić wszystkie rozgrywki. Dość często ogląda też zawody na żywo. Już kilka lat temu próbował swoich sił jako menedżer Tungate'a, więc nie ma się więc co dziwić, że naturalnym krokiem byłaby chęć przejęcia jednego z klubów i próba doprowadzenia go do dużych sukcesów.
Okazja pojawiła się sama, bo obecnie na sprzedaż jest klub w jego rodzinnym mieście. Kontrowersyjny biznesmen z branży pogrzebowej Witold Skrzydlewski już jakiś czas temu ogłosił, że jest gotowy sprzedać ośrodek za złotówkę nawet bezdomnemu. Co na to Gortat?
- Wiele osób w Polsce namawiało mnie do przejęcia Orła Łódź. Nawet prezes mistrzów Polski, Motoru Lublin Jakub Kępa wprost powiedział: "Marcin, weź ten Orzeł, ja ci pomogę. Odbudujesz żużel w Łodzi". Przemyślałem to i nie chcę jednak wchodzić w żużel. Ja nie znam się aż tak na tej dyscyplinie, a to, że mam sporo pieniędzy nie oznacza automatycznie, że wrzucę je teraz w żużel i pierwszoligowy zespół w Łodzi. Tam jest do wykonania spora praca i musi się znaleźć osoba, która będzie gotowa wyłożyć duże pieniądze i będzie wiedziała, co zrobić. Naprawdę bardzo dobrze mi na emeryturze i raczej nie chcę tego zmieniać. Nie marzę o przejęciu jakiegokolwiek klubu - przyznał 40-latek w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji
Negocjacji w sprawie przejęcia klubu nie ułatwiałyby raczej kiepskie relacje z samym Skrzydlewskim. Obaj panowie mieli okazję poznać się bliżej kilka lat temu, gdy Gortat mocno pomagał Tungate'owi, a ten jeździł właśnie w Orle Łódź. Skrzydlewski wprost oskarżył wtedy Gortata o to, że swoimi działaniami niszczy karierę podopiecznego.
- Relacje z Witoldem Skrzydlewskim są trudne. Ja go szanuję, bo włożył w ten klub dużo pieniędzy, a kibice na koniec go zwyzywali i to było bardzo nie fair. Rozumiem, że on nie zawsze jest miły, ale to nie był dobry sposób na pożegnanie. Obserwuję żużel jako kibic i nie sądzę, by kiedykolwiek się to zmieniło. Mogę pomóc chłopakom z Motoru zepchnąć motocykl z toru. Nic więcej w żużlu raczej ze mnie nie będzie. Trudno też mówić, bym kiedykolwiek był menedżerem żużlowym, bo jeśli tak o sobie mówiłem, to raczej w żartach. Po prostu chciałem pomóc Rohanowi Tungate’owi, kiedy był on praktycznie sam - dodaje Gortat.
Choć H.Skrzydlewska Orzeł Łódź został wystawiony na sprzedaż już ponad miesiąc temu, to wciąż nie znalazł się nikt, kto gotowy byłby przejąć ośrodek po Skrzydlewskim. Jeden z najpotężniejszych przedstawicieli branży pogrzebowej w Polsce ma już dosyć tej dyscypliny i, jak sam mówi, nie chce przeznaczać w kolejnych latach po trzy miliony złotych na utrzymanie drużyny. Powodem zniechęcenia jest fatalna frekwencja na domowych meczach w Łodzi (około trzy tysiące widzów) oraz słabe wyniki zespołu.
Choć były koszykarz wykorzystuje swoją popularność do komentowania bieżących wydarzeń politycznych, to w najbliższej przyszłość nie interesuje go też kariera w polityce. Wkrótce jednak Gortat może się nieco mocniej zaangażować w działania Polskiego Związku Koszykówki. Wspólnie z grupą byłych koszykarzy zamierza wesprzeć kandydaturę jednego z działaczy na stanowisko prezesa PZKosz. Co ważne, kandydat ten ma być w opozycji do dotychczasowego prezesa, czyli Radosława Piesiewicza, który był wielokrotnie w ostatnim czasie krytykowany przez Gortata.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty