Rewelacyjna postawa tego zawodnika i 12 punktów nie były przypadkiem, bo żużlowiec w tygodniu poprzedzającym zawody wykonał gigantyczną pracę, a także sporo zaryzykował. Choć cały sezon startował na silnikach Ryszarda Kowalskiego, to tuż przed kluczowym spotkaniem zdecydował się zamówić jednostkę napędową od Briana Kargera i właśnie ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę.
Nie wszystko jednak poszło łatwo, bo zawodnik musiał włożyć sporo pracy na treningach, by rozszyfrować nowy silnik.
- Najwięcej pracy mieli moi mechanicy, bo na każdym treningu brudziłem dwa, trzy motocykle, a każdy myje i składa się około sześciu godzin. Trenowałem czwartek, piątek i sobotę. W tym czasie mogę powiedzieć otwarcie, że przerzuciłem wszystko, co miałem w warsztacie. Testowałem pięć silników, by zobaczyć, który jest najlepszy. Chciałem być pewny sprzętu, na którym rozpocznę zawody i to się udało - przyznał Paweł Przedpełski w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Przyjemski, Miśkowiak i Rusiecki
Przedpełski nie jest jedynym żużlowcem, który odnalazł prędkość tuż po przesiadce na zupełnie inne silniki. Podobnie mieli choćby Jakub Miśkowiak, Mateusz Cierniak, Dominik Kubera, Martin Vaculik. Duże problemy mają także lojalni klienci Kowalskiego, czyli Jack Holder i Szymon Woźniak.
- Po meczu w Gorzowie czułem frustrację i dlatego postanowiłem działać natychmiast - przyznaje Przedpełski. Od razu jednak dodaje, że wciąż chce współpracować z RK Racing i jest przekonany, że problemy są tylko przejściowe.
W czwartek zespół Apatora trenował na jednym z innych torów, a wszystko po to, by przygotować się do piątkowego meczu w Lublinie.