Kolizje terminów nie są niczym nowym w sporcie żużlowym. Czasem jednak zawodnicy zostają zmuszeni do podejmowania trudnych decyzji. Tak też było w przypadku Noricka Bloedorna, który musiał zdecydować, gdzie jechać 8 czerwca - do Debreczyna na 1. rundę TAURON SEC czy też podjąć się walki o miejsce w finałach SGP2. Młody Niemiec skusił się na pierwszą opcję.
- Dla mnie liczy się rozwój. Ścigałem się z dziką kartą w Grand Prix Niemiec i wiem, jaki poziom muszę osiągnąć, aby tam skutecznie rywalizować. To zupełnie inny standard, niż ten, z którym mam styczność w rozgrywkach ligowych. Miałem pewne problemy z silnikami, których używam, więc tam też zabrałem ze sobą jednostki od Petera Johnsona - przyznał Bloedorn, który w Debreczynie wywalczył cztery punkty i zajął piętnastą pozycję.
Wydawało się, że Bloedorn dostanie stałą dziką kartę na SGP2. Mało kto wyobrażał sobie inny scenariusz. Tymczasem Niemiec jest jednym z tych, którzy takowej przepustki nie dostali. Junior zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to się może tak dla niego skończyć. Nie żałuje jednak wyboru.
- Piętnasta pozycja w Debreczynie nie jest idealnym wynikiem, ale jestem zadowolony. Nadal muszę zdobyć więcej doświadczenia, jeździć na większej liczbie torów, aby zobaczyć, jak się spisuję. Jednak podczas SEC miałem już znacznie lepszą prędkość, niż w trakcie Grand Prix Niemiec w Landshut - dodał.
Czytaj także:
- Przysłał zwolnienie i... pojechał na zawody. Spotkała go kara
- Kuriozalne wykluczenie w PGE Ekstralidze
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Cook, Kvech, Baron i Majewski gośćmi Puki