Śledztwo w sprawie mafii zajmującej się nielegalnym obrotem śmieciami nabiera tempa, a w ostatnim czasie do aresztu trafili także najbliżsi współpracownicy założyciela Metalika Recycling Sp. Z o.o. Sławomira K., który zasłynął z hojnego wspierania sportu, a przez kilka lat aż do zatrzymania przez policję był także prezesem klubu żużlowego Kolejarza Rawicz.
On sam do aresztu trafił pod koniec listopada 2023 r. i usłyszał zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Od tamtego czasu sąd regularnie co trzy miesiące przychyla się do wniosku prokuratury o przedłużanie mu aresztu. Śledczy udokumentowali aż 1211 czynów przestępczych Sławomira K. Poważne problemy mają także jego najbliżsi współpracownicy.
Zatrzymania współpracowników
Teraz w areszcie znajdują się także prezes Metalika Recycling Sp. Z o.o. i członek Komisji Rewizyjnej Kolejarza Rawicz Stephan A., Przemysław R. ps. Baranina (przedstawiciel handlowy oraz osoba odpowiedzialna z ramienia Metalika Recycling Sp. Z o.o. za kontakty z kontrahentami). Zarzuty przedstawiono także dwóm pracownicom biurowym spółki Metalika Recycling Sp. Z o.o. - Magdalenie P. oraz Annie S. Wobec Magdaleny P. prokurator zastosował dozór policji.
ZOBACZ WIDEO: Korzeniowski nie może tylko odcinać kuponów. "Pracuję, aby utrzymywać rodzinę"
Co ciekawe, w przypadku Stephana A. łącznie postanowienie o zatrzymaniu obejmuje aż 4316 czynów. Prokuratura odpowiada, że podejrzany nie przyznał się do dokonania zarzucanych mu czynów. W przypadku Sławomira K. nie chce jednak zdradzać jego postawy, bo - jak podkreślają prokuratorzy - "mogłoby to utrudnić śledztwo".
Obecnie działania przedstawicieli Prokuratury Regionalnej w Łodzi dotyczą działalność przynajmniej 700 podmiotów zajmujących się gospodarowaniem odpadami. Prokuratorzy postawili zarzuty już 59 osobom, kilkadziesiąt z nich wciąż przebywa w areszcie. Śledztwo jest jednym z największych tego typu spraw w Polsce.
Tworzyli "ekologiczne bomby"
Prokuratura zdradza coraz więcej na temat przestępczego procederu. - W przeciwieństwie do spraw dotyczących wyłudzeń VAT-u w tym przypadku nie mówimy o skomplikowanym łańcuszku podmiotów a o mafijnej pajęczynie, gdzie relacje pomiędzy poszczególnymi podmiotami i osobami są bardziej skomplikowane - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Krzysztof Bukowiecki, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Łodzi.
Wiadomo też, na czym konkretnie miało polegać poświadczanie nieprawdy przez zamieszane w sprawę podmioty. - Bardzo często zdarzało się, że na etapie odbioru przez pośrednika odpadów od producenta te odpady "cudownie” zmieniały swoją kategorię. Z odpadów komunalnych stawały się choćby odpadami mineralnymi, które można było wsypać do żwirowisk. Firmy prowadzące legalną działalność były wykorzystywane do tego, by przyjmować odpady, które nie powinny się tam znaleźć. Mieliśmy do czynienia z bombą ekologiczną i protestami lokalnej społeczności - opowiada prokurator Bukowiecki.
Inny sposób tej działalności to odpady zawożone do podmiotów, które tylko na papierze zajmowały się ich zagospodarowaniem. Zazwyczaj dotyczyło to odpadów niebezpiecznych, jak lakiery, farby. Spółki, prowadzone przez słupy, wynajmowały opuszczone hale magazynowe, albo wynajdowały opuszczone wyrobiska i niezagospodarowane tereny, gdzie te śmieci nielegalnie składowano.
- Rola poszczególnych osób w tym procederze będzie opisana szczegółowo przez prokuratora podczas finalizowania sprawy. Często zdarzało się, że choć pośrednik odebrał odpady komunalne, to później wykazywał odpady o tej samej gramaturze, ale już innej kategorii. Wtedy właśnie mamy do czynienia z poświadczeniem nieprawdy w dokumentach. Drugim momentem poświadczającym nieprawdę było wystawianie dokumentów mających potwierdzić, że transporty odbywały się do określonych miejsc, choć w rzeczywistości odpady nigdy tam nie trafiały, albo w ogóle nie były transportowane - dodaje rzecznik prokuratury.
Zatrzymany szuka pomocy
Niedawno okazało się, że o pomoc w tej sprawie został poproszony jeden z bardziej znanych łódzkich biznesmenów, Witold Skrzydlewski. To także lokalny działacz sportowy, który zna się ze Sławomirem K. z pracy przy żużlu, a kiedyś o mało co nie został jego wspólnikiem. Niedawno został poproszony o pomoc w znalezieniu odpowiedniego obrońcy dla zatrzymanego prezesa Kolejarza. Odpowiedział na prośbę, ale od tego czasu nie śledził już całej sprawy.
O możliwych problemach K. mówiło się już jakiś czas temu. Problemy z płynnością finansową, a przede wszystkim dostępnością prezesa, zaczęły się już w lipcu ubiegłego roku. Zawodnicy nie otrzymywali wynagrodzeń, a z klubem rozliczali się… sprzętem.
Sam K. kilka razy nie dawał znaku życia, zapadał się pod ziemię. Gdy z kolei się pojawiał, to dementował plotki o problemach z prawem i zapewniał, że to tylko wakacje. Cała sprawa zakończyła się pesymistycznie nie tylko dla żużlowego działacza, ale także jego klubu. Kolejarz Rawicz ostatecznie nie uzyskał licencji i nie wystartuje w tegorocznych rozgrywkach.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Probierz szykuje niespodzianki przy powołaniach
Marciniak z zakazem od UEFA