- Po sytuacji w Gorzowie nigdy nie może być już sytuacji, że zawodnicy odmówią jazdy. Moim zdaniem nie można za każdym razem uderzać w autorytet sędziego, który po coś jest. Według mnie Michał Sasień nie popełnił błędu - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Marcin Majewski.
Chce podtrzymania kary
Przypomnijmy, że 28 maja na stadionie im. Edwarda Jancarza miał odbyć się pojedynek ebut.pl Stalą z ZOOleszcz GKM-em. Arbiter tej potyczki po czterech godzinach ogłosił obustronny walkower po tym, jak żużlowcy obu drużyn odmówili jazdy. W związku z tą sytuacją Komisja Orzekająca Ligi ukarała zawodników.
Wszyscy seniorzy otrzymali kary pieniężne w wysokości po 50 tysięcy złotych każdy, a juniorzy po 10 tysięcy zł każdy. Dodatkowo nałożono karę zawieszenia na okres jednego miesiąca oraz postanowiono zawiesić wykonanie kary zawieszenia na okres jednego roku. Wiadomo już również, że wszyscy żużlowcy złożyli odwołanie od tej decyzji. Były szef żużla w Canal+ ma jednak nadzieję na brak werdyktu łagodzącego.
ZOBACZ WIDEO: "Kompletnie niezrozumiałe". Kibice niepotrzebnie spędzili na stadionie cztery godziny
- Jeśli mamy zawodnikom zmieniać kary, to jak ma się czuć Waldemar Sadowski? Prezes Stali chciał jechać. To byłoby również uderzenie w jego autorytet i woda na młyn dla żużlowców. Szanuję ich za to, co robią, ale oni muszą też szanować innych. Stwarza się pewne precedensy, przez które się im popuszcza. Troska o ich zdrowie jest naprawdę duża - twierdzi były dziennikarz.
Wielkie pieniądze w grze
Kilka dni temu za pośrednictwem naszego portalu prezes Speedway Ekstraligi Wojciech Stępniewski przeprosił kibiców za całe zamieszenie, które miało miejsce pod koniec ubiegłego miesiąca. Czegoś podobnego od zawodników oczekuje Marcin Majewski i liczy, że także oni uderzą się w pierś. Przypomina jednocześnie, że wszyscy są w przysłowiowym jednym dużym zespole, który tworzy "czarny sport" w Polsce.
- Jeżdżą na żużlu, zarabiając pieniądze, ale też dostarczając rozrywki, za którą płaci telewizja. Nigdy by tyle nie otrzymywali, gdyby nie kontrakt ze stacją telewizyjną - zaznacza nasz rozmówca, jednocześnie broniąc twardej ręki Wojciecha Stępniewskiego.
- Co roku coś takiego się dzieje. W ubiegłym mieliśmy zdarzenie w Krośnie podczas Indywidualnych Mistrzostw Polski i do teraz nie wiem, co się takiego wydarzyło. Kibice też nie lubią być nabijani w butelkę. Wiem, że zawodnicy mówią o ryzykowaniu życia, lecz jest jakieś elementarne zaufanie do sędziego zawodów. Myślę, że on nigdy nie będzie nakłaniał do jazdy, narażając ich zdrowie - dodaje.
Nowe procedury?
Nie da się ukryć, że wydarzenia w Gorzowie Wielkopolskim były największym skandalem w obecnym sezonie, ale może i jednym z największych w ostatnich latach. Ważny w tym wszystkim był aspekt odmowy jazdy. Przypomnijmy, że kierownicy obu drużyn podpisali protokół meczowy, w którym potwierdzili brak chęci pojawienia się na torze. Z obozu Stali można było jednak usłyszeć, że zespół mógł przystąpić do rywalizacji, co stworzyło kolejne kontrowersje.
Prezes Speedway Ekstraligi zgodził się ze stwierdzeniem, że w przyszłości należałoby trochę zmienić procedury i w momencie uznania przez sędziego owalu za regulaminowy, zapalić zielone światło oznaczające start pierwszej gonitwy. - Trzeba wyciągnąć wnioski, nawet jeśli przez trzy biegi będziemy świadkami kabaretu. Będą wyjeżdżać jedni, drudzy albo nikt, ale za to sytuacja będzie klarowna i nie do podważenia - powiedział.
Z tym zgadza się Marcin Majewski. W jego opinii właśnie w ten sposób należałoby postępować, dzięki czemu wszystkich ominie sporo kontrowersji i nikt nie będzie mógł zarzucać, że tak naprawdę chciał walczyć na torze.
Czytaj także:
> Nie ma zamiaru spieszyć się z powrotem na tor. "Chcę mieć pewność"
> Idzie w ślady ojca i wujka. Kolejny Przedpełski z certyfikatem żużlowym